Golf R jak gorący hot dog. W Laponii
Volkswagen rozpoczął 2014 rok od mocnego akcentu, określonego liczbą 300. Tyle właśnie koni mechanicznych kryje się pod maską najnowszego Golfa R.
Pierwsze dziennikarskie jazdy tym gorącym hot-hatchem (tak, wiemy - to masło maślane, podobnie jak spotykane w ulicznej gastronomii hasło "Polecamy gorące hot dogi") zorganizowano, o paradoksie, w zimowym krajobrazie dalekiej Laponii.
Jej surowy pejzaż doskonale pasuje jednak do charakteru samochodu przeznaczonego dla twardzieli, którzy bez obaw siadają za kierownicę pojazdu, rozpędzającego się od zera do stu kilometrów na godzinę w ciągu 5 sekund i osiągającego prędkość maksymalną 250 km/godz. Gdyby nie elektroniczne ograniczniki, byłoby zapewne jeszcze dużo szybciej. W każdym razie prędkościomierz wyskalowany jest do 320 km/godz.
Golf R, którego czwartą już generację zaprezentowano po raz pierwszy publicznie na wrześniowych targach we Frankfurcie nad Menem, jest przy tym wszystkim pojazdem niezmiernie dyskretnym. Nie krzyczy z daleka do klienta: "oto ja, supersportowiec!". Przeciwnie, stara się nie wyróżniać wśród innych, nieporównanie grzeczniejszych w zachowaniu aut. Wykonane ze stopów lekkich osiemnastocalowe obręcze kół z oponami w rozmiarze 225/40, czarne zaciski hamulców, nieco odmienione zderzaki i progi, dwie podwójne chromowane końcówki wydechu, rozmieszczone tu i ówdzie logo "R", to wyróżniki, które łatwo przeoczyć przy pobieżnym oglądzie. Jak stwierdził Klaus Bischoff, szef design marki Volkswagen, twórcom Golfa R chodziło o osiągnięcie "interesującej równowagi między powagą a sportowym charakterem, powściągliwością a zróżnicowaniem". Król hot-hatchów ma nie kłuć w oczy, a nawet specjalnie w nie się nie rzucać. I to się udało.
Podobnie powściągliwie jest we wnętrzu kabiny. Znajdziemy tutaj sportowe, kubełkowe fotele pokryte tapicerką z tkaniny i alcantary, stalowe nakładki na pedały, podświetlane na niebiesko wskazówki obrotomierza i prędkościomierza, nowe systemy radiowe i nawigacyjne z fajnie działającym ekranem dotykowo-zbliżeniowym, trochę specyficznych elementów dekoracyjnych. Poza tym - volkswagenowski standard. Elegancko, funkcjonalnie, ale skromnie, bez bajerów stylistycznych.
To, co najciekawsze w nowym Golfie R, kryje się w jego technice. Zacznijmy od silnika. Benzynowego, wykonanego w technologii TSI. Tylko cztery cylindry i niespełna dwa litry pojemności (1984 ccm), ale, jako się rzekło, aż 300 KM mocy. O 30 KM więcej niż w poprzedniej wersji tego modelu i o 70 KM więcej niż w VW Golfie GTI Performance. Przekonstruowanie głowicy cylindrów, tłoków, wysokociśnieniowych zaworów wtryskowych i turbosprężarki wyniosło tę benzynową jednostkę na półkę za napisem "hightech". Co jednak najważniejsze, zapewniło superkompaktowi z Wolfsburga znakomite osiągi. O prędkości maksymalnej już wspominaliśmy. O przyspieszeniu również. Uściślijmy zatem tylko, że w pojeździe z dwusprzęgłową skrzynią biegów DSG jest ono jeszcze ciut lepsze (4,9 sekundy od 0 do 100 km/godz.) niż w aucie z manualem (5,1 s).
Maksymalny moment obrotowy wzrósł do imponujących, jak na benzynowy kompakt, 380 Nm przy czym wartość ta jest dostępna w przedziale obrotów od 1800 do 5500, co znakomicie wpływa na elastyczność napędu.
Pomyślano nawet o ograniczeniu konieczności wykonywania szerokich ruchów kierownicą przy szybkim pokonywaniu ciasnych łuków. Służy temu zastosowanie progresywnego układu kierowniczego. Dzięki niemu do przejścia od lewego do prawego skrajnego położenia kierownicy wystarczy obrócić ją o 380 stopni, zamiast, jak w autach pozbawionych tego udogodnienia, o 500 st.
Volkswagen Golf R, generacja numer 4. Samochód bez szpanerskiego zadęcia, ale mocny, szybki , dynamiczny. Naszpikowany nowoczesnymi rozwiązaniami technicznymi, a jednocześnie nie pozbawiony normalnych walorów użytkowych. Czy nie o to właśnie chodzi w motoryzacji?
WYŚLIJ NA NASZEGO MAILA (motoryzacja@firma.interia.pl) link do tego tekstu oraz informację: o treści: MYCHA P.