Polscy kierowcy szaleją na drogach

Z powodu epidemii i zastosowanych ograniczeń w przemieszczaniu się ludzi ruch pojazdów na naszych drogach radykalnie zmalał. Wreszcie mamy miasta bez korków, bez tysięcy samochodów stojących przed skrzyżowaniami. Wydawać by się mogło, że skoro ruch jest mniejszy, to i tragicznych wypadków będzie znacznie mniej. Niestety, jest wręcz przeciwnie! Co gorsza, na drogach pojawia się coraz więcej różnej patologii.

Okazuje się, że puste jezdnie zachęcają wielu zmotoryzowanych do brawury i szaleńczej jazdy. Ile tylko fabryka dała! Mocy sinika nie brakuje, brakuje natomiast rozumu. Porównajmy dane z marca bieżącego roku:

W okresie od 9 do 15 marca, kiedy to w Polsce epidemia dopiero raczkowała i nie było jeszcze zakazów poruszania się, na drogach wydarzyło się 406 wypadków, w których zginęło 37 osób. W okresie od 16-22 marca do liczba wypadków spadła do 236 (niemal o połowę), podobnie zmniejszyła się radykalnie liczba rannych. Ale nie zabitych! To widać zresztą wyraźnie z wykresu. Gwałtowny spadek liczby wypadków i rannych, ale krzywa obrazująca liczbę zabitych utrzymuje się na tym samym poziomie. O czym to świadczy?

Reklama

Oczywiście o tym, że wypadki, które teraz się zdarzają, są o wiele groźniejsze. Dlaczego? Dlatego, że następują przy znacznie większej prędkości.

Potwierdzają to zresztą dane z fotoradarów.  Od 14 marca do 14 kwietnia urządzenia te zarejestrowały aż 855 kierowców, którzy przekroczyli na obszarze zabudowanym dopuszczalną prędkość o ponad 50 km/h. W ubiegłym roku, w tym samym okresie, fotoradary zarejestrowały 663 takie wykroczenia. Rekordzista przekroczył dopuszczalną prędkość na obszarze zabudowanym o 110 km/h, czyli jechał z prędkością 160 km/h!

O ile ogólna liczba przekroczeń dopuszczalnej prędkości spadła w porównaniu z tym samym okresem ubiegłego roku (linia niebieska), co wynika oczywiście ze zmniejszonego ruchu pojazdów, o tyle liczba drastycznych przekroczeń na obszarze zabudowanym  (o ponad 50 km/h) wzrosła gwałtownie (linia czerwona na wykresie). W mijającym miesiącu policjanci zatrzymali ponad 11,5 tys. praw jazdy za przekroczenia prędkości. Te dane mówiąc same za siebie.

Rezultaty dzikiej jazdy widać na drogach. Rura, gaz do deski! W miarę puste ulice, zatem można grzać ile wlezie. Tak uważa znaczna część polskich "mistrzów" kierownicy. W dodatku na drogach pojawia się coraz więcej nietrzeźwych kierowców albo osobników, którzy zażyli narkotyki. Tacy mają gdzieś wszelkie zakazy i ograniczenia. Przecież trzeba pojechać po wódę do sklepu, no nie? Trzeba odwiedzić kumpli, bo jak tu wysiedzieć w domu... Tylko w ciągu jednego dnia, w niedzielę 26 kwietnia, policjanci wykryli 205 nietrzeźwych kierowców. Można śmiało zakładać, że znacznie więcej uniknęło kontroli, bo przecież policjanci nie mogą być wszędzie.

I oto mamy obraz sytuacji na polskich drogach. Duża część społeczeństwa zachowuje się rozsądnie, ale ujawniają się tacy, którzy lekceważą ostentacyjnie nie tylko swoje bezpieczeństwo, ale przede wszystkim bezpieczeństwo innych. W wyniku tego w ostatnich dniach zdarza się coraz więcej naprawdę tragicznych wypadków.

23 kwietnia w Szczytnie 29-letni kierowca Forda Mustanga stracił panowanie na pojazdem, gdyż jechał przez miasto z nadmierną prędkością. Podobno jest to osobnik znany w okolicy z tego, że lubi szybką jazdę. W efekcie brawury mężczyzna zjechał z jezdni i uderzył w wózek dziecięcy, w którym było dwoje 1,5-rocznych bliźniaków. Kobieta prowadząca wózek spokojnie oczekiwała przed przejściem dla pieszych, nawet nie wkroczyła na jezdnię.

Po uderzeniu w wózek, kierowca Mustanga przebił ogrodzenie pobliskiej posesji i uderzył w ścianę budynku. Jedno z dzieci zostało przewiezione do szpitala w Olsztynie śmigłowcem LPR, drugie - karetką. Oba maluchy są w ciężkim stanie. Sprawca po wypadku usiłował zerwać ze swojego auta tablicę rejestracyjną.

Znany jest powszechnie wypadek na rondzie w Rąbieniu (powiat zgierski). 41-letni mężczyzna kierujący Suzuki wjechał na rondo z prędkością przekraczającą 100 km/h i po wybiciu się na wyspie przeleciał kilkadziesiąt metrów w powietrzu, wpadając na teren pobliskiej posesji kościelnej. Jak podają media, osobnik ten miał we krwi 2,8 promila alkoholu. 

Ten lot samochodu wywołał w internecie raczej rozbawienie i zachwyty. Ciekawe, czy ci uradowani śmiali by się tak samo, gdyby ten pojazd wylądował im na głowie?  Przecież to nie zasługa tego pijanego kierowcy, że nikomu nic nie zrobił. To jedynie kwestia przypadku. Mógł zabić kilka osób albo kogoś uczynić kaleką.

29 marca policjanci z oświęcimskiej drogówki rozpoczęli pościg za kierowcą Opla, który nie zatrzymał się do kontroli, niebezpiecznie wyprzedzał, stwarzał zagrożenie na drodze. Kierowcą  był 44-letni mieszkaniec Osieka. Uciekał, bo był poszukiwany przez sąd do odbycia kary 10 miesięcy pozbawienia wolności za wcześniejszą jazdę po pijanemu. Ponadto osobnik ten ma już dwa sądowe zakazy prowadzenia pojazdów, w tym jeden dożywotni. W chwili zatrzymania był wprawdzie trzeźwy, ale za to po wpływem narkotyków. Czy trzeba coś więcej dodawać?

Dziwne, że tego zakazu kierowania pojazdami nikt dotychczas nie potrafił wyegzekwować. Czy tak działa dobre prawo? On powinien trafić nie za kratki, ale na 5 lat ciężkich robót, chociażby do sortowania odpadów. Wtedy odechciałoby mu się wsiadania za kierownicę raz na zawsze. Brawa dla policjantów, którzy w zdecydowany sposób zatrzymali drogowego pirata. Może wreszcie policja przestanie się cackać z takimi kierowcami.

Podobne zdarzenie miało miejsce 6 kwietnia w okolicach Ośna Lubuskiego, ale tym razem uciekał motocyklista.

Policjanci również wykazali zdecydowanie i skutecznie zatrzymali tego osobnika. Brawo! Kto nie ma nic na sumieniu, nie ucieka, ale zatrzymuje się do kontroli drogowej.

Mam nadzieję, że ten kierowca Opla i ten motocyklista zostaną obciążeni również kosztami napraw radiowozów. Ufam też, że policjanci będą nadal równie skutecznie walczyć z drogowym piractwem. Kierowca, który naraża na niebezpieczeństwo innych, powinien być jak najszybciej zatrzymany. Bez względu na zastosowane środki.

Policjanci z tarnowskiej drogówki zatrzymali po krótkim pościgu stary zdezelowany samochód, którym kierował... 16-latek. Oczywiście bez prawa jazdy. Wraz z tym młodocianym samochodem podróżowało sześcioro chłopaczków w wieku 15-16 lat. Pięcioro z nich na tylnym siedzeniu. Jeden był poszukiwany przez policję. Doborowe towarzystwo. Podobno samochód był "pożyczony". Ciekawe, kto nieletnim pożyczył auto? A co na to szanowni rodzice?

A wniosek jest taki: na naszych drogach pojawia się coraz więcej patologii. Epidemia wyzwala różne zachowania, ale przede wszystkim ujawniają się tacy osobnicy, którzy myślą tylko o sobie, którzy bezpieczeństwo innych mają za nic. Prymityw i prostactwo objawiają się w pełnej krasie.

W mediach przeczytać  można, że Polacy bardzo poważnie potraktowali zagrożenie koronawirusem, że większość stosuje się do zaleceń, nosi maski itd. Okazuje się, że jednak nie wszyscy. Odbywają się różne imprezki towarzyskie, młodzi ludzie zbierają się w domach. Dowiedzieć się tego można łatwo z internetu. Na imprezę trzeba jakoś dojechać, potem trzeba z niej wrócić. No więc gaz do dechy, bo na jezdniach pusto. Ci ludzie są zadowoleni, bo zabawili się, popili, uraczyli jakimiś narkotykami, więc pełny luz... W domu się nudzą, nie mogą usiedzieć na czterech literach, znaleźć sobie bardziej ambitnego zajęcia. Trzeba się spotkać, poimprezować...  Co tam pandemia, my wiemy lepiej. Wystarczy, że wśród nich znajdzie się jeden nosiciel wirusa. A potem oni pójdą do sklepu, wsiądą do windy, wejdą do klatki schodowej. Może im nic nie  dolega, ale po drodze zarażą wiele osób, w tym także starszych, dla których zagrożenie jest znacznie większe.

Szaleństwa na drogach są w obecnej sytuacji wybitnie nie fair wobec całego społeczeństwa. To jest po prostu wredne, egoistyczne postępowanie. Lekarze, pielęgniarki, ratownicy medyczni walczą z epidemią, narażając codziennie swoje życie i zdrowie, w dodatku często za marne pieniądze. Szpitale są przeciążone. Brakuje rąk do pracy. Karetki jeżdżą przez 24 godziny na dobę, nie wyrabiają się z obsługą zachorowań. Dlatego jeśli ktoś przez swoją głupotę czy brawurę dostarcza służbie zdrowia dodatkowej pracy,  bo szalał na drodze, bo odniósł obrażenia w wypadku, to jest to wręcz świństwo! Chcesz się zabić? Zabij się! Masz gdzieś swoje zdrowie? Twoja sprawa. Ale nie wolno ci narażać innych.

W Niemczech zdano sobie sprawę z tego, że epidemia wyzwala w niektórych kierowcach szaleńcze instynkty. Z końcem kwietnia  niemieccy policjanci będą zatrzymywać prawa jazdy już za przekroczenie dopuszczalnej prędkości o 21 km/h. Tak, tak! Może u nas też warto pomyśleć o podobnym rozwiązaniu? Może warto zaostrzyć kary za brawurową jazdę? Uciekałeś, nie zatrzymałeś się do kontroli drogowej? To konfiskata pojazdu, a ty do ośrodka pracy przymusowej. Nie będziesz sobie siedział na koszt podatnika, ale masz pracować na swoje utrzymanie. Przekroczyłeś dopuszczalną prędkość o ponad 50 km/h? To kara w wysokości 5000 zł.  Jechałeś pijany czy naćpany? To 10 000 zł.

I niech te pieniądze z mandatów, z kar, z konfiskat  będą przeznaczone na testy medyczne, na maseczki, na respiratory, na dodatkowe wynagrodzenia dla służby zdrowia. To jest zdrowe myślenie.

Polski kierowca

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy