Fiat. Głupota to, czy sabotaż?
Sześć działających w tyskiej fabryce Fiata związków zawodowych wysłało list do centrali w Turynie, domagając się spotkania z prezesem Sergio Marchionne w sprawie losów pandy, której następna wersja, jak wieść głosi, ma być przeniesiona do Włoch.
Pod listem nie podpisała się zakładowa "Solidarność", która najwyraźniej uznała, że nie ma co przejmować się przyszłością, ważniejsza jest teraźniejszość, i zażądała dla załogi podwyżki płac. O 650 zł na głowę. Głupota to, czy sabotaż?
Tanie wina są dobre, bo są dobre i tanie. Podobnie z fabrykami samochodów. Ta w Tychach uchodzi za jedną z najlepszych, o ile nie najlepszą w całym koncernie. Dlaczego? Wydajność, jakość... Owszem, ale i jedno, i drugie zależy przede wszystkim od organizacji pracy i nadzoru. Wszędzie, więc zapewne również we włoskich zakładach Fiata, można je podnieść na wyższy poziom paroma decyzjami i zaostrzeniem dyscypliny. Dla Sergio Marchionne, uchodzącego za doskonałego menedżera i fanatyka walki o jakość, takie zadanie to bułka z masłem. Dzisiaj zatem Tychy są pod tym względem lepsze od siostrzanych fabryk w Italii, jutro mogą być tylko... nie gorsze.
Jednego jednak prezesowi Fiata zrobić się nie uda - obniżyć zarobków włoskich robotników. A największym atutem Tychów, jak wszystkich krajowych filii zagranicznych przedsiębiorstw, są relatywnie niskie koszty produkcji, wynikłe m.in. właśnie z niższych niż w zachodniej Europie płac pracowników. Żądanie podwyżki, akurat teraz, osłabia podstawowy argument w ewentualnych dyskusjach na temat przyszłości pandy. Typowy strzał w kolano.
Wcale się nie zdziwimy, jeżeli szefowie Fiata spełnią postulaty tyskiej "Solidarności", a następnie - uzasadniając ten krok przewidywanym pogorszeniem wyników ekonomicznych zakładów w Tychach - przeniosą produkcję pandy do Włoch, zwalniając połowę swojej załogi w Polsce.