Robisz to "na żonę", czy potrafisz samodzielnie?

Czy umiesz zaparkować swój samochód? Pytanie wydawać się może banalne i każdy kierowca zapewne odpowie: oczywiście!

Fot. Fot. Tomasz Jodłowski
Fot. Fot. Tomasz JodłowskiReporter

Jaki to problem? Okazuje się jednak, że dla wielu zmotoryzowanych jest to prawdziwy problem, a to co wyczyniają na ulicach, na parkingach osiedlowych, stawia pod dużym znakiem zapytania ich umiejętności.

Czy masz trudności w prawidłowym ustawieniu samochodu?

Popatrzmy, jak poustawiane są samochody na miejscach parkingowych. Wystarczy zerknąć na parking przed domem, na najbliższą ulicę, na parking podziemny w supermarkecie. Jeden samochód stoi prosto, drugi krzywo, trzeci zupełnie ukośnie, czwarty na dwóch stanowiskach jednocześnie, inny wystaje poza obrys stanowiska... Bywa, iż ktoś ustawi swoje auto tak blisko, że nie możemy otworzyć drzwi. Nikt rzecz jasna nie wymaga, aby samochód parkować z zegarmistrzowską precyzją, ale po to są wyznaczane stanowiska postojowe, aby to parkowanie uporządkować i wykorzystać jak najwięcej miejsca. Niestety, życie pokazuje, że nie dla wszystkich jest to takie oczywiste.

Sporo w tym oczywiście przejawów egoizmu, niedbalstwa, bezmyślności i arogancji zmotoryzowanych. Ja się spieszę, ja tylko na chwilę... Jak widzę, znaczna część kierowców ma jednak PROBLEMY Z TECHNICZNĄ STRONĄ PARKOWANIA. Wyraźnie daje się tu zauważyć brak wyobraźni przestrzennej, brak wyczucia gabarytów swojego pojazdu.

To od razu widać, kiedy obserwuje się manewry takiej osoby. Nieporadne rozglądanie się, pochylanie się w kierunku przedniej szyby, aby dostrzec krawędź zderzaka (co i tak jest zresztą niemożliwe), nerwowe kręcenie kierownicą i to często w niewłaściwą stronę, bezcelowe ruchy samochodem świadczące, iż kierujący nie orientuje się w położeniu pojazdu i manewruje nim na wyczucie.

Czy Wam się to nie zdarza?

Parkowanie "na żonę"

To swoista odmiana nieudolnego parkowania. Oczywiście żona jest tu tylko przykładowa, równie dobrze może być mąż, ciocia itd. O co chodzi? Kierowca mocuje się z samochodem, a żona wysiada i pokazuje mu, jak ma skręcać, ile jeszcze ma podjechać do przodu lub do tyłu.

Co ciekawe, często w ten sposób parkowany jest mały samochodzik i to takim miejscu, w które wprawny kierowca wjechałby ciężarówką. Zdarza się niekiedy, że występująca w roli pilota osoba podaje błędne komendy, a bywało i tak, że kierowca przejechał pilotującej żonie po nogach!

Żeby nie było niejasności - uważam, że lepsze jest takie parkowanie, niż walenie swoim samochodem w inne auta lub przeszkody. Rozumiem, że niekiedy, przy parkowaniu dużego samochodu w bardzo ciasnym miejscu i przy kiepskiej widoczności pomoc drugiej osoby może okazać się przydatna i potrzebna.

Tyle tylko, że kiedy widzę takie manewry wykonywane małym autkiem w miejscu, gdzie przestrzeni jest pod dostatkiem, zastanawiam się, jak ten kierowca poradziłby sobie sam? Czy prawo jazdy uzyskał wspólnie z żoną i jest w tam adnotacja: "parkowanie dozwolone tylko z pomocą drugiej osoby"?

Ojej, nawet tego nie zauważyłam

W niektórych krajach trudno marzyć o zaparkowaniu bez dotknięcia zderzakiem innego samochodu. Czasem nawet sąsiada trzeba nieco przesunąć. Zresztą zderzak, wbrew swojej nazwie i pozorom, wcale nie ma chronić auta przed zderzeniami. Służy jako ochrona nadwozia w przypadku zetknięcia się z innymi przeszkodami przy niewielkiej prędkości. Samochody jeżdżące we Francji czy we Włoszech często mają porysowane lub popękane zderzaki i jest to właśnie skutek parkowania na ciasnych ulicach.

W naszym kraju obowiązują jednak nieco inne standardy parkowania i nikt z nas nie byłby chyba zadowolony, że jego auto stojące na ulicy jest kilkakrotnie stukane w zderzaki, popychane, przesuwane itd. W tamtych krajach są jednak inne są zarobki i inne relacje cen! Jeśli ktoś w Polsce wydał dorobek swojego życia na nowe auto, to nic dziwnego, że nie chce mieć porysowanych czy połamanych zderzaków.

Istnieje jednak podstawowa różnica pomiędzy świadomym, ostrożnym dotknięciem zderzakiem przeszkody lub zderzaka innego auta, a bezmyślnym zarysowaniem nadwozia sąsiedniego pojazdu podczas wyjeżdżania z miejsca postojowego. Na własne oczy widziałem pewną damę, która wyjeżdżając z parkingu przed dużym biurowcem, przednim narożnikiem swojego samochodu "ciągnęła" po boku sąsiedniego auta. Podbiegłem i zapukałem w szybę: proszę pani, rysuje pani tamten samochód! Jedzie pani po nim swoim zderzakiem!

Dama wysiadła, spojrzała i pokręciła głową: ojej, nawet tego nie zauważyłam! Po chwili jednak znalazła winnego: no to po co stanął tak blisko mojego samochodu?!

Czy uszkadzasz inne samochody? A może o tym nie wiesz?

Niestety, sporej części kierowców zdarzają się takie parkingowe "przycierki" powodowane nieumiejętnym manewrowaniem. Nasuwa się złośliwa uwaga: można mieć luksusowy wielki samochód, umieć nim pędzić 200 km/h, ale do tego, by potrafić go zaparkować , potrzeba już trochę wyobraźni. Samochód można kupić, rozumu już niestety nie.

Wielu z nas na pewno miało taką nieprzyjemną przygodę - wracamy do zaparkowanego auta, a tu na drzwiach lub błotniku wgniecenie i ślady czyjegoś zderzaka. Co gorsza, sprawcy takich parkingowych kolizji często udają, że nic się nie stało i po prostu uciekają. Na popularnym portalu jest filmik pokazujący, jak pan, który uderzył w inne auto, wysiada, troskliwie ogląda swój samochód, nie zwraca najmniejszej uwagi na drugi, poszkodowany pojazd, po czym z piskiem opon odjeżdża. Radzę uważać, bo sporo parkingów jest monitorowanych, a więc sprawca nie zawsze pozostaje bezkarny, a za to można najeść się wstydu.

Generalna zasada jest taka: dobry kierowca UMIE wyjechać nie rysując innego pojazdu, nie zahaczając o niego. Do tego oczywiście potrzebne są tak podstawowe umiejętności, jak wyczucie gabarytów swojego auta i świadomość, w którą stronę należy kręcić kierownicą. Jeśli już jednak zdarzy się otarcie, powstały uszkodzenia, to zwykła uczciwość powinna sprawić, że zostawiamy za wycieraczką karteczkę ze swoim numerem telefonu.

A czy Tobie zdarza się uderzyć w inne auto? I co wtedy robisz?

Czy umiesz wjechać na krawężnik?

No, to już dla niektórych wyższa szkoła jazdy! Auto dojeżdża przednim kołem do krawężnika, odbija się, cofa, kolejna próba... Silnik ryczy, zawieszenie trzeszczy. Wreszcie udało się, przednie koło już na chodniku, ale pozostały jeszcze tylne. I od nowa cała zabawa, prawy pas jezdni zablokowany, a ci kierowcy, którzy stoją i czekają aż nieudacznik wjedzie, zaczynają się denerwować, trąbić...

Ja wiem, że niektóre krawężniki są wysokie. Nie oczekuję też, żeby wjeżdżać na nie rozpędem. Podczas umiejętnego wjeżdżania samochód nie ma jednak prawa odbijać się, cofać itd. Wystarczy odpowiednie wyczucie pedałów gazu i sprzęgła. Można wjechać za pierwszym razem i to bez szarpania autem. A jeśli nie potrafimy wjechać na taki krawężnik, to po prostu na niego nie wjeżdżajmy!

Są tacy, którzy twierdzą, że umiejętność parkowania to mało istotny problem, bo na parkingu nikt jeszcze nie zginął w wypadku. I to nie zawsze jest prawdą. Właśnie podczas takiego wjeżdżania na krawężnik pewna kobieta nie mogąc wykonać tego manewru dodała tak energicznie gazu, że samochód nagle wskoczył na chodnik i zatrzymał się na ścianie budynku, przygniatając nogi starszej pani, babci prowadzącej wózek z dzieckiem. Poszkodowana kobieta doznała skomplikowanego złamania kości obu podudzi oraz urazu czaszki. Dziecku na szczęście nic się nie stało. Wypadek ten miał miejsce w Warszawie w ubiegłym roku.

A Ty umiesz wjechać na krawężnik?

Kto im dał prawo jazdy?

Kiedy tak patrzy się na tych nieporadnych kierowców mocujących się ze swoimi samochodami i ze swoją własną nieudolnością, czasami można mieć niezły ubaw. Pewien mój kolega, skądinąd zawodnik rajdowy, namawiał mnie kiedyś, bym wyjrzał oknem. Przed jego domem znajduje się duży parking. I rzeczywiście, co chwilę widać z tego okna nieporadne manewry naszych mistrzów kierownicy. Mój kolega jest zresztą z tego bardzo zadowolony, bo własne auto trzyma parkuje w garażu, a więc nie boi się, że mu je uszkodzą. Mówi natomiast: nie muszę chodzić do cyrku albo do kina, za darmo mam codziennie niezłe przedstawienie. I zastanawiam się, kto im dał prawo jazdy? A może je po prostu kupili?

Tak parkują Polacy

 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

No właśnie, byłoby to nawet śmieszne, gdyby nie było smutne. Wielu kandydatów na kierowców bulwersuje się strasznie, że na egzaminie muszą przejechać na placu po prostej i po łuku, a potem jeszcze ruszyć pod górkę... Straszne! A instruktorzy uczą: jak miniesz piąty pachołek, zaczynaj skręcać, jak zobaczysz siódmy, wyprostuj koła... Szkoda, że nie uczą myślenia. Jest to typowe "odmóżdżanie", bo chodzi tylko o to, aby kursant zdał egzamin. A jak będzie sobie potem radził na drodze? To już jego sprawa i tych, którym uszkodzi samochody.

Nic zatem dziwnego, że taki delikwent lub delikwentka, kiedy muszą zaparkować w innym miejscu albo innym samochodem, są zupełnie bezradni. Bo tam już nie ma piątego czy ósmego pachołka, więc nie wiadomo, kiedy kręcić kierownicą, kiedy prostować koła itd.

Producenci samochodów prześcigają się w nowinkach technicznych mających ułatwiać parkowanie. Coraz częściej stosowane są pożyteczne czujniki cofania. Warto jednak pamiętać, że działają tylko wtedy, kiedy włączony jest wsteczny bieg. Jeśli go wyłączymy, a auto jeszcze się toczy się do tyłu, czujniki nie zareagują. Często reklamuje się samochody, które podobno "potrafią same zaparkować". Tak naprawdę nic jednak nie zastąpi umiejętności myślenia.

A może warto potrenować?

A jak jest z Wami, Drodzy Czytelnicy? Po prawie każdym akapicie zadawałem pytania. Jeśli odpowiedzieliście na nie twierdząco i też macie takie problemy, jak opisane powyżej, to namawiam gorąco, by po prostu na pustym placu sobie poćwiczyć! Potrenować ustawienie samochodu prostopadle i równolegle, sprawdzić, czy umiemy podjechać przodem lub tyłem na centymetry do jakiejś przeszkody, w spokoju spróbować wjechać na krawężnik. Taki pusty placyk na pewno znajdziemy.

Najlepiej wykonywać ten trening samemu lub pod okiem kogoś życzliwego, cierpliwego i naprawdę potrafiącego dobrze jeździć. Nie polecam męża, jeśli jest przekonany o swoim mistrzostwie i zaraz będzie krzyczał: co robisz, chcesz rozwalić samochód? Nie polecam żony, która jeździ lepiej od nas, bo wówczas nasza męska ambicja sprawi, że będziemy jeszcze bardziej zestresowani. Poćwiczyć jednak naprawdę warto, bo ten, kto nie umie parkować, nie będzie nigdy dobrym kierowcą

Polski kierowca

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas