Policjanci ratowali rannych. Wracali z kursu pierwszej pomocy

Trzej zielonogórscy policjanci, wracający z kursu pierwszej pomocy w Legionowie, byli świadkami wypadku drogowego na drodze S-3 obok Polkowic. Przez kilkanaście minut do przyjazdu ratowników medycznych funkcjonariusze udzielali pomocy pięciu poszkodowanym, wśród których było dwoje dzieci.

Do zdarzenia doszło w miniony piątek późnym wieczorem. Trzej policjanci wracali z kursu pierwszej pomocy w Centrum Szkolenia Policji w Legionowie. Asp. szt. Waldemar Kurczaba, asp. Paweł Skubakowski z Wydziału Ruchu Drogowego oraz dzielnicowy mł. asp. Damian Krupa na drodze S3 na wysokości Polkowic zobaczyli rozbity samochód marki BMW.

Pojazd uderzył w barierę ochronną i kilka razy przekoziołkował. W trakcie dachowania z auta wypadły trzy osoby. Na miejscu wypadku znajdowały się już dwa inne pojazdy. Policjanci zatrzymali swój samochód na pasie drogowym, włączając światła awaryjne i włączyli się do działań ratunkowych.

Reklama

Kierowca był przytomny i chodził dookoła pojazdu. Wewnątrz znajdowała się kobieta, której dolna część ciała była zaklinowana w pojeździe. Policjanci ustalili, że samochodem podróżowało pięć osób. Na pasie zieleni pomiędzy barierami ochronnymi zauważyli nastolatkę z ranami nóg. Poszkodowana doznała urazu uda i miała silny krwotok. Asp. P. Skubakowski i mł. asp. D. Krupa wspólnie z kobietą, która także była świadkiem wypadku i, jak się okazało, lekarzem anestezjologiem, zajęli się tamowaniem krwotoku poprzez założenie opaski uciskowej oraz zabezpieczeniem poszkodowanej przed wychłodzeniem.

Wkrótce na miejsce dojechali także strażacy, którzy mieli na wyposażeniu ortopedyczne kołnierze. Policjanci założyli je poszkodowanej nastolatce oraz kobiecie w samochodzie.

Asp. szt. W. Kurczaba odnalazł pozostałe dwie osoby - matkę i jej ośmioletniego syna, którzy chodzili po pasie drogowym. Oboje byli w szoku, krzyczeli i płakali. Policjant okrył ich kocami termicznymi, które przynieśli inni kierowcy zatrzymujący się na miejscu zdarzenia. Policjant został z nimi, rozmawiając i uspokajając, aż do przyjazdu karetki pogotowia.

Policja/Interia.pl
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama