Czy Fiat stanie się poligamistą?

Firmy łączą się i rozstają. To cecha współczesnej gospodarki rynkowej. Jednak polityka koncernów motoryzacyjnych przypomina niekiedy zwyczaje matrymonialne gwiazd ekranu.

Huczne śluby i spektakularne rozwody, często w atmosferze skandalu. Chwila spokoju, wyciszenia, leczenia ran i... historia powtarza się od początku.

Prawie zawsze zaczyna się od doniesień mediów, które sugerują, że coś się kroi, coś wisi w powietrzu. Zainteresowani nie potwierdzają ani nie zaprzeczają plotkom. Milczą.

Później wybucha bomba. Podczas szeroko rozreklamowanej konferencji prasowej partnerzy informują o swoim planowanym związku. Mówią o dozgonnej miłości, świetlanej przyszłości i wspaniałym potomstwie, które się z tego uczucia zrodzi. W wymiarze biznesowym oznacza to "strategiczny sojusz", "efekt synergii działań", "optymalizację kosztów", "poszerzenie oferty", "ekspansję na nowe rynki" itp.

Reklama

Potem... Cóż, bywa różnie. Jak w Hollywood. Niektórzy żyją długo i szczęśliwie, częściej jednak dochodzi do mniej lub bardziej burzliwego rozstania. Zostają wspomnienia, jakieś nadal montowane w samochodach dawnych partnerów silniki, jakaś wspólnie opracowana platforma.

Fiat i General Motors

10 lat temu emocjonowaliśmy się zaskakującym związkiem Fiata i General Motors. Premier Włoch mówił wówczas o sensacji, zdaniem ministra handlu zagranicznego bez pomocy amerykańskiego giganta Fiatowi "groziłaby marginalizacja". Rzeczywiście, koncern z Turynu przeżywał wówczas duże trudności, z kolei GM jawił się jako nienaruszalna potęga. Był właścicielem Saaba, współwłaścicielem Subaru, Isuzu, Suzuki, negocjował zakup Daewoo Motor. Prognozowano, że współpraca GM - Fiat przyniesie miliardy dolarów zysku; że w niedalekiej przyszłości dojdzie do całkowitego połączenia obu koncernów, czytaj: wchłonięcia Fiata przez General Motors.

Niestety, szybko pojawiły się wzajemne niesnaski, podejrzenia, zarzuty o niedotrzymywanie zobowiązań. Ba, Amerykanie zaczęli posądzać Włochów wręcz o zdradę, polegającą na potajemnej sprzedaży akcji i części majątku, która to operacja spowodowała spadek udziałów GM w Fiacie o połowę. Sprawa oparła się o sąd. W końcu doszło do trwałego rozkładu pożycia i głośnego rozwodu.

Chrysler - najpierw z Daimlerem, a potem...

Dzisiaj GM przeżywa poważny kryzys, za to Fiat, kiedyś traktowany z pobłażliwością ubogi krewny z Włoch, stał się niespodziewanie nader pożądaną partią. Męża opatrznościowego upatruje w nim Chrysler, partner z tradycjami, ale podupadły. Do tego po przejściach. Pamiętamy, jak wiele obiecywano sobie po jego aliansie z Daimlerem.

To miało być małżeństwo z rozsądku, oparte na partnerskim układzie i wzajemnym poszanowaniu odrębności. Nic z tego. Wkrótce Amerykanów zaczęła denerwować skrupulatność Niemców, ich przywiązanie do sztywnych procedur i trzyczęściowych garniturów. Niemcy krytykowali bałaganiarstwo i królewski styl życia zaoceanicznych prezesów i dyrektorów. Kpili, że nie potrafią oni nawet ujednolicić wycieraczek w podobnych modelach swoich samochodów. Doszło do bezprecedensowych aktów przemocy w rodzinie: usunięciu z DaimlerChryslera wszystkich ważniejszych amerykańskich menedżerów i zastąpieniu ich przybyszami znad Renu. To się nie mogło dobrze skończyć. Po 9 latach, w 2007 r., obie firmy rozstały się i powróciły do swoich "rodowych" nazw.

Czy Włosi z Fiata okażą się bardziej wyrozumiali dla zwyczajów kolegów z USA? Wszak sami też nie uchodzą za wzór doskonałej organizacji i nie słyną ze skłonności do wyrzeczeń.

Volkswagen, Suzuki, Daimler i inni

W grudniu 2009 r. motoryzacyjnym "Hollywood" wstrząsnęła nowa wiadomość. Oto Volkswagen i Suzuki ogłosiły wszem i wobec, że zawiązują "długotrwałe ścisłe partnerstwo", którego efektem ma być powstanie największego koncernu samochodowego na świecie. Volkswagen zamierzał wysunąć się na pozycję lidera dopiero w roku 2018, więc ten transkulturowy i transkontynentalny mariaż oznacza dla niego szybsze osiągnięcie wymarzonego celu. Suzuki wchodzi na nową drogę życia po ostatecznym rozstaniu z GM. Związując się z Niemcami z Wolfsburga boleśnie uderza w prestiż niedawnego partnera.

Znowu dał o sobie znać Daimler. Po fiasku związku z Chryslerem postanowił wejść w nowy alians. Dołączył do powszechnie uznawanej za wyjątkowo udaną pary Renault-Nissan, tworząc nieco perwersyjny, aczkolwiek ekscytujący trójkąt.

Nowożeńcy w oficjalnym komunikacie ogłosili "rozpoczęcie szeroko zakrojonej strategicznej współpracy, która pozwoli obu grupom na szybkie uzyskanie korzyści z szeregu konkretnych projektów oraz wymianę najlepszych praktyk". Prezes Daimler AG mówi "o stworzeniu solidnego fundamentu pod udaną i głęboką współpracę o strategicznym znaczeniu, opartą na szeregu konkretnych i atrakcyjnych projektów". A prezes Renault-Nissana o "poszerzeniu strategicznej współpracy, wygenerowaniu trwałej wartości, zwiększeniu oferty produktowej, zoptymalizowaniu wykorzystania dostępnych zasobów i opracowaniu innowacyjnych technologii". Tak jak byśmy już podobne zapewnienia gdzieś słyszeli. I to nie raz...

Jedni zmieniają partnerów jak rękawiczki, niektórzy trwają wytrwale w samotności, inni chcą się z tego stanu koniecznie wyrwać. Na przykład Peugeot. Kiedy okazało się, że jego związek z Mitsubishi nie wyjdzie poza fazę uczucia platonicznego, zaczął gorączkowo rozglądać się za nowym kandydatem do małżeństwa. Azjaci są raczej wykluczeni. Coraz częściej mówi się za to o Fiacie, który stałby się w ten sposób poligamistą.

Ech, te gwiazdy...

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Volkswagen | daimler | General Motors | firmy | Suzuki | Fiata | Fiat
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy