Premier Tusk zmienił zdanie w sprawie fotoradarów
W utopijnym, benzyną i asfaltem płynącym kraju rządzonym przez kierowców, obecnego ministra gospodarki - Jacka Rostowskiego - w najlepszym wypadku - usmażono by na elektrycznym krześle podłączonym do Priusa.
Jedyny człowiek na świecie, który - jak słusznie zauważyli Internauci - potrafi być jednocześnie łysy i rozczochrany, wkrótce zamieni w koszmar życie setek tysięcy zmotoryzowanych...
Wg projektu budżetu wpływy z fotoradarów zasilić mają w przyszłym roku Skarb Państwa kwotą 1,5 mld (M I L I A R D A) złotych. Dla porównania - w bieżącym roku cały deficyt budżetowy wyniósł około 22 mld zł. By mieć świadomość wysokości tej kwoty warto dodać, że w zeszłym roku na podwyżki dla służby mundurowych wydano... 76 mln (milionów) zł.
Nikogo nie obchodzi fakt, że kierowcy "zajeżdżani" są w Polsce jak koń na westernie
Teoretycznie, można się cieszyć, że pieniądze "zarobione" na kierowcach wydane zostaną na nowe drogi. Jeśli wierzyć medialnym doniesieniem inwestycje drogowe pochłoną w przyszłym roku dokładnie 15 mld zł. - tyle wynosić mają bowiem przyszłoroczne wydatki Krajowego Funduszu Drogowego. W rzeczywistości jednak polscy podatnicy wyłożą na ten cel 2,9 mld zł - pozostałe 12 mld zł to w większości środki pochodząc z funduszy unijnych... Ktoś powie, że to i tak więcej, niż owe 1,5 mld zainkasowane przez ministra Rostowskiego w związku z fotoradarami. Racja, ale owe 1,5 mld zapewni budżetowi wyłącznie Inspekcja Transportu Drogowego odpowiadająca za "fotopstryki". Aż strach pomyśleć ile gotówki dostarczą w tym samym czasie żerujące na kierowcach Policja i Straż Miejska?
W tym miejscu warto też dodać, że w przyszłorocznym budżecie na "poprawę jakości dróg lokalnych" zarezerwowano kwotę... 500 mln złotych. Przy założeniu, że koszt wybudowania/przebudowania 1 km takiej drogi waha się obecnie między 1 a 1,5 mln zł, w najlepszym wypadku, w przyszłym roku przybędzie nam równe 500 km nowych, bezpiecznych dróg lokalnych. Wypada jednak pamiętać, że długość dróg lokalnych (głównie gminnych) w Polsce to obecnie około 200 tysięcy (!) kilometrów... Remont 500 km zakrawa więc na kpinę...
Wnioski? Do tego, że kierowcy "zajeżdżani" są w Polsce jak koń na westernie zdążyliśmy się już przyzwyczaić. Ograniczanie środków na poprawę jakości dróg też nie powinno już nikogo dziwić. Modernizacja infrastruktury drogowej jest dla ustawodawcy przysłowiowym strzałem w kolano. Zamiast wydawać pieniądze na nowe, bezpieczne drogi, lepiej przecież zainwestować stosunkowo niewielką kwotę w nowe fotoradary i doić z "drajwerów" ile wlezie...