Fajny samochód, ale nie dla Polaka

"Fajny samochód, ale nie dla Polaka..." - takie komentarze słyszymy i czytamy przy okazji wielu motoryzacyjnych premier.

Tak też było i ostatnio po krakowskim, pierwszym pokazie produkowanej w Tychach nowej lancii ypsilon. Jaki zatem powinien być ów wymarzony "samochód dla Polaka"?

Zacznijmy od wyglądu zewnętrznego. Uroda, również w przypadku pojazdów mechanicznych, jest sprawą gustu, do tego siedząc za kierownicą nie widzimy sylwetki nadwozia, ale z drugiej strony stare powiedzenie głosi, że "jak cię widzą, tak cię piszą". Auto powinno zatem prezentować się nienachalnie, bo nie lubimy zanadto wyróżniać się z tłumu i nie chcemy kusić złodziei, ale jednocześnie przydawać prestiżu właścicielowi. Sąsiedzi na widok naszego samochodu winni czuć lekką zazdrość. Lekką, bowiem jeśli przesadzimy, łacno możemy znaleźć rankiem nasze cacuszko z lakierem potraktowanym ostrym gwoździem. Poza tym stracimy kumpli i moralne prawo do narzekania na trudy życia w kraju nad Wisłą.

Reklama

Indywidualny rys fabrycznemu pojazdowi nadajemy poprzez tuning. Spojlery, owiewki, złote alufelgi, chromowane końcówki wydechu, folia na szybach, długaśne anteny radia CB, żarówki podświetlające na fioletowo spód auta, bursztynopodobne plastikowe gałki dźwigni zmiany biegów, to propozycja dla odważniejszych. Skromniejsi poprzestaną na jakiejś naklejce, na przykład z mądrą sentencją na temat motocyklistów.

Kolor nadwozia? Przede wszystkim praktyczny, to znaczy taki, na którym nie widać brudu.

Pewien kłopot mamy z określeniem optymalnej wielkości "samochodu dla Polaka". Powinien on być poręczny, zwinny i łatwy do zaparkowania w mieście, bo przecież na co dzień jest wykorzystywany w powszednich celach - dojazdy z pracy, odwożenie dzieci do szkoły, zakupy itp.

Musi jednak również umożliwiać zapakowanie całej rodziny na wakacyjną wyprawę. No i dawać trochę satysfakcji kierowcy, którego od czasu do czasu nachodzi ochota, by mocniej przycisnąć gaz, ostrzej wejść w zakręt. Po prostu nieco zaszaleć. Biorąc powyższe pod uwagę, idealne wydaje się stylizowane na modnego SUV-a rodzinne miejskie kombi o sportowym zacięciu, niewielkich gabarytach i obszernym wnętrzu.

Bardzo ważny jest bagażnik. Na tyle duży, by spokojnie można było do niego wpakować parę walizek, wózek dla dziecka, a w razie potrzeby również starą pralkę transportowaną do teściów. Auta z kuframi, mieszczącymi ledwie mały neseser i aktówkę z pewnością nie są "samochodami dla Polaków".

Silnik? Koniecznie diesel, najlepiej nieczuły na jakość paliwa; taki, który zniesie wlewane do baku różnego rodzaju "wynalazki"; jeżeli jednostka benzynowa, to taka, którą łatwo da się przerobić na gaz. "Samochód dla Polaka" powinien mało palić, a przy tym zapewniać odpowiednie "odejście" i prędkość, która nie będzie wpędzać na trasie kierowcy w kompleksy.

Zawieszenie? Dobrze znoszące dziury na polskich drogach, o prostej konstrukcji.

Skrzynia automatyczna czy manualna? Ta pierwsza jest wygodniejsza, ale boimy się finansowych skutków jej awarii, ponadto wciąż pokutuje pogląd, że samochód z automatem (czy, jak się obecnie mawia: "w automacie") jest nieco mułowaty.

Generalnie jeśli chodzi o technikę, to nie są pożądane jakiekolwiek zbyt wyrafinowane rozwiązania, skazujące właściciela na kosztowne wizyty w autoryzowanych stacjach obsługi. Polak naprawia swoje auto w zaprzyjaźnionym warsztacie pana Franka, z użyciem tanich zamienników oryginalnych części.

Teraz parę słów o wyposażeniu. Centralny zamek, elektryka szyb i lusterek, radio to dzisiaj oczywista oczywistość. Standardowym elementem staje się też klimatyzacja. Mile widziana jest skóra na fotelach. Do wielu udogodnień podchodzimy jednak podejrzliwie, uważając je za zbędne bajery, które potrafią napsuć krwi właścicielowi auta. Wiadomo - coś, czego nie ma, nie może się zepsuć. Do takich kłopotliwych i niepotrzebnych dodatków zaliczamy filtry czątek stałych w nowoczesnych dieslach, katalizatory i inne wymysły ekologów.

Nie jesteśmy również zanadto ortodoksyjni w sprawach bezpieczeństwa. ABS, ESP... owszem, ale osiem poduszek, kurtyny, aktywne zagłówki, nie mówiąc o systemach ostrzegających przed nieświadomym opuszczaniem pasa ruchu, czy zbyt małej odległości od poprzedzającego pojazdu? Nie zamierzamy się przy nich upierać, ani tym bardziej za nie dopłacać. Zmotoryzowany Polak jest fatalistą: wierzy, że co ma być, to będzie...

Skoro już napomknęliśmy o pieniądzach, to pora przejść do najważniejszego czynnika, decydującego, czy konkretny pojazd jest "samochodem dla Polaka". Tym czynnikiem jest oczywiście cena. To właśnie relacja ceny do naszych zarobków decyduje o tym, jakie auto kupujemy. To ogromna wciąż rozbieżność między motoryzacyjnymi aspiracjami rodaków, a ich możliwościami finansowymi powoduje, że do kraju są sprowadzane setki tysięcy używanych pojazdów po wieloletnich przejściach, a sprzedaż nowych aut utrzymuje się na zawstydzająco niskim poziomie.

Z punktu widzenia oczekiwań, potrzeb i siły portfela przeciętnie zarabiającego obywatela, żaden ze zjeżdżających prosto z fabrycznej taśmy samochodów nie jest "samochodem dla Polaka".

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy