Wraca głośna sprawa sprzed lat. Jak naprawdę doszło do wypadku na S8?
Kilka lat temu na drodze ekspresowej S8 w okolicach podwarszawskich Marek miało miejsce nietypowe zdarzenie. Na poboczu drogi zatrzymała się mała ciężarówka, bo kierowca i pasażer chcieli poprawić zamocowanie przewożonego ładunku. Kiedy zajęci byli wykonywaniem tych czynności, poruszający się jezdnią ciągnik siodłowy bez naczepy zjechał na pobocze i kompletnie zniszczył stojący tam pojazd. Na szczęście ten kierowca i pasażer małej ciężarówki wykazali się znakomitym refleksem i zdążyli uciec, dzięki czemu ocalili swoje życie.
Cały przebieg zdarzenia możecie zobaczyć na poniższym nagraniu. Zwróćcie uwagę, że ten ciągnik siodłowy przed uderzeniem w stojący na poboczu samochód w ogóle nie hamował. Co więcej, po zniszczeniu małej ciężarówki jechał dalej, a potem bez uzasadnionej przyczyny zjechał w lewo i zatrzymał się na barierach ochronnych rozdzielających jezdnie.
Jeszcze dziwniejsze jest to, że przybyli na miejsce policjanci uznali, iż przyczyną tego zdarzenia było "niedostosowanie prędkości" i potraktowali je jako zwykłą kolizję, a kierowcę ciągnika ukarali mandatem.
Nawet gdyby zakładać, że kierowca ciągnika przestał obserwować drogę, bo zajmował się np. nastawianiem muzyki, pisaniem SMS-a lub podobnym czynnościom, to po uderzeniu w ciężarówkę odruchem powinno być gwałtowne hamowanie. Tak postąpiłby każdy przytomny człowiek, który się zagapił. Dlatego zupełnie niewytłumaczalne jest kontynuowanie jazdy i zatrzymanie się dopiero 100 metrów dalej i to na barierze po lewej stronie jezdni.
Należy również wykluczyć możliwość zaśnięcia kierowcy ciągnika, bo i w takim przypadku kierowca ten po usłyszeniu huku spowodowanego uderzeniem w samochód dostawczy rozpocząłby natychmiastowe hamowanie. To jest przecież odruch! Wszystko wskazuje więc na to, że kierowca ciągnika zasłabł.
W tej sytuacji potraktowanie zdarzenia jako zwykłej kolizji jest zupełnie nieprawidłowe. Nie można też pominąć okoliczności, iż fakt, że nikomu nic się nie stało był tylko dziełem przypadku. Kierowca i pasażer ciężarówki wykazali się znakomitym refleksem i dużą sprawnością fizyczną i tylko dlatego zdążyli uciec przed rozpędzonym ciągnikiem siodłowym. Gdyby zamiast tej ciężarówki na poboczu zatrzymał się z powodu awarii samochód osobowy, a w nim znajdowała się rodzina z dziećmi, to skutki najechania ciągnika mogłyby być o wiele groźniejsze, nawet śmiertelne.
Niektórzy internauci zarzucali, że kierowca ciężarówki nie wystawił ostrzegawczego trójkąta odblaskowego. Istotnie, w myśl przepisów, miał taki obowiązek. Każdy wypadek powinien być jednak rozpatrywany indywidualnie z uwzględnieniem wszystkich jego okoliczności.
Jakie znaczenie miałby tutaj ostrzegawczy trójkąt odblaskowy i czy można zakładać, że powstrzymałby on kierowcę ciągnika siodłowego przed najechaniem na stojący samochód? Jeżeli kierujący ciągnikiem faktycznie zasłabł, to trójkąt nie odegrałby tutaj żadnej roli.
Nie wiem, czy policjanci przybyli na miejsce zdarzenia mieli możliwość obejrzenia filmu, który powyżej zaprezentowałem. Jednak już samo staranowanie małej ciężarówki i zatrzymanie się ciągnika siodłowego dopiero w tak znacznej odległości i to po lewej stronie jezdni powinno wskazywać na nietypowy przebieg zdarzenia. Policjanci powinni byli zatrzymać prawo jazdy temu kierowcy i skierować go na badania lekarskie i psychologiczne.
Zasłabnięcie człowieka bardzo rzadko następuje bez określonego, konkretnego powodu. Najczęściej są to choroby takie jak cukrzyca, niedokrwienie serca, zaburzenia encefalopatyczne. Bywa, że zainteresowany nawet nie wie o tym, że występuje u niego taka choroba. Jeśli już doszło do takiego nietypowego zdarzenia, w żadnym razie policjanci nie powinni byli uznawać go jako zwykłą kolizję.
Nasuwa się logiczne pytanie: czy kierowca tego ciągnika siodłowego nadal jeździ, a jeśli tak, to kiedy znowu zasłabnie? Tym razem może nie skończyć się tak szczęśliwie, ktoś może stracić życie!