Autostradami pojedziemy wolniej? Są takie pomysły

Polskie drogi są obecnie jednymi z najszybszych w Europie. Od stycznia 2011 roku na naszych autostradach obowiązuje - wyższe niż w większości państw Unii Europejskiej - ograniczenie prędkości do 140 km/h. Wkrótce może się to jednak zmienić...

Jak informuje branżowy portal BRD24.pl, zajmujący się problematyką bezpieczeństwa ruchu drogowego w Polsce, o obniżenie obecnych limitów prędkości apelują eksperci z Politechniki Krakowskiej.

Idei wtóruje chociażby prof. Stanisław Gaca. Naukowiec przekonuje, że "Przez lata przy budowie dróg obowiązywała tzw. prędkość projektowa na poziomie 120 km/h oraz prędkość miarodajna, czyli taka służąca ocenie elementów drogi pod względem bezpieczeństwa ruchu drogowego, na poziomie 130 km/h. Przy wcześniejszych limitach prędkości, prędkość miarodajna była zbieżna z prędkością dopuszczalną." Inaczej rzecz ujmując - w ocenie ekspertów - polskie autostrady i drogi ekspresowe nie są przystosowane do poruszania się po nich z obowiązującymi obecnie prędkościami.

Reklama

Zdaniem autorów pomysłów podniesienie limitu prędkości na autostradach i drogach ekspresowych w 2011 roku nie miało żadnych merytorycznych podstaw i było rodzajem "kiełbasy wyborczej". Zwracają oni uwagę, że poprawkę do obowiązujących przepisów zgłosił ówczesny senator PO - Stanisław Iwan. Senatorowie przeforsowali wówczas również zapis o tym, że kierowcy nie mogą być karani za przekroczenie mniejsze niż 10 km/h. W praktyce oznacza to, że - bez obawy o mandat - na polskich autostradach można się dziś poruszać z prędkością zbliżoną do 150 km/h.

Pomysłodawcy przywrócenia starych limitów zwracają uwagę, że za podniesieniem ograniczenia prędkości nie poszły zmiany w przepisach dotyczących projektowania dróg. Oznacza to, że nawet budowane obecnie odcinki autostrad nie są przystosowane do poruszania się po nich z prędkościami rzędu 140 km/h...

Ci sami naukowcy z Katedry Budowy Dróg i Inżynierii Ruchu Politechniki Krakowskiej zwracali uwagę na problem już w 2011 roku. Wówczas mówiło się m.in. o zbyt krótkich pasach "rozbiegowych" czy zakrętach, na których może zbierać się woda. Cytowany prof. Gaca przekonywał również, że - przy większych prędkościach - zwłaszcza starsi kierowcy - mogą mieć problemy z dostrzeżeniem oznakowania. Zauważał też, że - rozdzielające pasy ruchu - barierki energochłonne testowane były przy mniejszych prędkościach.

Nie wiadomo, czy przedstawiciele Ministerstwa Infrastruktury wezmą sobie do serca postulaty krakowskich naukowców. Wypada jednak zauważyć, że wprowadzone w 2011 roku limity nie wpłynęły w znaczący sposób na poziom prędkości, z jaką rodacy poruszają się po autostradach. Wspomniany już serwis BRD24.pl sam informuje, że - wg najnowszych danych - około 30 proc. kierowców jeździ po naszych autostradach zdecydowanie szybciej, niż pozwalają na to - i tak dość liberalne - przepisy.

Polskie drogi pozostają jednymi z najniebezpieczniejszych w Unii Europejskiej. Z informacji ETSC (European Transport Safety Council) wynika, że przeliczeniu na 1 mln mieszkańców, w wypadkach drogowych ginie u nas między 60 a 79 osób. Gorsze statystyki (powyżej 80 zgonów na 1 mln mieszkańców) są tylko na Litwie, Łotwie i w Bułgarii. Trzeba jednak zaznaczyć, że - w ostatnim czasie - poziom bezpieczeństwa polskich dróg zdecydowanie się poprawił. W latach 2010-2015, gdy liczba kilometrów autostrad i dróg ekspresowych w Polsce skokowo wzrosła, ETSC zanotował w naszym kraju blisko 25 proc. spadek liczby ofiar!

Patrząc z tej perspektywy okazuje się więc, że prawdziwym problemem polskich autostrad nie jest wcale obowiązująca na nich prędkość, ale... ich brak.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy