Nagrał, jak inne auto zalicza piruet i wypada z drogi. Powinien zostać surowo ukarany?
To jeden z tak zwanych filmów "ku przestrodze", faktycznie doskonale pokazujący, jak niewiele trzeba w warunkach zimowych, żeby doszło do nieszczęścia. Sporo wskazuje na to, że to zdarzenie powinno być także nauczką na nagrywającego, ale on raczej nie jest tego świadom.
"Jakie trudne warunki?" zapyta pewnie ktoś, patrząc na kadr z nagrania. Pięknie odśnieżona Zakopianka, asfalt jedynie delikatnie wilgotny, więc ogólnie kierowcy mogą czuć się pewnie i bezpiecznie, prawda?
Tak właśnie musiał myśleć kierowca Seata Leona, który poruszał się lewym pasem. Wyprzedził autora nagrania oraz Nissana Almerę, którego kierowca, widząc hiszpańskiego hatchbacka w lusterku, prawidłowo zjechał na prawy pas. Wszystko wyglądało bezpiecznie, a prędkość Seata nie była wiele większa od tej, z jaką poruszał się Nissan.
Pomimo tego na wyjściu z łuku, Leon nagle obrócił się o 90 stopni i wjechał prosto do rowu. Tam, wbrew opisowi nagrania, wcale nie dachował tylko zaliczył piruet (lub beczkę, jak piszą niektórzy komentujący) i wylądował na kołach. Na pierwszy rzut oka karoseria zachowała swój kształt, ale trudno powiedzieć, jak tak mocne uderzenie znieśli podróżni.
Nagranie to jednoznacznie pokazuje, że nawet pozornie bezpieczny asfalt zimą, może być śliski, może pojawiać się na nim tak zwany czarny lód, a do tego występować tylko w niektórych miejscach, więc nagła utrata przyczepności może nas całkowicie zaskoczyć. W takich sytuacjach widać też dlaczego dobre opony zimowe są tak ważne.
To zdarzenie daje nam jeszcze jedną, istotną lekcję. Lekcję dla kierowcy Nissana Almery oraz (prawdopodobnie) również dla nagrywającego. Domyślacie się o czym mowa?
Mowa oczywiście o obowiązku udzielenia pomocy ofiarom wypadku drogowego. Zgonie z art. 44 ustawy Prawo o ruchu drogowym, "kierujący pojazdem w razie uczestniczenia w wypadku drogowym jest obowiązany":
- zatrzymać pojazd, nie powodując przy tym zagrożenia bezpieczeństwa ruchu drogowego
- przedsięwziąć odpowiednie środki w celu zapewnienia bezpieczeństwa ruchu w miejscu wypadku
- niezwłocznie usunąć pojazd z miejsca wypadku, aby nie powodował zagrożenia lub tamowania ruchu, jeżeli nie ma zabitego lub rannego;
- udzielić niezbędnej pomocy ofiarom wypadku oraz wezwać zespół ratownictwa medycznego i policję;
- nie podejmować czynności, które mogłyby utrudnić ustalenie przebiegu wypadku;
- pozostać na miejscu wypadku, a jeżeli wezwanie zespołu ratownictwa medycznego lub policji wymaga oddalenia się - niezwłocznie powrócić na to miejsce
Ale nie trzeba być uczestnikiem wypadku, by spoczywał na nas obowiązek udzielenie pomocy. Mów o tym art. 4 Ustawy o Państwowym Ratownictwie Medycznym:
Tymczasem kierowca Almery, chociaż doskonale widział, co się stało, ponieważ musiał nawet wcisnąć hamulec, aby nie uderzył w niego Leon, zwyczajnie pojechał dalej. Wiele wskazuje na to, że podobnie zrobił autor nagrania - nie zatrzymał się natychmiast na poboczu, tylko zwolnił, aby wymanewrować między plastikowymi elementami Seata, które upadły na jego pas ruchu. Co było dalej? Tu film się urywa, więc nie wiemy, czy jego autor pojechał dalej, czy tylko nie zatrzymał się od razu, ponieważ chciał zjechać w prawo na pobliską drogę i stamtąd ruszyć z pomocą podróżującym Seatem.
A co grozi za nieudzielenie pomocy ofierze wypadku drogowego? Zgodnie z art. 162 Kodeksu karnego:
Oczywiście nie każde zdarzenie drogowe jest wypadkiem i nie każde stanowi zagrożenie dla zdrowia i życia osób w nim uczestniczących. Nie możemy tego jednak wiedzieć, dopóki się nie zatrzymamy, nie upewnimy, że nikomu nic się nie stało, a w razie jakichkolwiek wątpliwości nie wezwiemy na miejsce zespołu ratownictwa medycznego, aby on ocenił stan zdrowia uczestników zdarzenia. Dlatego, widząc nawet drobną stłuczkę, naszym obowiązkiem jest zatrzymać się i upewnić, czy ktoś nie potrzebuje pomocy.
***