Pościg ulicami Warszawy. Padły strzały!

​Mężczyzna podejrzany o kradzież z włamaniem uciekał autem ulicami Warszawy. Nie chciał się zatrzymać i nie reagował na żadne wezwania policjantów. Co więcej, próbował rozjechać funkcjonariuszy. Ci musieli użyć broni służbowej - poinformował we wtorek podkom. Robert Koniuszy z Komendy Rejonowej Policji II w Warszawie.

Jak przekazał policjant, funkcjonariusze pełniący służbę po cywilnemu zostali skierowani w nocy na parking jednego z marketów budowlanych na warszawskim Ursynowie. Dostali bowiem sygnał, że kierowca ciemnej osobówki miał włamywać się do budynków, w których były urządzenia i narzędzia na ekspozycję sklepu.

Kiedy policjanci dotarli na miejsce, zauważyli odjeżdżającą sprzed marketu skodę. "Postanowili zatrzymać kierowcę do kontroli, używając sygnałów świetlnych i dźwiękowych. Kierowca jednak zignorował wezwanie do zatrzymania i przyspieszył. Uciekał ulicą Pileckiego i Kazury, aż wjechał na parking bez możliwości wyjazdu. To jednak go nie powstrzymało" - powiedział podkom. Robert Koniuszy.

Dodał, że ścigany przejechał przez pas zieleni, a następnie jadąc chodnikiem, najeżdżał i uszkadzał zaparkowane w pobliżu samochody. Dlatego ze względu na ograniczone możliwości manewrów pojazdem służbowym funkcjonariusze postanowili dogonić mężczyznę pieszo. Kiedy dobiegli do pojazdu w okolicach ulicy Kazury 20, mężczyzna siedzący za kierownicą auta skręcił, usiłując ich potrącić.

"W związku z realnym zagrożeniem dla życia i zdrowia oraz brakiem jakiekolwiek rekcji na wezwania do zatrzymania jeden z policjantów oddał strzał ostrzegawczy w bezpiecznym kierunku z zachowaniem wszelkich procedur. Strzał i okrzyk +Policja+ nie przekonały jednak mężczyzny jadącego na funkcjonariusza. Dopiero kolejny strzał i okrzyk +Stój bo strzelam+ spowodowały, że 37-latek zatrzymał samochód. Został natychmiast obezwładniony i zatrzymany" - wyjaśnił nadkom. Koniuszy.

W samochodzie zatrzymanego funkcjonariusze znaleźli 14 płynów do spryskiwaczy, 6 butli z gazem, drabinę aluminiową, dmuchawę do liści, suszarkę do rąk, nożyce do drutu, karton z saszetkami cukru, opryskiwacz ogrodowy, przedłużacz bębnowy oraz inne przedmioty pochodzące z kradzieży. "Podejrzany przyznał się, że wszystko pochodzi z kradzieży z włamaniem do magazynu jednej ze stacji paliw w okolicach Grodziska Mazowieckiego oraz z budynków na ekspozycje przy markecie budowlanym, sprzed którego uciekał" - poinformował podkom. Koniuszy.

37-latek usłyszał zarzuty, za które może zostać skazany nawet na 10 lat więzienia. Prokurator zastosował wobec niego środek zapobiegawczy w postaci policyjnego dozoru.

Reklama
PAP
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy