Kierowca autobusu oburzony zatrzymaniem. "Potraktowali mnie jak przestępcę"

Potraktowali mnie jak przestępcę, a przecież ja nikogo nie zabiłem - mówi kierowca MZA w Warszawie Zbigniew Kogut, którego w środę zatrzymano podczas policyjnych kontroli miejskich autobusów. Policja odpowiadając na zarzut, stwierdziła, że mężczyzna musiał zostać zatrzymany, bo takie są przepisy.

Według policyjnych danych od środy od godz. 7 rano do czwartku do godz. 7 rano, funkcjonariusze z Warszawy skontrolowali ponad 180 kierowców. Raz narkotest raz dał pozytywny wynik. Przy czym mieliśmy tutaj do czynienia z 63-letnim mężczyzną, który choruje na serce i na nadciśnienie, a co za tym idzie - przyjmuje stale lekarstwa związane z tymi chorobami - opowiada asp. szt. Mariusz Mrozek z Komendy Stołecznej Policji. Jak zaznaczył, na uzyskany wynik testu mógł, więc mieć wpływ któryś ze składników lekarstw.

Na profilu społecznościowym Miejskich Zakładów Autobusowych zamieszczono film, na którym Zbigniew Kogut, kierowca MZA z zajezdni Stalowa, opowiedział, jak zatrzymanie wyglądało z jego perspektywy.

Reklama

Ja nikogo nie zabiłem

Była chyba godzina 12.37, jak przyjechałem na pętlę na przerwę. Stali policjanci z drogówki i poprosili, czy mogą mi zrobić próbę, która trwa ok. 20 minut. Powiedziałem, że dobrze - mówił w filmie kierowca MZA. Jak dodaje, podczas pierwszej próby okazało się, że ma amfetaminę i metamfetaminę. Podczas drugiej próby wykluczono metamfetaminę, a na amfetaminę za mała próbka była. Zrobili mi trzecią próbę, która nic nie wykazała. Zrobili czwartą i w czwartej próbie wykluczono metamfetaminę, a wyszła amfetamina - wyliczył.

Powiedział również, że wtedy policjanci poinformowali go, że zostanie przewieziony na komendę. W pewnym momencie jeden z policjantów powiedział, że musimy jechać na rewizję do mnie do domu pod kątem narkotyków. Powiedzieli, że takie dostali polecenie. Wyraziłem zgodę, bo się nie bałem - opowiadał.

Kierowca dodał, że po rewizji został przewieziony do szpitala praskiego na pobranie krwi, a następnie na komendę, gdzie później zdecydowano o przewiezieniu kierowcy do szpitala wolskiego na pobranie moczu. Zapytałem się, co dalej. W pewnym momencie policjant powiedział, że niestety, ale będzie pan zatrzymany na 24 (godziny - PAP) - powiedział kierowca i dodał, że poczuł się, jakby policjanci potraktowali go jak przestępcę. A przecież ja nikogo nie zabiłem - podkreślił.

Zaznaczył, że następnego dnia wyniki były negatywne. Naprawdę nieprzyjemne było to dla mnie. Nie bałem się, że będzie negatywny, bo ja nie biorę. Jestem przekonany, że te próbki nie są warte niczego. Jeżeli chcą robić, to powinni od razu krew brać - ocenił kierowca.

Policja komentuje

Przyjrzyjmy się sytuacji hipotetycznie. 25 czerwca (tego dnia doszło do wypadku autobusu na S8 - PAP) policjanci na pętli autobusowej kontrolują jednego z kierowców autobusu. Wyniki testu pokazują na możliwość obecności narkotyków w jego organizmie. Mężczyzna mówi policjantom, że choruje na różne choroby, bierze dużo leków i mówi policjantom, że stąd taki wynik. Zostaje puszczony, a niedługo później dochodzi do wypadku. Badania krwi wykazują, że był pod wpływem silnych narkotyków. Czy ktokolwiek w tym momencie uważałby, że wcześniejsze tłumaczenie mężczyzny mogłoby spowodować jego puszczenie przez policjantów - powiedział asp. szt. Mariusz Mrozek.

Wróćmy więc do wczorajszej sytuacji. Policjanci kontrolują kierowcę, u którego wynik wskazuje na obecność narkotyków w organizmie. Mężczyzna mówi, że choruje i bierze dużo leków, jednak zgodnie z naszymi procedurami, nie może to w tym momencie stanowić powodu do jego zwolnienia - zaznaczył policjant.

Poinformował, że funkcjonariusze w takiej sytuacji muszą zweryfikować wyniki narkotestu poprzez badanie krwi, dlatego jadą z kierowcą do szpitala. Do czasu uzyskania jednoznacznych wyników badań toksykologicznych mężczyzna musi pozostać w naszej dyspozycji, bowiem w przypadku, gdybyśmy mieli do czynienia z osobą, która rzeczywiście zażyła narkotyki, mogłaby ona próbować pozbyć się obciążających ją dowodów, np. pojechać do domu lub w inne miejsce i ukryć narkotyki, które posiada lub zniszczyć je - tłumaczył Mrozek.

To jest właśnie powodem, dla którego taki kierowca nie może zostać puszczony wolno, i nie może kontynuować swojej pracy ze względu na bezpieczeństwo pasażerów komunikacji miejskiej. Musimy mieć 100 procent pewności, że taka osoba nie jest pod wpływem środków odurzających i tym samym nie popełniła przestępstwa. Taką pewność daje tylko badanie próbki krwi - stwierdził policjant.

Wydaje się, że pomimo tych dolegliwości kontrole są zrozumiałe dla samych kierowców, jak i dla ich firmy. Robimy to, również po to, aby byli postrzegani, jako profesjonaliści i osoby, które dbają o przewożonych pasażerów. Cieszy nas fakt, że wczoraj był to jedyny przypadek, gdy musieliśmy zweryfikować wyniki narkotestu. Chcielibyśmy, aby takich przypadków nie było w ogóle. Jeżeli jednak będą się one powtarzać, będziemy również sprawdzać je bardzo dokładnie - dodał asp. szt. Mariusz Mrozek.


RMF FM/PAP
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy