Który znak jest ważniejszy, czyli historia skomplikowanego skrzyżowania

Wydawać by się mogło, że odpowiedź na takie pytanie powinna być oczywista nie tylko dla ekspertów, ale także dla każdego kierowcy. W ruchu drogowym nie ma przecież znaków „ważniejszych”, a ściślej - pomiędzy znakami nie występuje żadna hierarchia. Wskazania jednego znaku nie mogą być sprzeczne z innym znakiem umieszczonym w tym samym miejscu na drodze.

Nasz czytelnik, pan Jan z Płocka, napisał do redakcji e-mail, w którym zadaje pytanie:

"Bardzo proszę o wyjaśnienie przez waszych ekspertów następującej sytuacji: mamy skrzyżowanie drogi z pierwszeństwem i drogi podporządkowanej. Chodzi mi właśnie o tę drugą. Przed jednym wlotem drogi podporządkowanej stoi znak "ustąp pierwszeństwa", a po przeciwnej stronie, przed drugim wlotem, znak "Stop". Czy to oznacza, że ci kierowcy, którzy wjeżdżają na to skrzyżowanie od strony znaku "Stop" muszą w każdym przypadku ustąpić pierwszeństwa tym, którzy wjeżdżają od strony znaku "ustąp"? Czy należy to tak rozumieć, że znak "Stop" oznacza "mniejsze" pierwszeństwo niż znak "ustąp pierwszeństwa"? Jeden z płockich specjalistów tak właśnie to wyjaśnia - jeżeli masz przed sobą znak "Stop", to zawsze przez skrzyżowanie przejeżdżasz ostatni.  Przeczytałem o tym na naszym lokalnym płockim portalu. Inni z kolei twierdzą, że wyjeżdżając od strony uczelni wyjeżdżamy ze strefy zamieszkania, a zatem włączamy się do ruchu. Czy tak jest naprawdę? Odnosi się to do skrzyżowania ulicy Padlewskiego i al. Kilińskiego w Płocku."

Reklama

Nie ma "mniejszego pierwszeństwa"

Od razu odpowiadam, żeby nie było żadnych wątpliwości: nie ma pojęcia "mniejszego pierwszeństwa". Nie wiem, jaki specjalista mógł wymyślić taką osobliwą teorię, ale jest ona oczywiście błędna. Znak ostrzegawczy A-7 "ustąp pierwszeństwa" i znak zakazu "Stop" są w pełni "równorzędne" jeśli chodzi o kwestię pierwszeństwa - oba nakazują jego ustąpienie i oba umieszczane są na drodze podporządkowanej, przed skrzyżowaniem z drogą z pierwszeństwem.   

Zapamiętajcie więc na całe życie ten symboliczny rysunek:

Różnica polega tylko na tym, że znak "ustąp pierwszeństwa" nie nakłada na kierującego bezwzględnego obowiązku zatrzymania pojazdu przed skrzyżowaniem, podczas gdy znak "Stop" taki obowiązek nakłada. Innymi słowy, znak "Stop"  oznacza:

1)  zakaz wjazdu na skrzyżowanie bez zatrzymania się przed drogą z pierwszeństwem,

2)  obowiązek ustąpienia pierwszeństwa kierującym poruszającym się tą drogą.

Popatrzcie zatem na drugi rysunek:

Samochód czerwony ma oczywiście pierwszeństwo przed granatowym, gdyż oba pojazdy znajdują się na drodze podporządkowanej, ale auto czerwone jedzie prosto, podczas gdy granatowe skręca w lewo. Nie jest więc prawdą, że pojazd czerwony ma przejechać jako ostatni. Samochód czerwony miałby pierwszeństwo również w przypadku, gdyby skręcał w prawo.

Dla ścisłości dodam, że gdyby drogą poprzeczną (z pierwszeństwem) jechał jakikolwiek pojazd z lewej lub prawej strony,  to rzecz jasna obaj kierowcy wyjeżdżający z drogi podporządkowanej musieliby ustąpić mu pierwszeństwa, a dopiero potem rozstrzygać kolejność przejazdu pomiędzy sobą.

A jak to jest w Płocku?

Przyjrzyjmy się uważnie skrzyżowaniu, które opisał nasz czytelnik. Na pozór można by sądzić, że jest to typowe skrzyżowanie czterowlotowe. Przed jednym z wlotów drogi podporządkowanej umieszczony jest znak "Stop", po stronie przeciwnej znak "ustąp pierwszeństwa":

Teraz jednak cofnijmy się trochę:

Zauważymy wówczas, że podążając w kierunku tego skrzyżowania wyjeżdżamy z drogi wewnętrznej i zarazem ze strefy zamieszkania. Czy ma to jakieś znaczenie? Zwróćmy uwagę, że pomiędzy znakami wyznaczającymi koniec strefy zamieszkania i koniec drogi wewnętrznej, a znakiem "Stop" jest kilkunastometrowy odcinek drogi.

Na kolejnym rysunku przestawiam wam schemat poglądowy płockiego skrzyżowania, o którym pisze nasz czytelnik (ul. Z. Padlewskiego - al. J. Kilińskiego):

Wjeżdżając na skrzyżowanie od strony znaku "Stop" nie jesteśmy już na drodze wewnętrznej ani w strefie zamieszkania. Jak wiecie zapewne, pojazd wyjeżdżający ze strefy zamieszkania lub drogi wewnętrznej jest włączającym się do ruchu. Tu jednak nie mamy takiej sytuacji, bo koniec drogi wewnętrznej (będącej w tym przypadku jednocześnie strefą zamieszkania) znajduje się wcześniej.

Zagadka za 100 punktów

Okazuje się jednak, że na tym skrzyżowaniu pierwszeństwo będzie miał jednak pojazd skręcający w lewo, wyjeżdżający z drogi podporządkowanej położonej naprzeciwko (auto granatowe), a pojazd wyjeżdżający z drogi podporządkowanej ze znakiem "Stop" przejedzie jako ostatni, mimo że podąża prosto:

Kto zgadnie, dlaczego? Czytelnikom, którzy domyślą się, dlaczego tak może być  należą się wyrazy dużego uznania za znajomość przepisów ruchu drogowego. To naprawdę zagadka za 100 punktów! Cała rzecz polega na tym, jak długi jest ten odcinek drogi od końca strefy zamieszkania do skrzyżowania. Przypomnijmy definicję drogi twardej (art. 2 pkt. 2 ustawy Prawo o ruchu drogowym):

"Droga twarda - droga z jezdnią o nawierzchni bitumicznej, betonowej, kostkowej, klinkierowej lub brukowcowej oraz z płyt betonowych lub kamienno-betonowych, jeżeli długość nawierzchni przekracza 20 m; inne drogi są drogami gruntowymi."

No właśnie! Okazuje się, że na tym płockim skrzyżowaniu długość odcinka drogi od końca strefy zamieszkania do skrzyżowania wynosi ok. 18 metrów. Co to oznacza? Zgodnie z literą prawa jest to zatem droga gruntowa!

Nieważne, że pokryta jest asfaltem. Liczy się długość takiej drogi, a ta jest po prostu za krótka, by mogła uchodzić za drogę twardą. Formalnie jest to więc droga gruntowa. W takiej zaś sytuacji pojazd wyjeżdżający z drogi gruntowej na drogę twardą jest włączającym się do ruchu, a więc musimy ustąpić pierwszeństwa wszystkim jego uczestnikom, także wyjeżdżającym z drogi podporządkowanej.

Taka sama sytuacja miałaby miejsce wówczas, gdyby zamiast znaku "Stop" na tym wlocie był umieszczony znak "Ustąp pierwszeństwa". To nie rodzaj znaku decyduje o pierwszeństwie, ale rodzaj drogi, z jakiej wyjeżdżamy.  O pierwszeństwie nie decyduje więc w ogóle fakt wcześniejszego wyjeżdżania ze strefy zamieszkania i drogi wewnętrznej.

Kierowco, weź miarkę

Swoją drogą dziwię się, że specjaliści, jak to określił nasz czytelnik, podawali błędne interpretacje, no ale może nie powinienem się już temu dziwić? Obecnie profesjonalizm nie jest w cenie i w modzie, nie tylko zresztą w dziedzinie ruchu drogowego.

Przedstawiłem wam formalno-prawne wyjaśnienie tej zagadki. Nie zawsze jednak litera prawa pokrywa się ze zdrowym rozsądkiem. Czy można wymagać, aby kierowca badał długość odcinka drogi i decydował na tej podstawie, czy jest to droga twarda, czy  gruntowa? Może ma zatrzymać auto, wyjąć z bagażnika miarkę i dokonywać pomiarów?

Zresztą, gdyby nawet umieścić na jezdni albo na jakichś tablicach napisy informujące, ile wynosi długość tego nieszczęsnego odcinka drogi, to jaki odsetek kierowców wiedziałby, o co chodzi?

Godne ubolewania jest natomiast, że zarządca drogi dopuścił do zaistnienia takiej sytuacji. Z moich ustaleń wynika, że drogi wewnętrzne pokazane na rysunkach należą do uczelni, która nieopodal ma swoją siedzibę. Ten 18-metrowy odcinek łączący je ze skrzyżowaniem należy najprawdopodobniej do miasta. Zabrakło tu jednak koordynacji w oznakowaniu, a chyba także umiejętności myślenia.

Podpowiadam więc płockim drogowcom, jak należy ten problem rozwiązać:

Otóż wystarczy tę strefę zamieszkania wydłużyć o feralny 18-metrowy odcinek i doprowadzić ją do samego skrzyżowania. Wówczas kierowcy, zbliżając się do niego nie będą już mieli wątpliwości, że wyjeżdżają ze strefy zamieszkania. Można mieć nadzieję, że przynajmniej część z nich będzie rozumiała, że to oznacza włączanie się do ruchu.

Znak "Stop" można spokojnie pozostawić, gdyż zgodnie z przepisami (Załącznik do Rozporządzenia w sprawie szczegółowych warunków technicznych dla znaków i sygnałów drogowych oraz urządzeń bezpieczeństwa ruchu drogowego i warunków ich umieszczania na drogach - punkt 3.2.21.):

"Znak B-20 "Stop" (rys. 3.2.21.1) stosuje się w celu wprowadzenia w określonych warunkach obowiązku zatrzymania pojazdu przed wjazdem na skrzyżowanie z drogą z pierwszeństwem, na przejazd kolejowy niestrzeżony (kategorii D), na przejazd tramwajowy, a także w innych miejscach przecinania się kierunków ruchu, jak wyjazd z obiektu, wlot drogi gruntowej itp."

Oznakowanie nie powinno budzić żadnych wątpliwości

Zarządcy dróg w żadnym razie nie powinni dopuszczać do sytuacji, w których kwestia pierwszeństwa może budzić jakiekolwiek wątpliwości. Ja sam, gdybym jechał tą drogą i zbliżałbym się do opisywanego skrzyżowania, też nie wiedziałbym, czy jestem na drodze twardej, czy na gruntowej, bo na oko trudno ocenić, czy kawałek drogi wlotowej ma 18 metrów, czy może 20 metrów i 1 centymetr?

Wystarczyło natomiast trochę pomyśleć i zastosować rozwiązanie, które ja proponuję. Ciekaw jestem, czy urzędnicy, którzy decydują o oznakowaniu, fatygują się, aby sami obejrzeć takie skrzyżowania z natury, przejechać przez nie i sprawdzić, czy wszystko jest ok? Zapewne nie, bo urzędnicze stanowiska mają to do siebie, że tzw. cztery litery mianowanego osobnika bardzo łatwo przyklejają się do wygodnego fotela i niezwykle trudno je oderwać. 

Proponuję zatem, aby wprowadzić rozporządzenie nakazujące wszystkim dyrektorom zarządów dróg raz w tygodniu zejść z dyrektorskiego fotela, wsiąść osobiście za kierownicę prywatnego samochodu i przejechać sobie przez te wszystkie skrzyżowania, z którymi kierowcy mają problemy. Także te, gdzie nic nie widać, bo krzaki albo zaparkowane samochody ograniczają widoczność. Również te, gdzie trzeba zgadywać, kto ma pierwszeństwo. A przy okazji potłuc trochę zawieszenie na dziurach i wyrwach, pooglądać sobie poprzekrzywiane albo zamalowane przez wandali znaki, naczekać się w korkach. Tak jak my wszyscy na co dzień.

Polski kierowca

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy