Dlaczego kierowca nie hamował przed pociągiem? Taka usterka może cię zabić
Kolizja do jakiej doszło w miejscowości Skoki, gdzie kierowca starego Forda Mondeo uderzył w przejeżdżający pociąg, wywołała sporo dyskusji. Czy kierowca osobówki rzeczywiście nie hamował przed przejazdem?
Jak udało nam się ustalić, kierowca Forda jechał właśnie do wydziału komunikacji, gdzie miał zamiar zarejestrować pojazd lub - co bardziej prawdopodobne - zgłosić jego nabycie. Na drugi scenariusz wskazuje fakt, że ważność badań technicznych starego Forda Mondeo upływała dziś, czyli 19 października. Czy kierowca - na co wskazuje brak włączonych świateł hamowania - rzeczywiście nie próbował zatrzymać się przed przejazdem?
Z relacji samego sprawcy zdarzenia wynika, że starał się zatrzymać pojazd lecz "zawiodły hamulce". Samochód zabezpieczony został do dalszych badań, ale już dziś, z dużą dozą prawdopodobieństwa, możemy domyślić się, co się stało...
Internetowe dyskusje dotyczące obowiązkowych badań technicznych mają pewien wspólny aspekt. Uczestniczą w nich głównie czytelnicy motoryzacyjnych serwisów tematycznych, czyli - mówiąc wprost - osoby, które w taki czy inny sposób interesują się pojazdami. Często są to wiec kierowcy, którzy doskonale znają stan techniczny własnych pojazdów i sami przy nich majsterkują. Problem w tym, że nie reprezentują oni ogółu społeczeństwa. A statystyczny Kowalski nie tylko jeździ autem w wieku 15 lat, ale też - co pokazuje praktyka Stacji Kontroli Pojazdów - ma niewielkie pojęcie o stanie technicznym własnego samochodu.
Jedną z częściej stwierdzanych na przeglądach usterek jest chociażby korozja przewodów hamulcowych, która mogła być powodem zderzenia leciwego Forda Mondeo z pociągiem. Zjawisko dotyczy większości pojazdów w wieku powyżej 10 lat, chociaż niektórzy producenci (np. Audi, Volvo) radzą sobie z ich zabezpieczeniem lepiej niż inni.
Pamiętajmy jednak, że jeśli nasz samochód ma za sobą "naście" lat, przynajmniej raz do roku, powinniśmy dokładnie skontrolować ich stan. Dlaczego?
O ile zużyte elementy cierne układu hamulcowego dają o sobie znać nieprzyjemnym chrobotaniem czy piskami, o tyle przewody hydrauliczne psują się w systemie "zerojedynkowym". Często dochodzi do tego właśnie na stacji diagnostycznej (gdy wciskamy hamulec do oporu) lub... w czasie hamowania awaryjnego.
Najbezpieczniej przyjąć zasadę, że przewód kwalifikuje się do wyrzucenia, jeśli korozja uszczupliła 1/3 jego pierwotnej grubości. Ile kosztować może wymiana kompletu przewodów? Jeśli po części udamy się do sklepu motoryzacyjnego lub autoryzowanego serwisu, koszty mogą być szokujące. Trzeba jednak zdawać sobie sprawę, że przewody hamulcowe - najtaniej - jest po prostu dorobić. Za naprawę rzadko kiedy zapłacimy wówczas więcej niż 300 zł - 500 zł.
Tego typu usługi świadczy większość warsztatów samochodowych. Naprawa polega po prostu na wyrzuceniu starych, stalowych przewodów i zastąpieniu ich nowymi, dorobionymi na miejscu. Nowe przewody wykonywane są z reguły z giętkich rurek miedziowych lub miedziowo-niklowych, które - dysponując specjalną prasą tworzącą tzw. "spęczki" - można przystosować do połączeń gwintowanych. Co ciekawe, tak przeprowadzona naprawa, z punktu widzenia trwałości, jest nawet lepsza niż oryginalne, fabryczne rozwiązanie oparte o przewody stalowe. Miedź nie tylko daje się łatwo kształtować, ale też - a może przede wszystkim - cechuje się zdecydowanie wyższą odpornością na warunku atmosferyczne.
Zgodnie z obowiązującymi normami średnica zewnętrzna wykonanych z miedzi przewodów hamulcowych nie może być mniejsza niż 4,75 mm, a ścianka przewodu cieńsza niż 0,9 mm. Ważny jest również sam sposób dorobienia, który gwarantować ma brak zmian w przekroju przewodu na całej jego długości. Inwestując w układ hamulcowy warto również zdecydować się na montaż nowych, giętkich przewodów hamulcowych.
W przypadku nietypowych pojazdów, gdy nie można liczyć na markowe zamienniki, polecamy skorzystanie z oferty firm oferujących giętkie przewody o znormalizowanych długościach i końcówkach. Można wówczas zdecydować się na odrobinę dłuższy przewód. Różnica 2 czy 5 cm w stosunku do oryginału nie wpłynie w zauważalny sposób na sprawność hamulców, a w kieszeni zostanie nam nawet kilkaset złotych!