Infiniti Q50 wyświetli na ekranie zdjęcie żony albo psa, wedle życzenia
Narzekacie, że współcześnie produkowane auta tak bardzo upodabniają się do siebie, a ich skutecznie wyprani z fantazji konstruktorzy pracują pod dyktando rachunku kosztów i zysków oraz przepisów ochrony środowiska?
No to powinniście się ucieszyć, że na rynku pojawiło się Infiniti Q50. Pojazd wręcz naszpikowany nowinkami. Od oznaczającej powrót do tradycji marki litery "Q" w nazwie modelu, po wyrafinowany system audio z 14 głośnikami, z których każdy został wyposażony w - cokolwiek to znaczy - "dedykowany kanał wyizolowanej equalizacji". Jednak najważniejszą nowością, dzięki której Infiniti Q50 już zapisało się w historii motoryzacji, jest pozbawiony mechanicznych połączeń układ kierowniczy.
Informacje na temat ruchów kierownicy są tu przekazywane drogą elektroniczną wprost do siłownika sterującego przednimi kołami. Eliminuje to wszelkie wibracje, które w tradycyjnych rozwiązaniach występują na kole kierowniczym, sprawia, że samochód wyraźnie szybciej reaguje na polecenia kierowcy, pozwala wreszcie na elastyczne zmiany sposobu działania wspomagania.
Prowadzenie Infiniti z układem "steer-by-wire" rzeczywiście robi wrażenie, ale czy takie rewolucyjne rozwiązanie okaże się niezawodne w dłuższym użytkowaniu? Japońscy inżynierowie zapewniają, że tak, lecz na wszelki wypadek wyposażyli system, określany skrótem DAS (Direct Adaptive Steering), w aż potrójne zabezpieczenie (trzy oddzielne elektroniczne moduły sterujące) oraz w tradycyjny mechanizm zwrotniczy ze sprzęgłem, które w normalnych warunkach pozostaje rozłączone.
Zostawmy jednak na chwilę analizę tajników techniki i spójrzmy na nowego japońskiego sedana z zewnątrz. Jego projektanci radzą zwrócić uwagę na kształt reflektorów, zaczerpnięty z pojazdu koncepcyjnego Etherea, na podwójny łuk grilla chłodnicy i słupek C w charakterystycznej formie sierpu księżyca.
Spece od marketingu przekonują, że sylwetka Q50 jest "uwodzicielska" a jednocześnie "drapieżna" (który to już "drapieżny" samochód na naszych drogach?). Tak czy inaczej całość, zwłaszcza z przodu, jest bardzo, ale to bardzo podobna do... Lexusa GS.
Przestrzeń pasażerską Infiniti Q50 urządzono starannie, ergonomicznie i z użyciem wysokiej klasy materiałów. Świetne są sportowo skrojone, pokryte miękką skórą przednie fotele. Stanowią one owoc współpracy inżynierów Nissana (przypomnijmy, że Infiniti to luksusowa marka tego japońskiego producenta) z naukowcami jednego z japońskich uniwersytetów.
Wypada nam uwierzyć na słowo, że konstrukcja powstałego w ten sposób fotela zapewnia o 15 proc. lepsze krążenie krwi w ciele siedzącego w nim człowieka.
Generalnie kabina nowego Infiniti, chociaż wykończona jak przystało na limuzynę segmentu Premium, pomimo pokaźnej długości nadwozia (prawie 4,8 m) i rozstawu osi (2,85 m) jest jednak lekko przyciasnawa. Wysocy pasażerowie (ponad 185 cm wzrostu) na tylnej kanapie mocno odczują brak miejsca na nogi i przestrzeni nad głową. Zastrzeżenia można mieć również do bagażnika - nie imponuje pojemnością (400 l wg normy VDA), na domiar złego ma nieforemny kształt.
Fotel kierowcy od fotela pasażera oddziela masywna konsola. U jej szczytu znajdują się dwa duże, dotykowe, ekrany ciekłokrystaliczne o wysokiej rozdzielczości obrazu. Na górnym, o przekątnej 8 cali, wyświetlana jest mapa nawigacji, obraz z kamer (tylnej, przedniej oraz symulującej widok z góry), a także, zależnie od potrzeb, m.in. kalendarz, kompas i parametry jazdy.
Ekran dolny, siedmiocalowy, służy klimatyzacji, pokładowemu systemowi infotainment (informacja i rozrywka) oraz różnym aplikacjom typu smartfonowego. Jego wskazaniami można sterować zarówno dotykiem, jak i za pomocą umieszczonego niżej, na konsoli, pokrętła.
Twórcy nowego Infiniti chwalą się, że Q50 to samochód obdarzony wyjątkową pamięcią. Może zapamiętać osobiste preferencje aż czterech użytkowników - ustawienia fotela, kierownicy, lusterek, klimatyzacji, ulubiona muzyka, podawanie temperatury w stopniach Celsjusza bądź Fahrenheita itp. Ba, auto rozpozna kierowcę, powita go jego imieniem i wyświetli na ekranie zdjęcie żony albo psa, wedle życzenia.
96 różnych ustawień 10 funkcji samochodu daje ogromną liczbę kombinacji. Ciekawe tylko, kto się w tym wszystkim połapie...
Pod maską testowanego przez nas Q50 pracował zapożyczony od Mercedesa turbodoładowany silnik wysokoprężny o pojemności 2143 ccm, mocy 170 KM i maksymalnym momencie obrotowym 400 Nm. Współpracuje on z siedmiobiegowym automatem (z możliwością ręcznego przełączania biegów manetkami przy kierownicy) i napędza koła tylne. Według producenta, auto z taką jednostką rozpędza się od 0 do 100 km godz. w ciągu 8,7 sekundy, rozwijając prędkość maksymalną 231 km/godz. i zużywając średnio zaledwie 4,4 l paliwa na 100 km. Kierowca - przełącznikiem na konsoli - może wybrać jeden z czterech trybów jazdy: standardowy, sportowy, "śnieżny" (snow) i indywidualny (ach, ta wszechobecna personalizacja...).
Subiektywnie oceniając, Q50 "w dieslu" jest wystarczająco szybkie i dynamiczne (aczkolwiek niespecjalnie skutecznie wyciszone wewnątrz). Cóż, w końcu dyrektorem ds. osiągów marki Infiniti jest sam Sebastian Vettel, mistrz Formuły 1. Nie wiadomo, czy to za jego przyczyną samochód został wyposażony w sportowo zestrojone zawieszenie (z przodu dwuwahaczowe, z tyłu wielowahaczowe), co sprawdza się podczas szybkiej jazdy po gładkiej szosie, lecz źle wpływa na komfort przemieszczania się ulicami polskich miast...
Q50 2.2d AT kosztuje co najmniej 153 680 zł (ze skrzynią manualną jest o około 9 000 zł tańsze). Nowatorski układ kierowniczy DAS jest dostępny - jako opcja w pakiecie za 4100 zł - dopiero w wersji wyposażenia Premium. Dopłacić też trzeba za wiele innych wyrafinowanych rozwiązań i dodatków. Za to nadwozie każdego auta jest pokryte powłoką lakierniczą, która sama... naprawia drobne zadrapania. To jeszcze jeden dowód, że Infiniti Q50 to pojazd zdecydowanie nietuzinkowy.