Nowatorska technologia naprawy dróg. Autorski pomysł Łodzi to hit
Łódź - słusznie czy nie - słynie z korków i dziurawych ulic. Teraz zasłynęła dodatkowo w opracowania nowatorskiej "technologii" naprawy ulic.
Życie kierowców w Polsce jest coraz trudniejsze. Z jednej strony coraz więcej płacimy za paliwo (wcale nie dlatego, żeby Orlen zarabiał miliardy, tylko żeby Niemcy nam go nie wykupili) i za mandaty, z drugiej strony po drogach jeździ się coraz trudniej. Opozycja, która rządzi w większości miast, prowadzi intensywne działania zmierzające do ograniczenia ruchu, wystarczy wspomnieć o pladze słupkowania, rozszerzania stref płatnego parkowania (czekamy na pierwsze miasto, które "dojedzie" strefą do granicy miasta) czy podnoszenia opłat.
Ostatni wynalazek to tzw. strefy czystego transportu, dzięki którym sprzedawane w Polsce i homologowane pojazdy, nagle w pewnych rejonach staną się nielegalne, a ich dalsze użytkowanie będzie wiązało się z karami finansowymi. Pomysł uchwalony przez władze centralne jako pierwsze ochoczo podchwyciły Kraków, Warszawa i Wrocław.
Dwa główne efekty tych działań to zabieranie pieniędzy kierowcom oraz zwiększanie korków. Polskie miasta znajdują się w czołówce najbardziej zakorkowanych miast świata (!) i systematycznie pną się w górę tego niechlubnego rankingu.
Mimo tego, zmotoryzowanie Polacy bronią się nieśmiało. Jedynie w Łodzi kierowcy się zorganizowali i podjęli aktywne działania, zmierzające do poprawy ich sytuacji.
Np. według raportu amerykańskiej firmy INRIX w Łodzi w 2021 roku kierowcy tracili w korkach średnio 48 godzin, a w zeszłym roku było to już 58 godzin. Co prawda Łodzi wciąż daleko do Wrocławia (80 godzin) czy Poznania (74 godziny), ale wzrost zakorkowania o 20 proc. trzeba uznać za "wybitne" osiągnięcie.
Właśnie w Łodzi działa stowarzyszenie "LDZ Zmotoryzowani Łodzianie", które piętnuje tę działalność władz miasta, która uderza w jakość życia łodzian posiadających samochody. Chociaż ciężko jest podejmować walkę z dysponującym potężnymi funduszami miastem, stowarzyszenie działa nie tylko w internecie. Zasłynęło np. billboardami z hasłem "Wjeżdżasz do Łodzi, najbardziej dziurawego i zakorkowanego miasta w Polsce".
Łódź najwyraźniej uznała, że wyjście poza internet to już poważna sprawa i szkodzi wizerunkowi miasta. Dlatego wzięło się za łatanie dziur. Profil stowarzyszenia zalały wykonane przez kierowców zdjęcia, na których widać jak drogowcy leją asfalt wprost do kałuż wypełniających dziury, co jest działaniem załatwiającym problem może na... kilka dni.
Natomiast na oficjalnym profilu miasta Łodzi pojawił się mem (!), na których widać połataną podobną "technologią" (lania asfaltu prosto w kałużę) drogę... gruntową. Memowi towarzyszył opis, mówiący, że może i wygląda to śmiesznie ale działa, naprawę wykonano na prośbę mieszkańców, jest ona tymczasowa do czasu przeprowadzenia "porządnej" naprawy, a pozwoli nie "zerwać" zawieszenia. Jednym słowem - drogi gruntowej nie można wyrównać bo nie, lepiej jest w dziury wylać asfalt.
Mieszkańcy Łodzi raczej do mema nie podeszli ze zrozumieniem. Pojawiły się komentarze mówiące, że jest - w dosłownym niemal sensie - wywalanie pieniędzy w błoto, że to nawet nie jest kabaret, ale po prostu kompromitowanie (nie pierwsze już) miejskiego profilu, a sam fakt, że w XXI wieku w mieście Łodzi istnieją drogi gruntowe dużo mówi o władzach miasta.
Miejski profil polemiki nie podjął. Niestety, nie odpowiedział nawet na prośbę o wytłumaczenie, dlaczego dokładnie taka sama "technologia" używana jest do łatania dróg asfaltowych. Pytanie udokumentowano filmikiem na którym widać jak robotnik kilkoma ruchami łopaty usuwa część wody z kałuży, a następnie tę samą łopatą, do pozostałej wody wlewa z taczki asfalt. To wszystko odbywa się w normalnym ruchu, a "naprawa" zajmuje może 30 sekund.
Nie brakuje jednak internautów, którzy widzą pozytyw całej sprawy. Jeden z nich słusznie zauważył, że miasto robi postęp, bo już wie, że wylewanie asfaltowych placków do kałuży to nie jest "porządna" naprawa. Inny napisał, że wpis z memem "przejdzie do historii i wejdzie na do podręczników miejskich biur prasowych". Możemy się tylko domyślać, że w rozdziale "Jak nie prowadzić profilu miasta"...
***