Spięcie z policjantami drogówki. Jest finał głośnej sprawy

Na 10 miesięcy ograniczenia wolności - wykonywanie prac społecznych po 30 godzin miesięcznie - skazał we wtorek częstochowski sąd rejonowy Joannę B. i Roberta R., oskarżonych m.in. o naruszenie nietykalności cielesnej i znieważenie policjantów podczas interwencji ponad dwa lata temu.

Oboje mają też przeprosić funkcjonariuszy i wpłacić kilka tysięcy złotych.

Ten wyrok jest bardzo istotny z punktu widzenia oceny jak daleko może posunąć się obywatel negując działania policji - wskazał sąd. Sprawie z uwagę przyglądało się środowisko policyjne - na rozprawy, a także na wtorkową publikację orzeczenia przychodziło wielu funkcjonariuszy, którzy byli zbulwersowani pomówieniami policjantów o brutalny atak na rodzinę z dwojgiem małych dzieci.

Do wydarzeń opisanych w akcie oskarżenia doszło w maju 2017 r. w Częstochowie. Policjanci z częstochowskiej drogówki jadący ul. Okulickiego i zauważyli, jak Joanna B. i Robert R. przebiegają wraz z małymi dziećmi na drugą stronę dwujezdniowej drogi. Kiedy policjanci podjęli interwencję, doszło do awantury, po której para trafiła do radiowozu, a potem na policję.

Reklama

Oboje twierdzili później, że policjanci pobili ich na oczach dzieci. Zamieścili internecie w filmik, na którym zarejestrowali interwencję. Nagranie, które okazało się kluczowym dowodem w procesie, zupełnie inaczej niż para zinterpretowała prokuratura, a teraz sąd.

B. i R. zostali oskarżeni o naruszenie nietykalności funkcjonariuszy - szarpanie za mundur i kopanie - zmuszanie ich poprzez groźby bezprawne do zaniechania czynności służbowej, a także znieważenie.

Zgodnie z nieprawomocnym wyrokiem oboje przez 10 miesięcy mają społecznie przepracować po 30 godzin miesięcznie. Sąd zobowiązał ich także do przeproszenia policjantów na stronach komendy miejskiej w Częstochowie i wojewódzkiej w Katowicach. Mają też wpłacić po tysiąc złotych nawiązki na Fundusz Pomocy Pokrzywdzonym oraz Pomocy Postpenitencjarnej i 5 tys. zł tytułem zwrotu kosztów związanych z ustanowieniem pełnomocnika oskarżycieli posiłkowych.  Sąd zwolnił ich natomiast z kosztów procesu.

Sędzia Mateusz Matuszewski ocenił, że sąd dysponował bardzo prostym materiałem dowodowym - nagraniem dokumentujących przebieg interwencji. Po analizie filmu sąd ocenił, że funkcjonariusze zachowali się zgodnie ze swoimi uprawnieniami, to oskarżeni byli "czynnikiem sprawczym", eskalowali konflikt, kpili z policjantów i poddawali w wątpliwość ich kompetencje, trywializowali to, co się stało.

"Bardzo istotny ten wyrok jest w mojej ocenie z punktu widzenia, jak daleko obywatel może się posunąć negując działania policji" - powiedział sędzia. Przypomniał, że oskarżeni przechodzili z dziećmi w miejscu niedozwolonym, tuż przed jadącym radiowozem. Policjanci mieli obowiązek zareagować. "Myślę, że gdyby nie pewne nastawienie psychiczne, bardzo negatywne nastawianie psychiczne do tej interwencji oskarżonych, to my byśmy się na tej sali nie spotkali" - zaznaczył sędzia.

Jak dodał, policjanci byli bardzo długo spokojni, jednak kiedy zatrzymani nie stosowali się do próśb i poleceń, byli zmuszeni użyć siły. Oskarżeni używali wobec nich przemocy i gróźb.

Obrońca oskarżonych mec. Rafał Niski, który domagał się uniewinnienia, nie przesądził po wyroku, czy będzie apelacja. Zapowiedział, że na pewno zostanie złożony wniosek o uzasadnienie orzeczenia, po jego analizie zapadnie decyzja, czy zostanie ono zaskarżone.  "Wyroki trzeba oczywiście szanować. Mogę się z nim nie zgadzać lub klienci mogą się z nim nie zgadzać, natomiast w chwili obecnej szanujemy orzeczenie sądu i będziemy czekać na uzasadnienie" - powiedział adwokat.

Zadowolenie z wyroku wyraził pełnomocnik oskarżycieli posiłkowych mec. Łukasz Kowalski. "Od początku byliśmy przekonani o winie oskarżonych, tylko trzeba było to przed sądem udowodnić. Materiał dowodowy był druzgocący. Sąd dzisiaj podkreślał wielokrotnie, że tutaj koronnym dowodem jest to nagranie" - powiedział adwokat.

Pytany o wymiar kary, oświadczył, że intencją policji nie było zemszczenie się na oskarżonych. Dla policjantów, którzy interweniowali, ważne są zwłaszcza przeprosiny oskarżonych za wcześniejsze pomawianie ich o przekroczenie prawa.

W opinii przewodniczącego Zarządu Głównego NSZZ Policjantów Rafała Jankowskiego, który także przyjechał na ogłoszenie wyroku, choć uzasadnienie orzeczenia było "świetnie", to jednak kary z podobnych sytuacjach powinny być surowsze. Wskazał, że spotkanie z agresją jest wkalkulowane w policyjną służbę.

"Rozumiem oczywiście, że państwo, którzy dopuścili się tego przestępstwa to nie jakaś kibolska ekipa, tylko zwykli ludzie, ale uważam, że bezwzględna kara pozbawienia wolności, kiedy ktoś dopuścił się czynnej napaści na funkcjonariusza powinna zafunkcjonować, bo będzie to jakaś przestroga przed tym, żeby tego nie robić" - powiedział Jankowski. "Upieram się przy tym, że wyrok jest zbyt łagodny, że każdy kto podniesie rękę na policjanta, powinien się znaleźć w więzieniu" - dodał.

PAP/INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy