Policja też nie lubi tandety!

Co trzeba mieć ze sobą w czasie długich zagranicznych wojaży?

Dokumenty? Koniecznie.

Klucze i apteczkę? To też.

Ale co jeszcze?

Otóż, w zależności od kraju, do którego jedziemy przydatne może się okazać właściwie wszystko. Zwłaszcza jeżeli wybieramy się w południowe zakątki, jak np.... Serbia, Bośnia czy Czarnogóra.

Tutaj oprócz twardej europejskiej waluty dobrze jest wozić ze sobą trochę różnego rodzaju bagażu, który pozwoli wykręcić się z kłopotów. Preferowane są alkohole, części garderoby, czy sprzęt elektroniczny. Po co to wszystko?

Ciąg dalszy na następnej stronie

Otóż policjanci z tamtych rejonów mają tę przypadłość, że niezależnie od tego jak ostrożnie byście nie jechali, i tak nie uda wam się uniknąć kontroli spowodowanej rzekomym (lub nie) przekroczeniem prędkości czy wyprzedaniem w miejscu niedozwolonym. To prawie norma.

Próby tłumaczenia i dyskusje z przedstawicielem władzy z góry skazane są na niepowodzenia. Mundurowy i tak nie potrafi komunikować się w żadnym innym jeżyku, niż własny a nerwowa gestykulacja i niezrozumiały dla niego słowotok może go jedynie wyprowadzić z równowagi.

W jaki sposób wybrnąć z tej niezręcznej sytuacji?

Cóż, trzeba będzie zdać się na pana policjanta. Ci ostatni są zazwyczaj doskonale przygotowani do rozwiązywania problemów z przyjezdnymi.

Reklama

Każdy szanujący się np. serbski policjant drogówki zawsze ma ze sobą notes i długopis. To wystarczy, by nawiązać nić porozumienia.

Ciąg dalszy na następnej stronie

Po dokładnym przeanalizowaniu stanu technicznego (czytaj kopaniu w opony) i uwzględnieniu kary za bliżej nieznane wykroczenie mundurowy zaproponuje niezbędną, jego zdaniem, grzywnę.

W tym celu weźmie do ręki wspomniany wcześniej długopis i za pomocą liczb nakreśli na kartce sumę, z jaką będziemy musieli się pożegnać - zawsze zaczyna od 200 euro.

Nadszedł czas, gdy to my musimy przejąć inicjatywę. Sprawdzony sposób mówi, by pożyczyć ów długopis i skorygować kłującą oczy kwotę np. poprzez skreślenie jednego z zer.

Jeśli mamy gotówkę, sprawa jest prosta. Policjant pokręci chwilę nosem, ale jako że ma do czynienia z dewizowym turystą ostatecznie przystanie na naszą propozycję. Po przekazaniu datku, będziemy mogli kontynuować jazdę.

Gorzej, jeśli nie mamy przy sobie pieniędzy. Kieszenie stróżów prawa, póki co, nie są jeszcze wyposażone w prywatne terminale obsługujące karty płatnicze przez co cała sprawa mocno się komplikuje.

Z tego też powodu warto zabierać ze sobą wspomniane wcześniej souveniry. Ale jest jeden warunek. Nie mogą być byle jakie. Pan policjant dokładnie sprawdzi ich jakość. Gdy zaproponujemy, by w dowód wdzięczności za przemiłe spotkanie przyjął od nas powiedzmy - przeciwdeszczową kurtkę, następne pięć minut spędzi on na dokładnym analizowaniu szwów, podszewki i praktyczności rozmieszczenia kieszeni... Nikt przecież nie lubi tandety...

Opisane zdarzenia to nie luźna beletrystyka. Jednemu z naszych wiernych czytelników zdarzyły się one naprawdę i to całkiem niedawno...

A czy Ty miałeś podobne przygody z drogówką? Opowiedz ją nam...

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Lubień | policja
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama