​Poszukiwany kierowca Maserati. "Chamstwo i arogancja"

Policja z Krościenka stara się ustalić, kto prowadził Maserati, które w niedzielne popołudnie, chcąc ominąć korek na drodze między Szczawnicą, a Krościenkiem nad Dunajcem, podążało za jadącą tą trasą na sygnale karetką pogotowia ratunkowego. Jak czytamy, ów kierowca "niejednokrotnie stworzył zagrożenie bezpieczeństwa dla pojazdów jadących z naprzeciwka".

To w zasadzie banalne wydarzenie nieoczekiwanie wywołało gorącą dyskusję w Internecie.

Niektórzy próbują usprawiedliwiać kierowcę Maserati, przynajmniej w pewnym stopniu. Tak jak czyni to na przykład "Driver", pisząc: "Oczywiście cwaniaczek zrobił po chamsku i jest to karygodne, ale podejrzewam dlaczego tak zrobił: byłem 14.10.2018 w Szczawnicy i wyjazd z niej w okolicach godz. 17:00 (czyli przejazd 6 km do ronda w Krościenku) zajął mi ok. 4 godzin, więc można było wpaść w furię. Policja miała to gdzieś."

Reklama

Jednak znacznie więcej internautów bez wahania potępia zachowanie poszukiwanego przez policję kierowcy włoskiego luksusowego samochodu.

"Burak. Nawet Maserati nie pomoże, jak słoma z butów wystaje. Za takie coś konfiskata samochodu i licytacja na cele charytatywne" - oburza się "Tomek".

"Takiemu to prawko zabrać natychmiastowo dożywotnio" - wtóruje mu "ja".

"Chamstwo i arogancja wobec prawa i innych to atrybuty właścicieli takich aut klasy premium. Jestem bogaty, więc mogę... Oj, należy się takim prostakom co niektórym przyjrzeć" - wtrąca swoje trzy grosze "MK".

"W Warszawce to normalka, widzę prawie codziennie jak karawana oszołomów śmiga za karetką" - zauważa "warszawiak".

Inni bagatelizują sprawę ("Helena": "Mój Boże, co za zbrodnia!") lub uciekają się do aluzji i ironii ("jinek slovacek": "Ze Słowacji wracał i jeszcze nie zdążył wyhamować...")

Jeszcze inni krytykują policję. Za to, że zamiast samodzielnie ustalić personalia kierowcy Maserati - poprzez system CEPiK (w Polsce nie ma zarejestrowanych zbyt wielu aut tej marki) lub korzystając z zapisów monitoringu - szuka "konfidentów", czyli świadków zdarzenia.

Nie znamy szczegółów niedzielnego incydentu na trasie ze Szczawnicy do Krościenka, więc trudno zajmować jednoznaczne stanowisko w tej sprawie. Tak czy inaczej nasuwa się kilka pytań. Po pierwsze, czy rzeczywiście kierowca Maserati popełnił czyn zabroniony? Aczkolwiek jego zachowanie może być uznawane za przejaw cwaniactwa i irytować innych użytkowników dróg, to, o ile nam wiadomo, żadne przepisy nie zakazują jazdy za pojazdem uprzywilejowanym; oczywiście jeżeli nie wiąże się to z popełnianiem innych wykroczeń: przekraczaniem dopuszczalnej prędkości, najeżdżaniem na linię ciągłą, nie trzymaniem się prawego skraju jezdni itp.

Wyobraźmy sobie następującą sytuację. Oto ulicą jedzie karetka pogotowia. Kierowcy, słysząc odgłosy sygnału i widząc niebieskie migające światła, rozjeżdżają się na boki, robiąc jej miejsce. Ambulans przejeżdża i ruch wraca do normy. Aby tak się stało, ktoś pierwszy musi ruszyć za karetką. Nie ma innej możliwości, więc trudno uznać, że popełnia wykroczenie. A czy istnieje paragraf, precyzyjnie określający odległość, jaką należy utrzymywać za pojazdem uprzywilejowanym?  Jeżeli tak, to gdzieś bardzo głęboko ukryty. Ba, nie każdy pamięta, że w terenie niezabudowanym taki pojazd można wyprzedzać.

W informacjach medialnych na temat wydarzenia, o którym mowa, czytamy, że "Pomimo zwrócenia uwagi przez kierowcę karetki mężczyzna nie zaprzestał kontynuowania jazdy korytarzem, jaki tworzyli pozostali uczestnicy ruchu drogowego w celu umożliwienia bezpiecznego przejazdu karetki". Zastanawiamy się, w jaki sposób kierowca karetki zwrócił uwagę kierowcy Maserati? Zatrzymał się, wysiadł, podszedł i pogadał? I co oznacza słowo: "pomimo"? Czy pracownik pogotowia ma wobec zwykłego obywatela jakąkolwiek moc sprawczą? Co najmniej dziwne... 


INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama