Rozkręcona paranoja zarabiania
Byłem w zeszły weekend w Hiszpanii na prezentacji nowego auta.
Otóż testowy samochód był wyposażony w najnowszą wersję nawigacji satelitarnej z mapami z grudnia 2008, czyli sporządzonymi w okolicach września-października. Nówki sztuki. I wyobraźcie sobie, że ta najaktualniejsza nawigacja co chwilę się gubiła na drogach wokół Alicante. Nie na jakichś podrzędnych dróżkach, bo to by było jakoś do połknięcia - w końcu w Polsce jesteśmy przyzwyczajeni do tego, że większość dróg 3. kategorii występuje w mapach nawigacji samochodowych raczej "mniej więcej".
Ale w Hiszpanii problem jest inny: tu nawigacja nie zna całych wielokilometrowych odcinków autostrad, wielkich węzłów autostradowych! I wcale nie chodzi o to, że producent nowego samochodu nabył byle co do swojego autka. Nie, po prostu w Hiszpanii buduje się tyle dróg - i tak szybko - że twórcy map GPS nie są w stanie nadążyć.
Najbardziej szokujące jest jednak to, że Hiszpanie w największym stopniu ucierpieli na kryzysie finansowym, który rozpoczął się dla nich pod koniec sierpnia zeszłego roku. Przeinwestowali w budownictwo mieszkaniowe, nazaciągali za wiele kredytów - są naprawdę w poważnych kłopotach. Przykładowo sprzedaż nowych samochodów spadła u nich o przeszło połowę! A jednak wciąż budują jak wściekli, skrupulatnie i z ogromną zajadłością realizują wszystkie zaplanowane i rozpoczęte inwestycje związane z infrastrukturą transportową. Dostali na to pieniądze z Unii i wydają je zgodnie z umowami.
I tu pojawia się pytanie: skoro u nas kryzys ma postać tzw. spowolnienia, najwyżej recesji wymuszającej niewielkie redukcje zatrudnienia - i najprawdopodobniej gorzej nie będzie - to dlaczego u nas się buduje tak mało?
Przecież Unia dałaby nam wszystkie pieniądze świata, nawet teraz, kiedy walczy z kryzysem, gdybyśmy tylko o te pieniądze wystąpili! Nikt mi nie przetłumaczy, że mamy gorszych urzędników, nie potrafiących przygotować właściwego wniosku o dotację.
O co chodzi? O rozkręconą kilka lat temu paranoję, że ktoś może na tym zarobić! Przecież, do cholery, na tym polega gospodarka wolnorynkowa, żeby ludzie zarabiali na tym, co robią! Bo co, lęki, że ktoś weźmie w łapę? Jasne, że weźmie! Nikt tego nie powstrzyma, ale można się z tym bujać tak, jak Hiszpanie - tam łapówkarzy się wyłapuje PO WYBUDOWANIU autostrad. Tak się bardziej opłaca organizacyjnie. Hiszpanie wykoncypowali sobie, że jak ktoś ma wziąć pieniądze, to i tak weźmie, ale jak już, to coś zrobi w zamian, więc drogi powstają. Może to i pokrętne jak na psychozy dotyczące układów polityczno-biznesowych, ale ta metoda się po prostu sprawdza.
Może tytułem próby choć jedną autostradę najpierw byśmy wybudowali, a POTEM poszukali układów, złodziei i łapówkarzy? Bo tak, jak jest, wyłapujemy ich całe stada, korupcję tropi się już na etapie składania ofert, a pierwsze aresztowania następują najdalej po zakopaniu kamienia węgielnego (w razie czego i niewinny posiedzi, może coś się z niego wyciśnie) - tyle że dróg od tego nie przybywa.
Maciej Pertyński