"Z Warszawy do Gdańska jechałem dwie godziny"

W naszym kraju w zasadzie nie ma już, tak jak to bywało kiedyś, autorytetów. Są za to tzw. celebryci.

I chociaż to smutne, ale to oni często bywają wzorcem do naśladowania dla młodzieży, dla społeczeństwa. Niestety, ten wzorzec pozostawia wiele do życzenia.

"Z Warszawy do Gdańska jechałem dwie godziny"

Wiele tzw. gwiazd w udzielanych chętnie wywiadach z rozbrajającą szczerością wyznaje na przykład coś takiego:

"Ostatnio z Warszawy do Gdańska dojechałem w dwie godziny. No, oczywiście jechałem szybciej niż pozwalają znaki ha ha ha". I tu znaczące mrugnięcie okiem do publiki, jaki to ja jestem swojski chłopak, więc macie mnie lubić.

"Jeżdżę szybko, ale bezpiecznie - wyznaje znany piłkarz. - No, oczywiście uważam na radary, ale tam gdzie ich nie ma, lubię zdrowo pocisnąć".

Reklama

No pewnie, kto nie lubi. Zwłaszcza jak się ma dobry samochód, to aż się prosi. Niech inni słuchają, zazdroszczą i naśladują.

Z kolei gwiazdka polskich seriali chwali się, że mąż kupił jej dużego SUV-a, bo dzięki temu będzie bardziej bezpieczna: "Ponieważ lubię szybkość, mój partner uważa, że w tak dużym aucie nie zrobię sobie krzywdy w razie wypadku".

No pewnie, ona najwyżej komuś zrobi krzywdę...

Ja nie płacę mandatów

Są i takie gwiazdy, które na pytanie o mandaty opowiadają, jak to mrugnęły okiem do policjanta i on od razu wymiękł.

"Ja zawsze wożę kilka swoich płyt w schowku - wyznaje pewna piosenkareczka - i jak mnie zatrzyma drogówka, to daję płytę z autografem. Jeszcze nigdy żaden policjant mi się nie oparł" - dodaje zadowolona z siebie.

Ciekawe, czy jak potrąci przechodnia, to też mu położy swoją płytkę... na grobie.

W tym miejscu przypomina mi się historia, którą też opowiadała ta sama piosenkarka, ale oczywiście nie przed kamerami, ale prywatnie, w wąskim gronie. Otóż była już tak pewna swej popularności, że ten sam numer z wręczeniem płyty uskuteczniła na niemieckiej autostradzie. I była oburzona, że niemiecki policjant nie tylko jej nie rozpoznał, ale ze zdziwieniem zapytał:

"Co to jest?! Proszę mi dać dokumenty, a nie jakąś płytę!".

Uprzywilejowani?

Policjanci z drogówki znają dobrze rozmaite wyczyny rodzimych gwiazd i gwiazdeczek. Tzw. towarzyska śmietanka czasem uważa, że kogo jak kogo, ale osoby z pierwszych stron kolorowych czasopism dla gospodyń domowych nie można tak po prostu ukarać mandatem.

"Nie poznaje mnie pan??? Nie ogląda pan telewizji?" - i takie pytania się zdarzają, kiedy policjant nie okazuje "należytego podziwu" i nie dostrzega "zaszczytu", jaki go spotkał, bo właśnie poznał "gwiazdę".

Prawdą jest, że czasem funkcjonariusze nieco życzliwiej traktują znane, popularne osoby. Tylko czy te osoby powinny to wykorzystywać?

Inna sprawa, że dawniej, w czasach, kiedy mieliśmy naprawdę wybitnych aktorów, wielkich śpiewaków, piłkarzy zdobywających medale na mundialach, to nic dziwnego, że policjanci (a dawniej milicjanci) mieli nawet pewną tremę w rozmowie z kimś takim.

Obecnie gwiazd tej miary już raczej nie ma, a więc i autorytet, i prestiż celebrytów nie ten sam. No bo czy na młodym policjancie robi wrażenie gwiazdka, która zapowiada pogodę albo gra epizod w 1349. odcinku jakiegoś serialu?

Zresztą, jeśli ma się klasę i odrobinę skromności, to należałoby, będąc taką prawdziwą lub tylko wykreowaną medialnie gwiazdą, z pokorą przyjąć mandat i nawet zachęcić do tego policjanta, aby go wypisał. Tylko że to zdarza się bardzo rzadko.Bo pokora i skromność wśród naszych idoli to rzadkość.

Przykład idzie z mediów

Można by sobie spokojnie odpuścić lekturę opisanych wyżej historyjek opowiadanych przez celebrytów i celebrytki, gdyby nie jedno ale...

Tych wyznań słuchają głównie młodzi ludzie, chociaż nie tylko. I jeśli dowiadują się, że pani X lub pan Y spokojnie łamią przepisy drogowe, przekraczają prędkość, w dwie godziny pokonując trasę z Warszawy do Gdańska, że parkują, gdzie im się podoba, to dlaczego zwykli ludzie nie mają robić tego samego? A co to, oni gorsi są od gwiazd?

Zresztą, podobnie negatywne wzorce znajdujemy także w filmach czy w programach telewizyjnych. Filmowi bohaterowie nagminnie nie zapinają pasów bezpieczeństwa, rozmawiają przez komórki kierując samochodem, pędzą wciskając gaz do deski podczas jazdy przez miasto itd. Ma to służyć uatrakcyjnieniu filmu, rzekomemu zbliżeniu go do realiów. Wszystko to tworzy demoralizujący obraz, że tak właśnie można i należy, że to jest normalne i społecznie akceptowalne.

Jak wspomniałem na wstępie, teraz już w zasadzie nie ma dla społeczeństwa, a zwłaszcza dla młodzieży, autorytetów. Kiedyś byli to rodzice, nauczyciele, wybitne osobistości. Dziś na pewno nie są autorytetami politycy, rodzice nie mają czasu, bo ciężko pracują, nauczyciele nie chcą mieszać się w wychowanie, bo w szkołach panuje raczej pajdokracja i pedagogom niewiele wolno, a więc kto pozostaje?

No właśnie ci idole, te gwiazdki i celebryci! To na nich obecnie (niestety) wzoruje się znaczna część młodych ludzi. Na nich, a także na filmowych bohaterach.

Może więc warto by ci, którzy udzielają wywiadów, zastanowili się, jakie skutki wywołuje ich nonszalancja i lekceważący stosunek do bezpieczeństwa za kierownicą? Może taki gwiazdor czy gwiazdka powinni ruszyć głową i zastanowić się: przecież ja daję przykład młodzieży, więc nie będę opowiadał głupot! Może ja powinienem swoim zachowaniem dać przykład?

Polski kierowca

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Gdańsk
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy