Mercedes "wszystkomający"
Z pomocą modelu CLS Shooting Brake, Mercedes realizuje wszystkie dziecięce marzenia, łącząc to, czego teoretycznie połączyć się nie da. Testowane auto ma w sobie coś z coupe i kombi, jest niskie, a jednocześnie dzięki pneumatyce zawieszenia terenowe. Na dodatek, sportowe, komfortowe, mocne i oszczędne. Wystarczy?
Pierwszy rozdział tej historii jest wysoce nieetyczny. Nazwa Shooting Brake powstała na użytek luksusowych samochodów z rozbudowaną przestrzenią ładunkową, która w dawnych czasach służyła do przewozu sprzętu na polowanie. Najnowszy CLS Shooting Brake nawiązuje zatem wprost do takich modeli jak Volvo P1800 ES, Aston Martin Lagonda Shooting Brake czy Ferrari FF.
Osobiście jestem zagorzałym przeciwnikiem strzelania do czegokolwiek i z przyjemnością donoszę, że okazałym Mercedesem oprócz broni, da się także przewozić sprzęt sportowy lub wakacyjne bagaże. I tego powinni się trzymać cywilizowani sprzedawcy samochodów, szczególnie w USA.
CLS powstał po to, by cieszyć oczy. Jest w pewnym sensie ideałem motoryzacyjnego piękna. Jego bardziej funkcjonalna odmiana Shooting Brake nie ma tak doskonałych proporcji, ale również wzbudza zainteresowanie. Przemyślano tu każdy detal. Bardzo mała powierzchnia szyb sprawia, że auto wydaje się wyjątkowo niskie i masywne. Przetłoczenia na bocznych częściach modelu wyglądają jak odcisk innego, supersportowego auta (kto wie, może nawet legendarnego modelu 300 SL Gullwing).
Drzwi są pozbawione ramek okiennych. Wyglądają rewelacyjnie, kiedy otwiera się je z opuszczonymi szybami. Szkoda tylko, że zimą nie ma do tego zbyt wielu okazji. Na wysokości zadania staje także forma bagażnika. Z zewnątrz wydaje się on niepozorny, ograniczony bezkompromisowo poprowadzoną linią nadwozia. W praktyce niczego mu nie brakuje. Ma więcej niż przyzwoitą objętość 590 l, regularne kształty i tradycyjną dla większych modeli Mercedesa tylną klapę otwieraną i zamykaną elektrycznie. Podczas otwierania można ją blokować w dowolnej pozycji. Przydaje się to w niskich garażach. Bardzo praktyczna jest także funkcja zamykania tylnej klapy połączona z funkcją ryglowania wszystkich zamków. Idealnie sprawdza się, kiedy odchodzimy od auta obładowani zakupami.
W modelach wyższej klasy Mercedes oferuje najnowocześniejsze rozwiązania w tradycyjnym opakowaniu. Wnętrze CLS-a to ukłon w stronę konserwatystów. Symbolem ponad 100-letniej tradycji niemieckiej marki jest tradycyjny pedał hamulca pomocniczego, zwalniany imponujących rozmiarów dźwignią wkomponowaną po lewej stronie w deskę rozdzielczą. O tym, że żyjemy w XXI wieku przypomina natomiast funkcja auto-hold (podtrzymywanie auta podczas ruszania pod górkę) i jest aktywowana przez odpowiednie przyciśnięcie tradycyjnego pedału hamulca.
Kolejny przykład kontrastów znajdziemy w konstrukcji zagłówków (NECK-PRO). Przednie są wyjątkowo zaawansowane, dzięki czemu redukują ryzyko obrażeń kręgosłupa szyjnego. Tylne - mają zaskakująco prosty system opuszczania. Jeśli tylne są nieużywane, kierowca za pomocą guzika na desce rozdzielczej zwalnia blokadę, a te z hukiem opadają na oparcie kanapy. Jak w starym, dobrym W124. To się nazywa tradycja i nowoczesność...
Mimo wspomnianej już bardzo nisko poprowadzonej linii dachu, pasażerowie nie odczuwają klaustrofobii. Kabina jest bardzo szeroka, dzięki czemu cztery dorosłe osoby będą podróżowały tu w luksusowych warunkach. Fotele (w testowanym egzemplarzu wyposażone w podgrzewanie, wentylację, masażer i funkcję automatycznego podpierania ciała na zakrętach) mają bardzo szeroki zakres regulacji. Są osadzone dość nisko nad podłogą, dzięki czemu nad głowami jest zawsze sporo miejsca.
Sportowa kierownica doskonale leży w dłoniach. Szkoda, że jej wieniec przysłania nieco górną część skali prędkościomierza. Po lewej stronie znajduje się tradycyjna dla Mercedesa rozbudowana dźwigienka obsługująca kierunkowskazy i wycieraczki. Po prawej - popularny w nowszych modelach selektor automatycznej, siedmiobiegowej skrzyni. Obsługuje się go w banalnie prosty sposób, a wybrane tryby i zakresy są wyświetlane na desce rozdzielczej.
Testowany egzemplarz miał jeszcze jedną dźwigienkę - obsługującą tempomat z zaawansowaną funkcją automatycznego utrzymywania odstępu od poprzedzającego auta. Na pokładzie był także system ostrzegający przed nieplanowaną zmianą pasa ruchu (po najechaniu na ciągłą lub przerywaną linię kierownica zaczyna delikatnie wibrować), system wykrywania obiektów w martwych punktach lusterek i układ przypominający o konieczności odpoczynku w trakcie przedłużającej się trasy.
Nocą, wnętrze CLS-a odsłania drugie oblicze. W narożnikach deski rozdzielczej łagodnym, białym światłem rozbłyskują wysokotonowe głośniki Bang & Olufsen (są zamocowane na drzwiach). Łagodnie podświetlane jest także wnętrze. Zestawy LED ukryte w tapicerce mogą świecić się na bursztynowo, biało lub błękitnie.
Samochód doskonale oświetla drogę. Testowany egzemplarz był wyposażony w Reflektory LED High Performance z paskami diod LED pełniącymi rolę świateł do jazdy dziennej. O ile LED-y są oczywiście współczesnym, modnym gadżetem, o tyle reszta tego zaawansowanego systemu optycznego to już absolutny, podnoszący bezpieczeństwo jazdy High-tech. Światła mijania mają temperaturę barwową 5500 Kelwinów (zbliżona do światła dziennego), a zintegrowany z nimi system ILS automatycznie dopasowuje parametry oświetlenia do aktualnych warunków drogowych włącznie z doświetlaniem zakrętów.
Trudne warunki drogowe jakie zapanowały po kolejnym tegorocznym ataku zimy, pozwoliły dogłębnie poznać zalety testowanego modelu.
Cały wieczór poprzedzający jeden z dni testowych padał deszcz ze śniegiem. Nocą chwycił mróz. W efekcie rano wszystkie samochody stojące na parkingu były pokryte lodową skorupą, a niektóre jezdnie przypominały lodowisko. Warto w tym miejscu pochwalić warszawskich drogowców - wszystkie główne drogi były oczyszczone na czas. Problemy na bocznych - nikogo nie powinny dziwić.
Podczas gdy sąsiedzi mozolnie drapali szyby, ja mogłem popijać gorącą herbatę i przez okno obserwować jak szyby CLS-a odmrażają się samoczynnie. Pilot aktywujący opcjonalne ogrzewanie postojowe bez problemu komunikował się z autem. W tym miejscu ktoś może zasugerować, że typowy użytkownik CLS-a ma ogrzewany garaż. Oczywiście, ale pamiętajmy, że użytkownicy CLS-ów także pracują, odwiedzają znajomych, chodzą na zakupy. W takich sytuacjach ogrzewanie postojowe bardzo się przyda. I jeszcze jedno - tego typu urządzenie skraca czas nagrzewania się silnika. Można z niego korzystać także po rozpoczęciu jazdy. Wówczas pełni funkcję dogrzewacza.
Ja skończyłem swoją herbatę, a CLS był już gotowy do jazdy. Czekała go jednak jeszcze jedna próba - musiał o własnych siłach opuścić potężnie ośnieżony parking. Tu z pomocą przyszedł nie tylko wspomniany napęd na cztery koła (4Matic), ale także pneumatyczne zawieszenie, które pozwala na zwiększenie prześwitu o kilka cennych centymetrów.
Biały Mercedes przebijał się przez zaspy niczym niedźwiedź polarny. Przy okazji ominął kilka tylnonapędowych aut dostawczych, które bezradnie buksowały w śnieżno-lodowych pułapkach. Drugi tegoroczny atak zimy został przez CLS-a odparty bez najmniejszego wysiłku.
Na poszukiwanie ośnieżonych dróg musiałem wybrać się poza miasto. Tam Mercedes mógł ujawnić swój charakter i zaprezentować zestrojenie układu napędowego. CLS Shooting Brake jest pozycjonowany między klasą E, a S. Na pierwszy rzut oka wydaje się samochodem wyjątkowo długim, przez co nieporęcznym. Na szczęście to tylko pozory. Auto jest dłuższe od klasy E zaledwie o 5 cm i zaskakująco zwrotne. Na dodatek na wszystkich zakrętach aktywne fotele dodatkowo podpierają ciało - reagują na ruchy kierownicą i pracę zawieszenia.
Podczas dynamicznej jazdy na wyjściu z zakrętu CLS delikatnie zarzuca tyłem, by natychmiast wytracić nadsterowność i utrzymać zadany kierunek jazdy. I to bez specjalnego zaangażowania kierowcy - wystarczy odpowiednie operowanie pedałem gazu i kierownicą. Oczywiście wszystko w granicach rozsądku. Maksimum bezpieczeństwa i odrobina przyjemności. Takim autem wprost nie wypada jeździć po wariacku, no chyba, że John Frankenheimer zdecyduje się nakręcić drugą część filmu Ronin i obsadzi tam CLS-a w samochodowej roli głównej.
Podczas spokojnej jazdy auto doskonale radzi sobie na śliskich nawierzchniach. Pewnie utrzymuje obrany kierunek jazdy, zarówno na wprost jak też podczas wyprzedzania, gdy przyczepność zmienia się jak w kalejdoskopie. CLS-em 4Matic bez problemu można pojechać na narty. Typowy ośnieżony podjazd do schroniska także nie zrobi na nim żadnego wrażenia (w takim wypadku wypada jedynie ponownie docenić możliwość zwiększenia prześwitu).
Sześciocylindrowy silnik wysokoprężny wersji 350 CDI ma trzy litry pojemności, moc 265 KM i aż 620 Nm. Pracuje bardzo cicho i bez najmniejszego wysiłku. Zresztą przy takim momencie obrotowym trudno się temu dziwić. To idealna jednostka na dalekie trasy, ponieważ absolutnie nie męczy ani kierowcy, ani pasażerów. Auto osiąga setkę w czasie 6,4 sekundy, a prędkość maksymalna została ograniczona elektronicznie do 250 km/h. Rozsądnie jeżdżąca osoba ma zatem zawsze sporą rezerwę mocy i momentu pod pedałem gazu, co przy rozsądnym wykorzystaniu poprawia bezpieczeństwo jazdy, zwłaszcza na naszych zatłoczonych drogach, gdzie odcinki na których można bezpiecznie wyprzedzać ciężarówki są krótkie.
Podczas testu auto okazało się ekonomiczne. Minimalne zużycie paliwa w mieście wynosiło 9,5 l/100 km (zima, trudne warunki drogowe). Maksymalne podczas całego testu - 11,5 l. Średnie - ok. 8 l/100 km. W tym segmencie nie jest to oczywiście aż tak istotne, ale ma wpływ na zasięg. Informuję zatem, że auto ma zbiornik paliwa o pojemności 80 l.
O takich autach jak prezentowany CLS można pisać w nieskończoność, ponieważ: a) są piękne, b) świetnie się nimi jeździ, c) nie brakuje im mocy, którą napęd jest w stanie bezpiecznie przenieść na asfalt, d) mają bogate wyposażenie, którego zalety w pełni poznaje się dopiero po dłuższym okresie intensywnej eksploatacji. Niestety zwykłego śmiertelnika dzieli od takich motoryzacyjnych cacek zaporowa cena. W tym przypadku jest to ok. 330 tys. zł za wersję podstawową i ok... 550 tys. zł za "wszystkomający" egzemplarz testowany.
Aby zakończyć materiał jakimś optymistycznym akcentem spieszę poinformować, że ceny używanych CLS-ów rozpoczynają się już od ok. 80 tys. zł. Olbrzymi spadek wartości to już na szczęście problem majętnych klientów salonów Mercedesa. A ci, jak przystało na prawdziwych dżentelmenów zapewne o pieniądzach nie rozmawiają.
Jacek Ambrozik
Silnik: wysokoprężny, V6, turbodoładowany z wtryskiem bezpośrednim o pojemności 2987 ccm
Osiągi:
0-100 km/h: 6,4 s
V max: 250 km/h
Spalanie w teście: 7-11,5 l/100 km
Moc max. 265 KM
Max mom.obr.: 620 Nm
Ceny:
Najtańszy CLS Shooting Brake 350 CDI 4MATIC: 328 000 zł
Cena wersji testowanej: 550 000 zł.