Aktywiści w natarciu. Absurdalne pomysły z Warszawy

Jak już informowaliśmy, skokowe załamanie natężenia ruchu drogowego w całym kraju nie miało praktycznie żadnego wpływu na jakość powietrza w największych polskich aglomeracjach.

Po raz kolejny potwierdziły się więc obserwacje Najwyższej Izby Kontroli, z której raportów wynika, że - w skali kraju - transport odpowiada zaledwie za 3 do 7 proc. emisji substancji szkodliwych i pyłu zawieszonego. W tym miejscu warto dodać, że zaledwie 3 proc. to spaliny wydobywające się bezpośrednio z rur wydechowych. Pozostałe 3 do 4 proc. to tzw. unos wtórny, czyli - podrywany z ziemi - pył pokroju sadzy czy startych opon i klocków hamulcowych. Za pozostałą emisję substancji szkodliwych (ponad 90 proc!) odpowiada (dane za NIK) "indywidualne ogrzewanie budynków", a samo zjawisko smogu w ogromnym stopniu zależy od... siły wiatru.

Reklama

Te dane nie przeszkadzają jednak wszelkiej maści ekologom i tzw. aktywistom miejskim, którzy - mimo szerzącej się pandemii - aktywnie lobbują na rzecz usunięcia z miast samochodów.

Świetnym przykładem jest tu np. petycja warszawskiego stowarzyszenia "Miasto Jest Nasze", które - w ramach konsultacji społecznych dotyczących Programu Ochrony Powietrza dla Mazowsza - nawołuje m.in. do - uwaga - tu cytat - "systematycznego obniżania klas dróg" i montowania "fizycznych spowalniaczy", bo - jak twierdzi - niższa klasa dróg to wolniejsza jazda.

Na szczęście nie wszystkie postulaty MJN są tak absurdalne. Stowarzyszenie - całkiem słusznie - domaga się m.in. całkowitego zakazu spalania paliw stałych (węgla i drewna) w granicach Warszawy od 2022 oraz programów dopłat do wymiany ogrzewania dla mieszkańców. Inny racjonalny postulat to np. zakaz instalowania kotłów na paliwa stałe w nowych budynkach od 2021.

Postulaty Miasto Jest Nasze dotyczące transportu trudno jednak uznać za racjonalne, by wprost nie nazwać ich idiotycznymi. Przykłady? Stowarzyszenie domaga się np. "podwyższenia opłat za parkowanie do poziomu maksymalnego" i - uwaga - wprowadzenie "strefy ograniczonego transportu wewnątrz obwodnicy śródmiejskiej i strefy czystego transportu na terenie dawnej gminy centrum".

Niestety to nie koniec absurdalnej listy życzeń. Znajdziemy na niej też takie kwiatki, jak np. " pasy/drogi dla rowerów na każdej warszawskiej ulicy do 2026 roku". W tym miejscu warto dodać, że ruch rowerowy odpowiada w stolicy za 3 - słownie TRZY - procenty pracy transportowej w mieście! Dla porównania transport publiczny to 47 proc., a prywatne auta - 32 proc. Nie trzeba chyba dodawać, że obecnych ulic nie da się przecież poszerzyć kosztem chodników czy zabudowy, wiec realizacja tak abstrakcyjnych postulatów spowodowałaby ich zwężenie (często do jednego pasa!) i - w konsekwencji - paraliż komunikacyjny. Co ciekawe, w tym samym piśmie MJN apeluje również o "rozwój sieci buspasów", bo - jak samo zauważa - "autobusy nie mogą stać w korkach"...

Ludzie mają różne fobie, również samochodowe. Ważne jest jednak by garstka "aktywistów" nie mogła wpływać na życie wszystkich innych, pozbawionych tej przypadłości.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy