Kierowcy nie wystraszyli się koronawirusa

Wprowadzenie ograniczeń w przemieszczaniu się przysporzyło zmotoryzowanym wielu kłopotów. Część kierowców odłożyła ryzykowne wyjazdy - rezygnując np. z obowiązkowych badań technicznych. Jak pandemia koronawirusa przekłada się na ruch w stacjach kontroli pojazdów?

Przypominamy, że w efekcie najnowszej nowelizacji tzw. specustawy do walki z pandemią - po licznych publikacjach mediów - Ministerstwo Infrastruktury przedłużyło ważność badań lekarskich osób z tzw. terminowym prawem jazdy. Problem polegał na tym, że wiele placówek służby zdrowia (np. przychodnie medycyny pracy) zawiesiło działalność na czas epidemii. W pozostałych terminy badań sięgały nawet trzech miesięcy wprzód. W efekcie duża część - zwłaszcza osób starszych - straciłaby możliwość korzystania z najbezpieczniejszego obecnie środka transportu - czyli własnego auta.

Reklama

Przy okazji nowelizacji nie wprowadzono jednak żadnych zmian w przepisach dotyczących badań technicznych. Oznacza to, że kierowcy - być może z narażeniem zdrowia - zmuszeni są do cyklicznych wizyt w SKP. Diagnosta - organoleptycznie - musi przecież skontrolować działanie samochodu, a w tym celu wsiada za kierownicę. Nie tylko ma więc kontakt z wieloma osobami, ale też - potencjalnie - może przenosić zarazki między jednym pojazdem a drugim.

Właśnie z tego względu w niektórych krajach, jak np. w Wielkiej Brytanii, na czas pandemii przedłużono ważność badań technicznych pojazdów. W Polsce - co zrozumiałe - przeciwko takiemu rozwiązaniu protestują sami diagności. Dla wielu z nich zamknięcie stacji kontroli mogłoby skutkować czasową utratą pracy.

W jak dużym stopniu pandemia koronawirusa przekłada się na ruch w stacjach kontroli pojazdów? Jak poinformowało Interię Ministerstwo Cyfryzacji w pierwszym kwartale bieżącego roku (dane do 22 kwietnia br. - przyp. red.) przeprowadzono w naszym kraju 5 572 677 badań technicznych pojazdów. Dla porównania cały pierwszy kwartał ubiegłego roku zamknął się wynikiem 6 182 984 tys. obowiązkowych przeglądów technicznych.

Co ciekawe - w pierwszych dwóch miesiącach 2020 roku ruch w SKP był większy niż w analogicznym okresie ubiegłego roku. W styczniu diagności przeprowadzili 1 523 914 badań technicznych (1 408 976 w styczniu 2019). W lutym było to 1 434 528 zamiast 1 349 026 jak przed rokiem. Trzeba jednak pamiętać, że tegoroczny luty miał 29 dni.

Spadek przyniósł oczywiście marzec, gdy w Polsce ogłoszono stan zagrożenia epidemiologicznego. Wbrew pozorom nie było to jednak skokowe "tąpniecie". W marcu bieżącego roku diagności przeprowadzili 1 503 065 badań technicznych czyli o niespełna 170 tys. mniej niż w analogicznym okresie ubiegłego roku. Oznacza to spadek o nieco ponad 10 proc. W tym miejscu warto jednak przypomnieć, że ograniczenia w swobodnym przemieszczaniu się wprowadzono dopiero w połowie miesiąca - ściślej - 14 marca.

Zapewne z tej właśnie przyczyny zdecydowanie gorzej - przynajmniej na pierwszy rzut oka - prezentują się dane kwietniowe. W okresie 1-22 kwietnia w Polsce wykonanych zostało 1 111 170 badan technicznych pojazdów. Dla porównania cały kwiecień 2019 roku zamknął się wynikiem 1 752 499 przeglądów. Wniosek? W ubiegłym roku w kwietniu wykonywano średnio 56 532 badań technicznych pojazdów dziennie. Tegoroczny wynik to 50 509. Co interesujące - mamy więc do czynienia z niemal identycznym spadkiem, jak w marcu (10,7 proc.). To oczywiście sporo, ale biorąc pod uwagę początkowe zamieszanie i strach przed koronawirusem, sytuacja SKP wydaje się zaskakująco dobra.

Co więcej, w prywatnych rozmowach wielu diagnostów przyznaje, że - w ostatnim czasie - notują... większy ruch niż do tej pory. Chodzi głównie o SKP w średniej wielkości miastach. W opinii części diagnostów - po zamknięciu galerii handlowych - mieszkańcy zyskali dużo wolnego czasu, który mogą poświęcić m.in. na obsługę swoich pojazdów.

Sugerowany przez diagnostów trend potwierdzają też właściciele i pracownicy warsztatów. Po chwilowym spadku popytu w marcu, do fachowców znów zaczynają ustawiać się kolejki. Co ważne - zmienia się jednak profil klientów. Zamiast handlarzy (ruch na granicach praktycznie zamarł) w warsztatach częściej pojawiają się dziś przeciętni "Kowalscy". Część ma po prostu więcej czasu - inni zrezygnowali z planów zakupu nowszego auta i postanowili zainwestować w odkładane miesiącami naprawy. Z punktu widzenia bezpieczeństwa drogowego i kultury technicznej, pandemia koronawirusa może więc przynieść w naszym kraju pozytywne skutki!

PR

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy