Ponad 4 lata więzienia dla notorycznego podpalacza aut

Na karę 4 lat i 4 miesięcy więzienia Sąd Rejonowy Gdańsk-Południe skazał w czwartek 35-letniego Marcina W., który w 2014 r. podpalił i zniszczył w Gdańsku 21 samochodów. Straty właścicieli aut wyniosły ponad pół miliona złotych.

Sąd orzekł także, że oskarżony ma zapłacić ponad 400 tys. złotych różnym firmom ubezpieczeniowym tytułem zwrotu poniesionych przez nie odszkodowań na rzecz właścicieli aut.

Oprócz podpaleń i zniszczeń aut prokuratura oskarżyła Marcina W. także o znęcanie się fizyczne i psychiczne nad matką. Według śledczych, mężczyzna miał m.in. uderzać kobietę pięścią po twarzy oraz bić pałką i kijem od szczotki. Marcin W. zaprzeczył przed sądem, że używał siły wobec matki.

Sąd uznał w tej sprawie, że Marcin W. pobił dwukrotnie matkę, ale nie miało to charakteru znęcania się nad nią. Za te czyny wymierzył mu karę czterech miesięcy więzienia. Łącząc oba przestępstwa - podpalanie aut i przemoc wobec matki - sąd skazał mężczyznę na karę 4 lat i 4 miesięcy. Wyrok nie jest prawomocny. 

Reklama

Marcin W. podczas procesu przyznał się do winy i żałował swojego postępowania. Jak wyjaśniał, podpalał auta "z rozpaczy". "Nie wiedziałem, co mam zrobić ze swoim życiem. Żałuję, że sam się nie podpaliłem pod kancelarią premiera" - mówił przed sądem.

Jak tłumaczył, jego zachowanie wynikało z kłopotów rodzinnych - do jego mieszkania, gdzie wcześniej mieszkał z dziadkami, kilka lat temu wprowadziła się matka alkoholiczka z konkubentem i w domu często dochodziło do awantur.

Sąd wymierzając wyrok zmienił kwalifikację karną przestępstwa uznając, że Marcin W. dokonał małych i pojedynczych podpaleń, a nie jak chciała tego prokuratura, doprowadził do zdarzenia "zagrażającego życiu lub zdrowiu wielu osób albo mieniu w wielkich rozmiarach" w ramach czynu ciągłego. W pierwszym przypadku mężczyźnie groziło do 7,5 roku więzienia, w drugim zaś do 10 lat więzienia.

"Oskarżony wyjaśniał przed sądem, że podpalenie było z jego strony aktem desperacji. To był raczej akt frustracji, a to są dwa różne pojęcia. Oskarżony miał trudną sytuację życiową - konflikt z matką. Tyle tylko, że oskarżony jest dorosłym człowiekiem i nic nie zrobił, żeby z tej sytuacji wyjść" - ocenił sędzia Andrzej Wojtaszko.

Jak podkreślił sędzia, według zeznań świadków Marcin W. nie był skory do pracy i sam zrezygnował z zatrudnienia w zakładzie energetycznym. Przesłuchiwany w sądzie ojciec oskarżonego przyznał, że nie poleciłby syna do pracy, bo uważał go za mało sumienną osobę.  

Według sądu, znalezienie w Trójmieście zajęcia przynoszącego stałe dochody nie jest wielkim problemem.

"Osoba zdesperowana nie idzie na stację paliw, nie kupuje zapalniczki, piwa Desperados, hot doga i nie udaje się podpalać samochody. Oskarżony ma żal do całego świata, że jemu w życiu nie wyszło, ale on też nic nie zrobił, żeby mu w tym życiu coś  wyszło. Liczył, że wszyscy wokół będą mu pomagać. Potrafił pójść do sąsiadów i znajomych, a nawet do znienawidzonej matki i prosić o pieniądze na jedzenie i inne potrzeby, a nic nie robił, żeby chociażby uregulować stosunki własnościowe związane ze wspólnym zamieszkiwaniem z matką" - dodał sąd.

Jako okoliczność łagodzącą sąd uznał to, że oskarżony przyznał się do winy i szczegółowo opisał przebieg podpaleń. Według sądu, słaby monitoring z miejsca zdarzenia nie pozwoliłby policji postawić zarzutów sprawcy podpaleń.  

Dwa tygodnie temu podczas ostatniej rozprawy przed sądem prokurator wnioskowała o wymierzenie Marcinowi W. kary czterech lat i 8 miesięcy więzienia.

"Jest to więc wymiar kary zbieżny z tym, o co wnosiła prokuratura. Natomiast niektóre stwierdzenie sądu, jeśli chodzi o zakres czynu ciągłego, budzą  mój sprzeciw. Postępowanie przygotowawcze i sądowe potwierdziło jego wcześniejsze podpalanie, że wyszedł wieczorem z domu na +maraton podpalania+. I - zdaniem prokuratury - podpalał z góry powziętym zamiarem, jeden samochód za drugim. Wbrew temu, co powiedział dziś sąd, prokuratura na poparcie swoich twierdzeń miała też nie tylko orzecznictwo sądu apelacyjnego, ale również Sądu Najwyższego" - powiedziała dziennikarzom prokurator Aleksandra Malinowska-Bizon.

Obrońca Paweł Świder nie wykluczył, że złoży odwołanie od wyroku - zarówno, jeśli chodzi o główny czyn - podpalenia aut, jak i stosowanie przemocy wobec matki.     

Do podpaleń doszło nocą 5 września 2014 r. w kilku dzielnicach Gdańska. Z wyjaśnień oskarżonego wynikało, że podpalał przypadkowe samochody, nie wybierał modelu pojazdu. Auta były różnych marek i roczników; ich wartość wahała się od 1,5 tys. do 150 tys. zł.

Zapalniczką podpalał nadkole i od tego zajmowało się ogniem koło. Mężczyzna nie czekał na rozprzestrzenienie się pożaru, szedł dalej i podpalał kolejne wozy. Podczas śledztwa przyznał, że był pod wpływem alkoholu. Twierdził też, m.in. że nie jest piromanem i podpalanie nie sprawia mu przyjemności.

Wobec Marcina W. zapadł już jeden wyrok. We wrześniu 2015 r. gdański sąd skazał mężczyznę na karę dwóch lat więzienia w zawieszeniu na pięć lat za podpalenie w latach 2008-2012 dziesięciu samochodów.

PAP
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy