Czy można jeździć świetnie i nie znać przepisów?
Poziom wiedzy polskich kierowców pozostawia - delikatnie mówiąc - wiele do życzenia. Nie mam tu wcale na myśli jakichś szczególnych zawiłości w przepisach ruchu, ale kwestie podstawowe. Przede wszystkim zaś umiejętność myślenia. Z drugiej strony polski kodeks drogowy jest niezwykle skomplikowany i pogmatwany. A z tego wszystkiego wyłania się obraz kierowcy - analfabety.
Są tacy, którzy twierdzą, że można jeździć świetnie i nie znać przepisów. Wystarczy wiedzieć, co oznacza znak "Ustąp pierwszeństwa" lub "Stop", znać wskazania sygnalizacji świetlnej i to wystarczy. No, może jeszcze trzeba wiedzieć, że nie wolno przejeżdżać linii ciągłej i gdzie jest prawa strona, a gdzie lewa. A reszta przepisów? Komu to potrzebne?
Słyszałem niedawno od pewnego znajomego, że jego córka odbywała właśnie kurs na prawo jazdy. Wszystkie przepisy, całą tzw. teorię, przerobiono na tym kursie w ciągu 4 godzin lekcyjnych. Właściciele ośrodków szkolenia kierowców twierdzą zresztą zgodnie, iż kursanci wcale nie chcą się uczyć żadnych przepisów, reguł, zasad, znaków itd. Chcą przerobić pytania egzaminacyjne i zdać, jak najszybciej zdobyć prawo jazdy. To wszystko.
Obecnie zresztą wykłady teoretyczne nie są już obowiązkowe, kandydat na kierowcę może sam przygotować się do egzaminu. Młodzi ludzie szukają zatem wiedzy, a ściślej odpowiedzi na konkretne pytania testowe. W internecie, tworzą się różne blogi, fora wymiany egzaminacyjnych ciekawostek itd.
Wielu instruktorów i wykładowców zauważa zresztą, że dzisiejszej młodzieży nauka przychodzi coraz trudniej. W dobie facebooków, smartfonów i tabletów większość nawet nie stara się niczego zrozumieć. Dla nich nie ma pojęcia "myślenie", istnieje natomiast pojęcie "klikanie".
Tyle tylko, że za kierownicą nie można w nic kliknąć, a trzeba użyć swojego mózgu. I tu powstaje problem...
Uważam, że istotnie, wiele zagadnień zawartych w przepisach ma charakter czysto teoretyczny. Zresztą nawet najlepszy przepis nie gwarantuje bezpieczeństwa. Niestety, twórcom prawa wydaje się coś zupełnie innego. Wprowadzimy obowiązek noszenia odblasków przez pieszych i już będzie bezpiecznie. Zabronimy wyprzedzania na zakrętach i będzie ok, wszyscy się do tego zastosują. Wprowadzimy kurs pierwszej pomocy i zaraz setki kierowców będą na drodze ratować ofiary wypadków.
Zastanawiam się, czy ci, którzy tworzą kolejne przepisy, sami wierzą, że to co robią ma sens? Czy może po prostu odwalają w niekompetentny sposób swoją pracę i uspokajają swoje sumienie?
Skoro kolejne pokolenia coraz mniej czytają książek, coraz trudniej im zdać maturę, to chcąc nie chcąc przepisy należy dostosować do ich poziomu. Krótko i jasno: to wolno, tego nie wolno. Tu można wyprzedzać, a tu nie, tu można parkować, a tu grozi to mandatem.
Zamiast określać, jaki zakaz obowiązuje do skrzyżowania, a jaki za nim, należałoby malować np. czerwoną farbą krawężniki w miejscu, gdzie parkować nie wolno. Stanąłeś przy czerwonym krawężniku? No to nie ma przebacz, dwie stówy płacisz albo ci wywieziemy auto. Przed zakrętami umieszczać na jezdni napisy: tu nie wyprzedzaj, tu zginęło już 8 podobnych do ciebie napaleńców...
Obecnie produkowane są już masowo samochody, które same parkują, same hamują itd. Liczę więc na to, że za jakiś czas pojawią się i takie, które będą myśleć za kierowcę. Na przykład wjeżdżamy na skrzyżowanie, nie wiemy, który pojazd ma pierwszeństwo, ale z głośnika odzywa się miła podpowiedź: "poczekaj, bo tego srebrnego mercedesa z prawej musisz przepuścić!"
Albo zbliżamy się do przejścia dla pieszych i znowu jakże cenna podpowiedź: "rozpocznij hamowanie, bo zaraz zabijesz tę kobietę z dzieckiem!" No i już wiemy, co mamy robić. Inaczej byśmy nie wiedzieli...
A może taki automat mógłby nas też dyscyplinować? Np. zwróciłby nam uwagę: "odłóż tę komórę durniu, bo jeśli nie, to ja odcinam dopływ paliwa i dalej pójdziesz sobie pieszo..." Jeszcze bardzie pożyteczny byłby komunikat: "czuć od ciebie wódę na kilometr, wyglądasz jak głupkowaty menel, a więc nigdzie nie jadę".
Jeszcze doskonalsze, "wypasione" wersje pozwalałyby na rozmowę kierowcy z samochodem: "mogę teraz go wyprzedzić czy nie?" I za sekundę odpowiedź: "śmiało dawaj w rurę, gaz do dechy".
A potem za chwilę: "fatal error, zabrakło pamięci na dysku, niestety za chwilę poniesiesz śmierć, we are very sorry..."
Polski kierowca