Pandemia zmieniła rynek carsharingu

​W czasie kolejnych lockdownów mobilność Polaków była mniejsza, ale z drugiej strony własny samochód stał się jedynym pewnym i bezpiecznym środkiem transportu. Za zmianami wynikającymi z obostrzeń pandemicznych szybko nadążyły też firmy carsharingowe, które wprowadziły do oferty usługę dezynfekcji pojazdu, tak żeby ich użytkowanie było bezpieczne dla zdrowia.

 Po chwilowym zahamowaniu popytu w ubiegłym roku w kolejnych miesiącach klienci chętniej sięgali po auta na minuty. I to nie tylko na krótkich dystansach, lecz również na dłuższe podróże. - Musieliśmy rozszerzyć naszą ofertę o pakiety dobowe czy tygodniowe i weszliśmy do 100 kolejnych miast - mówi Maciej Panek z PANEK Carsharing. Wynajem aut na minuty - zamiast własnej floty - rozważa też coraz więcej firm.

- Pandemia wpłynęła rozwojowo na polski rynek carsharingowy. W pierwszej fali byliśmy skonsternowani i nie wiedzieliśmy, jak sobie z tym poradzić, ale później nastąpiła decyzja, że wchodzimy w inwestycje. W czasie pandemii liczba lokalizacji, w których byliśmy obecni, wzrosła najpierw do 150, a potem 250 miast. W efekcie jesteśmy teraz obecni we wszystkich miastach w Polsce, które mają powyżej 20 tys. mieszkańców - wskazuje w rozmowie z agencją informacyjną Newseria Biznes Maciej Panek, prezes zarządu PANEK Carsharing.

Reklama

Kolejne lockdowny i restrykcje związane z przemieszczaniem się, obawy przed zakażeniem czy praca zdalna spowodowały, że popyt na usługi carsharingu początkowo zmalał. Z drugiej strony część osób - z obawy przed zakażeniem - zrezygnowała z transportu miejskiego i publicznego, część była do tego zmuszona, bo na czas pandemii niektóre połączenia autobusowe i kolejowe zostały zawieszone. Własny samochód stał się jedynym pewnym i bezpiecznym środkiem transportu. Nie każdy jednak jest posiadaczem auta, dlatego na carsharing zdecydowała się część spośród tych osób, które wcześniej z niego nie korzystały.

Z październikowego raportu Fundacji Digital Poland ("Pandemia a współdzielona mobilność") wynika, że odsetek aktywnych użytkowników carsharingu, korzystających z tej usługi przynajmniej kilka razy w miesiącu, zmniejszył się z 35 do 20 proc., za to zwiększył się (z 11 do 17 proc.) odsetek korzystających kilka razy w tygodniu. 45 proc. użytkowników zadeklarowało, że w kolejnych sześciu miesiącach zamierza korzystać z usługi carsharingu tak samo często jak do tej pory. Co piąty zadeklarował, że będzie korzystać z wynajmu aut na minuty rzadziej, a 14 proc. - że częściej.

- Klienci w czasie pandemii zmienili swoje przyzwyczajenia dotyczące carsharingu. Wcześniej jeździli głównie na minuty, na krótkich dystansach. Natomiast kiedy przyszła pierwsza, a potem druga fala pandemii i rozszerzyliśmy liczbę naszych lokalizacji, klienci zaczęli poruszać się po całej Polsce, dystanse zaczęły być coraz dłuższe. To spowodowało, że zdecydowaliśmy się rozszerzyć naszą ofertę wynajmu aut nie tylko na minuty, ale też na pakiety dobowe czy tygodniowe, które obecnie są bardzo chętnie wykorzystywane przez klientów - wskazuje prezes zarządu PANEK Carsharing.

Pandemia wymusiła też na firmach działających w branży carsharingu konieczność natychmiastowego przystosowania się do nowych realiów rynkowych, w tym m.in. dużo częstszą dezynfekcję pojazdów i zrewidowanie swojego modelu biznesowego. Część z nich nie poradziła sobie z przejściowymi problemami i spadkiem popytu. W efekcie w październiku litewska firma City Bee (oferowała flotę pojazdów dostawczych) poinformowała, że po dwóch latach wycofuje się z Polski. Z kolei na początku lutego Innogy Go! (operator floty samochodów elektrycznych na wynajem) ogłosiło, że w marcu zniknie z warszawskich ulic. Działalność zakończyły również eCar od Taurona oraz GreenGoo. Prezes PANEK Carsharing ocenia jednak, że nie zwiastuje to problemów całej branży.

- Zakończenie działalności jednego z liderów warszawskiej branży carsharingu to dla nas z jednej strony przykra niespodzianka, bo konkurencja zawsze stymuluje do poprawiania jakości. Z drugiej strony przyznam, że nie jest to dla nas zaskoczenie. Carsharing wyłącznie na autach elektrycznych się nie sprawdza, inwestycja tego typu jest nieopłacalna i nierentowna. Natomiast to absolutnie nie oznacza problemów, a tym bardziej końca branży carsharingowej. Na przykładzie naszej firmy widzimy, że liczba klientów jest coraz większa. Notujemy ponad tysiąc nowych klientów dziennie, a obroty cały czas rosną. Dlatego perspektywy rynku na ten i przyszły rok postrzegamy w bardzo dobrych barwach - ocenia prezes największej firmy carsharingowej w Polsce.

W tej chwili PANEK CarSharing, po niespełna czterech latach działalności, ma już ponad 50-proc. udział w polskim rynku, dysponując flotą ok. 2,3 tys. samochodów. Firma skupia się m.in. na rozwijaniu swojej floty, liczącej 30 różnych modeli aut, oraz wprowadzaniu elastycznych pakietów i taryf, jak najbardziej odpowiadających zapotrzebowaniu klientów.

- Z perspektywy klienta kluczowe w carsharingu są przede wszystkim dostępność samochodów oraz elastyczność oferty cenowej, żeby każdy - w zależności od swojego zapotrzebowania - dostał ofertę uszytą na miarę. To też ostatecznie stymuluje wzrost zainteresowania tą usługą - mówi Leszek Leśniak, dyrektor wykonawczy w PANEK Carsharing.

Carsharing już od kilku lat jest - zarówno w Polsce, jak i w Europie - jedną z najbardziej dynamicznie rozwijających się usług w obszarze mobilności. Z ubiegłorocznego, sierpniowego badania przeprowadzonego przez IQS dla Fundacji Digital Poland wynika, że 34 proc. Polaków przynajmniej raz w ciągu poprzedzających 12 miesięcy skorzystało z firmy lub aplikacji do wynajmu aut na minuty. Na ten typ usług przed wybuchem pandemii użytkownicy przeznaczali średnio 133 zł miesięcznie, dostrzegając szereg zalet takich jak wygoda, oszczędność czasu czy brak obowiązków związanych z obsługą pojazdu.

Dyrektor wykonawczy PANEK Carsharing podkreśla, że szansą rozwoju dla branży jest już nie tylko rynek klientów indywidualnych, lecz także firmowych. Wynika to głównie z faktu, że przedsiębiorstwa - w obliczu recesji, spadku przychodów i cięcia kosztów - będą coraz częściej ograniczać albo rezygnować z posiadania własnych flot.

- Usługodawcy carsharingu w Polsce coraz chętniej spoglądają w kierunku ofertowania przedsiębiorstw - mówi Leszek Leśniak. - Okres pandemiczny zmienia optykę przedsiębiorców i ich podejście do zarządzania transportem, podróżami służbowymi i własną flotą, która w dużych firmach często jest mocno rozrośnięta. Tymczasem rozwój zdalnej pracy zmniejszy zapotrzebowanie na podróże służbowe, a carsharing - dzięki elastycznym rozwiązaniom i możliwości naliczania opłat tylko za faktyczny czas wykorzystywania pojazdu - jest znacznie ciekawszą opcją niż utrzymywanie flot kilkuset lub kilku tysięcy aut.

Źródło informacji

Newseria Biznes
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy