Google Maps kopalnią wiedzy o wykroczeniach

Google Maps to bardzo pożyteczny i interesujący serwis internetowy, dzięki któremu możemy oglądać bardzo wiele miejsc na całym świecie. Chcesz zobaczyć jakąś ulicę w Gdańsku, Krakowie, Szczecinie, w Moskwie albo w Nowym Yorku? Nic prostszego, nie musisz nawet wychodzić z domu. Wystarczy wpisać odpowiedni adres albo pozycję geograficzną i za chwilę serwis przeniesie cię w dane miejsce.

article cover
Tomasz JodłowskiReporter

Nie wiem natomiast czy wiecie, że ten serwis jest także prawdziwą kopalnią wiedzy o różnych drogowych wykroczeniach i nieprawidłowościach. Oto jeden z przykładów, ulica św. Wawrzyńca w Poznaniu.  Jest to szeroka, dwujezdniowa arteria wylotowa z miasta. W tym miejscu dopuszczalna prędkość została podwyższona do 70 km/h. A zatem śmiało jedziemy i zbliżamy się do zakrętu.

Przyjrzycie się teraz uważnie. Z prawej strony równolegle przebiega jezdnia, która kilkaset metrów dalej łączy się z naszą drogą. Końcowy odcinek lewego pasa tamtej jezdni ma powierzchnię wyłączoną z ruchu, co wyraźnie wskazują znaki poziome. I właśnie po tej powierzchni wyłączonej jedzie sobie samochód:

To taksówka. Co zamierza uczynić kierowca tego auta? Za chwilę się o tym przekonamy. Przypomnę raz jeszcze, że jedziemy z prędkością 70 km/h i zbliżamy się do zakrętu. Oczywiście - jak to w Polsce bywa - część kierowców jedzie znacznie szybciej niż 70 km/h.

Kiedy jesteśmy już na zakręcie okazuje się, że pan taksówkarz zawraca. Wyjeżdża z powierzchni wyłączonej i przecina nam przed nosem dwa pasy ruchu. Jest to przykład dużej bezmyślności i zupełnego braku wyobraźni. Taksówkarz zatrzymuje swój pojazd na pasie rozdzielającym, a tył samochodu wystaje na lewy pas ruchu Nietrudno sobie wyobrazić, co oznacza dla kierowcy jadącego lewym pasem taka zaskakująca niespodzianka. Widać to doskonale na kolejnym ujęciu:

Kierujący granatowym Fordem musi omijać tył taksówki, w tym celu zjeżdża ku osi jezdni. A co by było, gdyby prawym pasem nie jechała czerwona osobówka, ale np. tir lub autobus? Pan taksówkarz stworzył w ten sposób niebezpieczną sytuację, a wszystko oczywiście dlatego, że nie chciało mu się pojechać parę kilometrów dalej i zawrócić w sposób prawidłowy.

Zupełnie niezrozumiałe jest dla mnie również i to, dlaczego w tym miejscu na pasie rozdzielającym znajduje się utwardzona przecinka. Popatrzcie, jak to wygląda z góry:

Google MapsInformacja prasowa (moto)

Takie miejsce, zlokalizowane w dodatku na zakręcie zachęca kierowców do zawracania. Fachowcy, a jak mniemam zaliczają się do nich pracownicy poznańskiego zarządu dróg, powinni doskonale zdawać sobie z tego sprawę. Zawracanie na zakręcie szybkiej arterii miejskiej stwarza poważne ryzyko wypadku. Gdyby w tym miejscu nie było utwardzonej przecinki myślę, że szanowny pan taksówkarz nie odważyłby się zawracać po trawie. Najlepiej jednak, aby tutaj ustawiono bariery energochłonne fizycznie umożliwiające zawrócenie.

Pokazałem ten przykład nie tylko po to, by piętnować kierowcę owej taksówki, chociaż to naprawdę wstyd, żeby tak postępował zawodowy (rzekomo) kierowca. Przede wszystkim chciałem jednak wykazać, że za pomocą tego serwisu internetowego można wykryć bardzo wiele nieprawidłowości i niebezpiecznych miejsc na drogach.

Google Maps są przebogatą kopalnią wiedzy o wykroczeniach kierowców:

Pani kierująca tym autem mknie sobie lewym pasem, a w dłoni oczywiście telefon komórkowy. Czy naprawdę tej niewiasty nie stać na zestaw głośnomówiący?

Popatrzcie na inne przykłady. Eksplorując internetowe mapy na każdym niemal kroku można natrafić na miejsca, w których kierowcy notorycznie naruszają przepisy.

Oto ulica Różana w Warszawie. Tuż przed skrzyżowaniem i przejściem dla pieszych zaparkowane są dwa samochody. Stoją w taki sposób, że omijający je pojazd wielośladowy musi przejechać przez podwójną linię ciągłą.

Widać to doskonale na ujęciu z drugiej strony. Ponadto ten ciemny Lexus RX stoi zbyt blisko przejścia - na pewno kierowca nie pozostawił tu wymaganego 10-metrowego odstępu. W tym miejscu nieprawidłowe parkowanie zdarza się nagminnie. Gdyby straż miejska zadała sobie trud przeanalizowania internetowych map, doskonale wiedziałaby gdzie należy podesłać załogę interwencyjną. W praktyce oczywiście nikt tego nie robi i dlatego kierowcy parkując w ten sposób czują się zupełnie bezkarni.

Następny przykład:

Zwróćcie uwagę, że tabliczka pod znakiem "zakaz zatrzymywania się" wskazuje, iż zakaz nie dotyczy chodnika. Wynika stąd, że wszystkie samochody po prawej stronie jezdni zaparkowane są nieprawidłowo. Część z nich stoi tak, że tylne koła znajdują się na jezdni. Inne auta stoją na jezdni czterema kołami. W tym miejscu to również zdarza się notorycznie. I co? I nic, służby odpowiedzialne za egzekwowanie zgodnego z przepisami parkowania w ogóle nie reagują.

Jeszcze jeden przykład:

Tabliczka pod znakiem wskazuje obowiązujący sposób parkowania - na chodniku równolegle do krawędzi jezdni. Nikt tego nie przestrzega.

Następna sytuacja:

Samochody po prawej stronie jezdni również zaparkowane są w sposób nieprawidłowy. Kierowcy przejeżdżający obok nich muszą najeżdżać na linię podwójną ciągłą.

A teraz ulica Poznańska w Warszawie, naprzeciwko stołecznej stacji pogotowia ratunkowego:

Po prawej stronie na jezdni powierzchnia wyłączona z ruchu, ale oczywiście polscy kierowcy "muszą gdzieś zaparkować". Biały samochód stoi w dodatku tuż przed przejściem dla pieszych ograniczając jego widoczność. Może w tym miejscu zamiast znaków poziomych na jezdni należy umieścić po prostu betonowe zapory uniemożliwiające parkowanie?

Popatrzcie jeszcze na kopertę dla inwalidów:

Czy w taki sposób parkują osoby niepełnosprawne?

Myślę, że wykazałem niezbicie, jak bardzo pomocne mogłyby być internetowe mapy w zwalczaniu nieprawidłowości na drogach. Wystarczyłoby, aby straż miejska zatrudniła chociażby dwóch studentów, którzy chcieliby sobie dorobić i codziennie wyszukiwali dziesiątki takich miejsc.

To byłby jedyny koszt, bo internetowe mapy są przecież bezpłatne i każdy może mieć do nich dostęp. Podobnie zarządy dróg powinny je analizować, gdyż miałby rzeczywisty obraz tego, co dzieje się na drogach, a nie rysunkowe mapy i plany, na których nie można ujrzeć postępowania kierowców. Można byłoby wyciągnąć wnioski, co poprawić, jak zmienić oznakowanie.

Istnieje duża szanse, że jeśli na internetowych mapach widać w danym miejscu ewidentne wykroczenia, to jeśli wyśle się tam załogę straży miejskiej, to będzie miała ona co robić.

To wszystko pozwoliłoby na praktyczną, wnikliwą analizę zarówno wykroczeń kierowców, jak i miejsc, w których takie wykroczenia są popełniane. Może warto byłoby zastanowić się, dlaczego? Mam jednak, rzecz jasna, świadomość, że są to tylko pobożne życzenia. Straże miejskie nie wyrabiają się z obsługą zgłaszanych naruszeń prawa drogowego i znaczna część wezwań od obywateli nie jest realizowana. Urzędnicy w zarządach dróg też zapewne nie zadają sobie trudu, by analizować internetowe mapy.

A przecież pieniądze leżą na ulicy! Gdyby skutecznie karać za  przypadki nieprawidłowego parkowania, to starczyłoby środków finansowych na zwiększenie liczby etatów w strażach miejskich, w zarządach dróg, a władze samorządowe miałyby znaczący dochód z mandatów. Ludzie mieliby pracę, a my nie musielibyśmy napotykać nieprawidłowo zaparkowanych aut utrudniających ruch, ograniczających widoczność. To jest proste i oczywiste. Niestety, okazuje się, że nie dla wszystkich.

Polski kierowca

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas