Fiskus bez kratki
Znajomy menedżer wysokiego szczebla dojeżdża do pracy służbową ciężarówką. Ta ciężarówka to opel vectra GTS z tzw. full wypasem. O jej ciężarówkowym charakterze świadczy wyłącznie osławiona kratka za tylną kanapą.
Samochód jest zarejestrowany na cztery osoby, ale użytkownik auta oczywiście się tym nie przejmuje i na weekendy tudzież urlopy wyjeżdża z całą rodziną.
Śmieszne kratki w luksusowych limuzynach to jeden z absurdów III Rzeczpospolitej. Tak "tuningowane" w Polsce samochody budzą spore zdumienie za granicą. Rząd też wyczuwa nonsensowność sytuacji i od czasu do czasu próbuje zmieniać regulujące tę kwestię przepisy. W ubiegłym roku wprowadzono tzw. wzór Lisaka (od nazwiska posła pomysłodawcy), przed kilkoma dniami zastąpiony przez "formułę Nenemana" (od nazwiska wiceministra finansów). Miało być prościej i bliżej zdrowego rozsądku. Niestety, nie jest, bowiem po literalnym zastosowaniu wspomnianego rozgraniczenia okazuje się, że o ile za pojazd dostawczy da się uznać w niektórych przypadkach na przykład fiata seicento, to już peugeot partner i citroen berlingo się w tej kategorii nie mieszczą.
Nowe regulacje budzą mnóstwo wątpliwości i są krytykowane zarówno przez sprzedawców samochodów, jak i przedsiębiorców - potencjalnych nabywców aut. Powstaje pytanie o przyczyny owej prawniczej niemożności. Czy nie da się stworzyć przepisu jasnego, logicznego, akceptowalnego przez wszystkich bezpośrednio zainteresowanych? Z pewnością jest to możliwe, ale najwyraźniej nie w kraju tak biednym jak Polska. Stopień komplikacji i dziwactwo prawa, w omawianym tu zakresie, nie wynika bowiem z nieudolności czy niechlujstwa, lecz z troski o stan finansów państwa, które tak mota i kręci, by zmiana zasad sprzedaży samochodów i związane z tym ewentualne odpisy podatkowe (przede wszystkim VAT) nijak nie zmniejszyły wpływów do budżetu.
Jak zwykle - gdy nie wiadomo o co chodzi, chodzi o pieniądze. W tym przypadku pieniądze dla fiskusa.
