Uszkodzone auto. Policja: "czyn nie zawiera znamion zabronionego"

Jeśli w przypływie furii chcielibyście zdemolować czyjś samochód polecamy wycieczkę na Pomorze. Istnieje bowiem spora szansa, że dobroduszni policjanci i prokuratura "przymkną oko" na waszą chwilową niedyspozycję i wszystko zakończy się bez zbędnego stresu! Nie wierzycie?

Tego typu sytuacja spotkała jednego z naszych czytelników, który 19 sierpnia podróżował autostradą A1. Postój w Miejscu Obsługi Podróżnych "Olsze" miał dla niego przykre konsekwencje. Po powrocie do auta okazało się, że samochód ma wgniecione prawe tylne drzwi i mocno uszkodzony lakier. Sytuacja o tyle irytująca, że sprawca nie pokwapił się, by zostawić jakiekolwiek namiary, a auto było całkiem nowe - odebrane z salonu nie dalej jak w marcu...

Po powrocie do rodzimego Krakowa poszkodowany zwrócił się do zarządcy Autostrady A1 z prośbą o udostępnienie nagrania z monitoringu. W odpowiedzi otrzymał pismo, w którym poinformowano go, że zarządca - owszem - udostępnia tego typu nagrania, ale może to zrobić wyłącznie na prośbę "odpowiednich organów", czyli m.in. policji.

Reklama

Kierowca uszkodzonego pojazdu zwrócił się więc ze swoim problemem do krakowskiej policji. Ta skontaktowała się z komisariatami w Tczewie i Pelplinie, by ustalić, który z nich powinien zająć się sprawą.

- Zadzwonił do mnie stamtąd (Pelplin - przyp. red.) policjant i poinformował, że składają wniosek o zabezpieczenie monitoringu - mówi Interii Krzysztof, do którego należy uszkodzony samochód. - Myślałem że sprawa szybko się wyjaśni i dowiem się, kto uszkodził mój samochód - dodaje. - Wskazałem konkretny dzień, konkretny przedział czasu (20 minut) i bardzo konkretne miejsce zaparkowania pojazdu.

Niestety, pismo które bohater naszej opowieści otrzymał od Prokuratury Rejonowej w Tczewie (około miesiąc po rozmowie telefonicznej z policjantem) rozwiało wszelkie nadzieje. W dokumencie czytamy, że funkcjonariusze komisariatu w Pelplinie postanowili "odmówić wszczęcia dochodzenia". Najciekawsze jest jednak uzasadnienie.

Wprawdzie właściciel oszacował straty na 800 zł (a biorąc pod uwagę ceny w autoryzowanych serwisach koszt naprawy wyniesie raczej około 3 tys. zł - przyp. red.) - policja umotywowała swoje działanie twierdzeniem że - uwaga - "czyn nie zawiera znamion czynu zabronionego"! Tłumacząc z urzędowego na nasz: uszkodzenie czyjegoś samochodu i ucieczka z miejsca zdarzenia jest - zdaniem stróżów prawa - czymś normalnym i nie należy zawracać sobie tym głowy.

Po zapoznaniu się z aktami decyzję policjantów zatwierdził prokurator Krzysztof Kumor z Prokuratury Rejonowej w Tczewie.

Od redakcji:

Właśnie przez tego rodzaju zachowania wizerunek policji wciąż daleki jest daleki od ideału. Okazuje się jednak, że w tego typu sprawach mundurowi często "obrywają rykoszetem", a same decyzje to wynik opieszałości prokuratury. Mówiąc prościej - prokuratorom nie chce zajmować się drobnymi sprawami, więc "sugerują" mundurowym takie lub inne "zakończenie" sprawy.

W tym konkretnym przypadku uzasadnienie wydaje się jednak zupełnie absurdalne. Nie wskazano np. na niską szkodliwość społeczną czy - po prostu - niemożliwość wykrycia sprawcy. Zamiast tego stwierdzono, że "czyn nie zawiera znamion czynu zabronionego".

Wniosek? Jeśli macie poważne problemy z parkowaniem i chcielibyście poćwiczyć swoje umiejętności na "żywym organizmie" - zapraszamy do Tczewa. Gdy przy okazji uszkodzicie czyjś samochód i uciekniecie z miejsca zdarzenia - możecie spać spokojnie!

O wyjaśnienie tej sytuacji zwróciliśmy się zarówno do policji, jak i prokuratury.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama