Masz passata? Przesiądziesz się na pandę...
Wiadomość o przygotowywaniu przez unijnych urzędników tzw. podatku ekologicznego od aut zelektryzowała polskich kierowców.
Przypominamy, że opłata, która zastąpić ma podatek akcyzowy, najprawdopodobniej naliczana będzie - co roku - m.in. na podstawie poziomu emisji CO2 (co w prostej linii przekłada się na zużycie paliwa). Taka forma opodatkowania sprawić ma, że kierowcy odwrócą się od samochodów używanych i zainwestują w nowe, lub prawie nowe, pojazdy z ekologicznymi - czytaj małymi - silnikami.
Dla przeciętnego polskiego kierowcy może się to okazać bardzo dotkliwym rozwiązaniem. W ubiegłym roku zarejestrowano w Polsce 333.552 nowe samochody, czyli o 4,17 proc. więcej niż dwa lata temu. Na stosunkowo dobry wynik złożyła się jednak zmiana przepisów o podatku VAT. Ponad połowa z zakupionych w naszym kraju nowych pojazdów zarejestrowana została na firmy. W tym samym czasie do kraju sprowadzono niemal 720 tys. używanych samochodów z zagranicy.
Biorąc pod uwagę fakt, że liczba pojazdów w naszym kraju przekroczyła już 21 mln, nietrudno policzyć, że nowe samochody stanowią zaledwie 1,6 proc.!
Nasze zamiłowanie do używanych aut nie jest bezpodstawne. Z danych GUS wynika, że średnia płaca brutto w Polsce to nieco ponad 3400 zł. Oznacza to, że przeciętny Kowalski dostaje "na rękę" około 2300 zł. Co ciekawe, bardzo podobnie kształtują się zarobki u naszych zachodnich sąsiadów. Herr Schmidt zarabia za Odrą nieco ponad 3 tysiące, tyle tylko, że wypłatę otrzymuje w euro.
Niestety, mimo że na konto obywatela Niemiec wpływa średnio trzy razy więcej pieniędzy niż otrzymuje Polak, ceny nowych pojazdów na europejskich rynkach nie są tak zróżnicowane. Za podstawowy model volkswagena golfa z 80-konnym silnikiem 1,4 l (trzydrzwiowe nadwozie, wersja trendline), w Niemczech zapłacić trzeba 16,825 euro (67,131 zł). Za takie samo auto zamówione w polskim salonie zapłacimy dziś 60 tys. zł.
Za równowartość średnich rocznych zarobków za Odrą bez problemu kupimy nieźle wyposażony, fabrycznie nowy samochód klasy średniej. A w Polsce, cóż, jeśli należysz do grona nielicznych szczęśliwców, którzy kupili w zeszłym roku nowego passata, lagunę czy citroena C5, naprawdę masz powody do dumy. Gdybyś pracował za Odrą, mógłbyś pozwolić sobie np. na porsche cayenne!
Co ciekawe, mimo że biorąc pod uwagę poziom zarobków, nowe auta w Niemczech są trzykrotnie tańsze niż w Polsce, myli się ten, kto sądzi, że nasi sąsiedzi zza Odry każdego roku szturmują salony. Wielu Niemców uważa, że zakup nowego auta jest dla nich zbyt dużym obciążeniem finansowym. W minionym roku niemiecki rynek samochodów nowych skurczył się niemal o 1/4. Pamiętajmy też, że mimo stosunkowo wysokich zarobków, Niemców trzeba było zachęcać do zakupu nowych aut wprowadzając tzw. premie wrakowe.
Wiele wskazuje na to, że po "dopłatowej" metodzie marchewki, która, jak pokazały wyniki sprzedaży, sprawdziła się świetnie, teraz unijni urzędnicy postanowili potraktować kierowców kijem.
Przedstawiciele unijnej Komisji ds. Przedsiębiorstw i Przemysłu obiecują, że nowe przepisy dotyczyć mają jedynie wspólnych rozwiązań systemowych, dając poszczególnym państwom dużą dowolność w sposobie i wysokości naliczania podatku. W przypadku takich krajów, jak Polska, trudno się jednak spodziewać, by ich wprowadzenie zmieniło sytuację na rynku pojazdów. Dla większości Polaków alternatywą dla 15-letniej astry czy golfa nie jest bowiem fabrycznie nowe auto, a raczej rower lub tramwaj czy autobus. Na wzrost zainteresowania fabrycznie nowymi pojazdami nie ma więc co liczyć.
Wiele wskazuje jednak na to, że właściciele nastoletnich aut klasy średniej i wyższej mogą zostać zmuszeni do przesiadki na młodsze i zdecydowanie słabsze samochody segmentów A, B i C. Pytanie tylko, czy fiat panda lub renault clio jest dobrym rozwiązaniem dla rodziny z dwójką dzieci, która na wyjazd za miasto zabierać musi dwa foteliki i wózek. Młodsze i mniejsze nie zawsze oznacza lepsze...
Oceń swoje auto. Wystarczy wybrać markę... Kliknij TUTAJ.