Cofał autem dostawczym. Śmiertelnie potrącił kobietę, usłyszał wyrok
Do roku więzienia obniżył we wtorek Sąd Okręgowy w Białymstoku karę dla młodego kierowcy, który - cofając dostawcze auto - śmiertelnie potrącił na chodniku w centrum miasta 86-letnią kobietę. Dodatkowa kara to 4-letni zakaz prowadzenia pojazdów mechanicznych. Wyrok jest prawomocny.
W pierwszej instancji zapadł wyrok roku i 4 miesięcy więzienia. Jeszcze przed wtorkowym orzeczeniem drugiej instancji sprawca w ramach częściowego zadośćuczynienia zapłacił córce zmarłej kobiety 25 tys. zł.
Wypadek miał miejsce w połowie stycznia. 28-latek prowadził samochód dostawczy, którym wjechał na chodnik przy ul. Skłodowskiej w centrum Białegostoku. Cofając, potrącił pieszą, która zginęła na miejscu. Prokuratura zarzuciła kierowcy nieumyślne spowodowanie wypadku ze skutkiem śmiertelnym. Oskarżony przyznał się, w śledztwie nie stosowano wobec niego żadnych środków zapobiegawczych.
Z jego wyjaśnień wynikało, że chciał zaparkować na miejscu dla dostawców, wjechał na chodnik i wolno cofał. Twierdził, że na zewnątrz "była szarówka", patrzył w lusterka, ale nie widział w nich nikogo, w aucie nie miał czujników ani kamery cofania. Kiedy poczuł uderzenie, myślał, że wjechał w zaspę śnieżną. Wysiadł i zajrzał pod samochód, wtedy zauważył, że potrącił kobietę. Nie dawała oznak życia, zadzwonił na numer alarmowy.
Przed sądem rejonowym prokuratura wnioskowała o dwa lata więzienia i 5-letni zakaz prowadzenia pojazdów mechanicznych. Obrona chciała warunkowego zawieszenia wykonania kary. Córka zmarłej wnioskowała o zadośćuczynienie za śmierć matki.
Wyrok roku i 4 miesięcy więzienia zaskarżył obrońca. Sąd Okręgowy w Białymstoku karę tę obniżył do roku, w pozostałym zakresie (zakaz prowadzenia pojazdów, częściowe zadośćuczynienie) wyrok utrzymał.
W ustnym uzasadnieniu sędzia Przemysław Wasilewski mówił o "tragicznym zbiegu okoliczności". Podkreślał, że nie miała na to żadnego wpływu piesza. Sąd zwracał uwagę na splot tych okoliczności: starsza pani zmieniła tego dnia stałą trasę, którą szła na osiedlowy ryneczek (była zima, na chodnikach leżał śnieg), a kierowca zaspał i - choć dziesiątki razy parkował w tym miejscu, przywożąc towar - spieszył się, co mogło wpłynąć na jego koncentrację za kierownicą. "Z całą pewnością nie upewnił się, że jego manewr nie zagrozi żadnemu pieszemu" - mówił sędzia Wasilewski.
Zaznaczył, że pieszy na chodniku jest szczególnie chroniony i ma prawo poruszać się tam w dowolny sposób, bo nie jeżdżą tam samochody. A jeśli już wjeżdżają, to obowiązkiem kierowcy jest upewnienie się, że nikomu nie zagraża np. manewr cofania. Sędzia zwracał uwagę, że jeśli nie ma innej możliwości, należy albo wysiąść z samochodu i upewnić się, czy chodnik jest wolny, albo skorzystać z pomocy innej osoby. Oskarżony tego nie zrobił.
Kierowcy na ogłoszeniu wyroku nie było. Jeszcze przed ostatecznym wyrokiem zapłacił 25 tys. zł zadośćuczynienia - w tej części wyroku obrońca nie zaskarżył.
"Zdaniem sądu, oskarżony dokładnie wie, co się stało i również na jego życiu to zdarzenie wywrze piętno, którego, myślę, że czas do końca nie zagoi" - mówił sędzia Wasilewski.
Sąd uznał, że są przesłanki do obniżenia kary więzienia (sprawca niekarany, czynny żal, rodzina na utrzymaniu, działa społecznie jako czynny strażak ochotnik), ale już nie od warunkowego zawieszenia jej wykonania. Sąd nie złagodził też 4-letniego zakazu prowadzenia wszelkich pojazdów mechanicznych. "Oskarżony w sposób rażący złamał zasady obowiązujące w ruchu drogowym, w miejscu, w którym pod szczególną ochroną znajdują się piesi" - uzasadniał sędzia.