Miało być 900 km autostrad i 2100 ekspresówek. A jest?

Rząd Donalda Tuska obiecał nam 3000 km nowoczesnych dróg. Do Euro 2012 mieliśmy mieć 900 km autostrad i 2100 km dróg ekspresowych. Do czerwca udało się oddać do 300 km autostrad i zaledwie 440 km ekspresówek.

Rzeczywistość odbiega od planów... / Fot: Tadeusz Koniarz
Rzeczywistość odbiega od planów... / Fot: Tadeusz KoniarzReporter

Ponad 600 km tras ekspresowych wciąż jest w budowie. Trudno powiedzieć, że nic w tym temacie się nie dzieje. Ale częściej - zamiast o oddawanych fragmentach tras - słyszymy o zerwanych umowach, sądowych sporach między wykonawcami, a Generalną Dyrekcją Dróg oraz bankrutujących podwykonawcach.

Przyspieszymy budowę autostrad, dróg ekspresowych i obwodnic - taką obietnicę 5 lat temu w swoim pierwszym expose złożył Donald Tusk. Niestety. Zamiast z pierwszego biegu wrzucić drugi i trzeci, a może czwarty, doszliśmy zaledwie do dwójki i do tego często używaliśmy hamulca ręcznego. Rządzący nie potrafili wystarczająco uprościć skomplikowanych przepisów, całe ryzyko budowy dróg przeniesiono na wykonawców, a urzędnicy sztywno trzymali się zapisanych w umowach zasad, zamiast - tam, gdzie to możliwe - pójść wykonawcom na rękę. I nie mamy na myśli spełniania ich wszelkich próśb i zwiększania kwot kontraktów.

W efekcie spora część dróg, którymi kierowcy mieli jeździć już podczas mistrzostw Euro, będzie gotowa najwcześniej za rok, a zamiast pięciu obiecywanych tras ekspresowych łączących polskie miasta ze stolicą powstała tylko jedna. Ze wszystkich obietnic udało się spełnić tylko jedną. Dociągnąć autostradę A2 do Warszawy. I to na dzień przed Euro. Później - przez ponad 2 miesiące - kierowcy i tak musieli jeździć tam jedną jezdnią.

Z pozostałych obiecanych autostrad nie powstała ani trasa A1 - i to zarówno na północ, jak i na południe od Łodzi. Niedługo gotowy będzie ponad 30-kilometrowy odcinek autostrady A4 na wschód od Krakowa. Co z tego, skoro przez co najmniej rok będzie bezużyteczny, bo kierowcy nie będą mieli jak do niego dojechać. Firmy, które budowały sąsiednie odcinki, zbankrutowały lub zostały z budowy wyrzucone za brak mobilizacji i duże opóźnienia inwestycji.

Najgorzej przedstawia się stan budowy tras ekspresowych. Jeszcze kilka lat będziemy czekać na ekspresową S7 z Warszawy do Gdańska, na niektóre fragmenty obiecanej S5 możemy czekać jeszcze dłużej, a już zupełnie niezrozumiały jest brak pieniędzy na brakujące kilka kilometrów trasy S11, bez których zachodnia obwodnica Poznania to wciąż fikcja. Podobnie ma się sprawa części obwodnicy Krakowa na drodze S7. Tam brakuje nieco ponad 4 kilometrów...

Rządzący nie tylko nie uporali się z opóźnieniami w przetargach. Nie przewidzieli także, że przy tak szerokim froncie robót może zabraknąć ludzi i sprzętu. W efekcie firmy, które nie były w stanie same wykonać wszystkich prac, musiały korzystać z pomocy setek małych firm podwykonawczych. I teraz to one, bankrutując, płacą rachunek za obietnice rządzących.

Paweł Świąder

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas