Czopik: Bardzo łatwo złapać kapcia
Dużo podróżuję. Trochę to wynika z zawodu, jaki uprawiam, trochę z zamiłowania do odwiedzania w czasie wakacji różnych, głównie cieplejszych od naszego krajów.
Co do pierwszej kwestii, zastanawiałem się kiedyś, czy kierowca rajdowy to wolny zawód. Brzmi idiotycznie, szczególnie, gdy podczas zawodów mknie się dwieście na godzinę wąską drogą między drzewami. Ale chyba jednak wolny...
Wróćmy do podróżowania. Wyjazdy oprócz pracy czy też wypoczynku są dla mnie okazją do porównań - nasze i ich drogi, nasi i tamtejsi kierowcy.
W ciągu ostatnich kilku miesięcy w ramach "obowiązków służbowych" przyszło mi odwiedzić dwa kraje z dawnego bloku wschodniego. W trakcie przygotowań do Rajdu Bułgarii oraz ukraińskiego Rajdu Galicja mogłem z bliska przyjrzeć się tamtejszym drogom i kulturze jazdy. W obu przypadkach napotkałem drogi o fatalnej nawierzchni. Myślałem, że u nas jest najgorzej, ale chyba tylko bardzo źle. Szczególnie na Ukrainie mnóstwo jest dziurawych dróg, i to tych głównych, a zagłębienia dochodzące do 30 cm to żadna rzadkość. Ktoś kto pierwszy raz udaje się w tym kierunku własnym samochodem, musi być bardzo uważny. Bardzo łatwo złapać kapcia na źle oznaczonych progach zwalniających albo wspomnianych dziurach, nie problem wypaść z drogi na piekielnie śliskich smołowych asfaltach. Nie lepiej jest w Bułgarii, jednak tu powstaje coraz więcej autostrad i dróg, których miejscowi nie muszą się wstydzić. Pewnie podobnie będzie za jakiś czas także u naszych wschodnich sąsiadów, ale walka o osiągnięcie celu w pełni sprawnym samochodem niestety nie ogranicza się tylko do omijania pułapek związanych z nawierzchnią.
Podobno na ukraińskich drogach mało jest wypadków. Tak zapewniali mnie przyjaciele z Kijowa. Może wynika to ze stosunkowo małego ruchu, bo na pewno nie jest to zasługa kultury jazdy miejscowych kierowców. Zastanawiam się w ogóle, czy słowo kultura nie jest nadużyciem w odniesieniu do tego, co dzieje się na tamtejszych drogach. Tabuny samochodów prujących bezkarnie 200 km/h lewą stroną drogi, czy całe armie wyprzedzających na ciągłej linii kierowców nawet na użytkowniku polskich dróg robią duże wrażenie. We Lwowie mimo zielonego światła lepiej dwa razy rozejrzeć się zanim wjedzie się na skrzyżowanie - tu rację ma właściciel większego lub szybszego pojazdu. Oczywiście bezczelność nie jest karana, ze stróżami prawa da się wszystko załatwić za 20 hrywien. Takie miejsca polecam wszystkim tym kowbojom z polskich dróg i ulic, którym wydaje się, że są najlepsi, najszybsi i najbardziej cwani. Przy ukraińskich kozakach mogą uchodzić za wzór poprawnie jeżdżącego kierowcy.
Po takich doświadczeniach jestem skłonny określić polskich użytkowników dróg jako w miarę dobrych i rozsądnych kierowców.
Ale Ukraina i Bułgaria nie są przecież papierkiem lakmusowym zmotoryzowanej Europy. Udając się na wakacyjny wypoczynek czy też na narty najczęściej mijam Czechy i Austrię, wielokrotnie etapem moich podróży są Włochy. A tam inny świat.
Kiedy jadę kamperem krętą i wąską drogą w Toskanii, jeśli jest ciągła linia, to nikt nie wyprzedza mnie, mimo iż daję sygnały, że można to zrobić bezpiecznie. Przepisy przestrzegane są do bólu.
W Austrii działa to nieco inaczej, niesforni kierowcy są wyłapywani, ale według swoistego klucza. Ostatnio jechałem w kolumnie pięciu samochodów, wszyscy z jednakową, nieco za dużą prędkością. Zatrzymano tylko mnie, przypuszczam, że powodem była polska rejestracja. Być może wielu z Was ma podobne spostrzeżenia - miejscowa policja ma uraz nie tylko do naszej, ale i do innych tzw. wschodnich nacji, kierowcom z Europy Zachodniej więcej uchodzi.
Czechy to osobny temat. Właśnie weszło tam w życie nowe prawo przewidujące drakońskie i nieuchronne kary dla kierowców łamiących przepisy ruchu drogowego. Za wcześnie na analizy, zobaczymy za kilka lat, jaki efekt to przyniesie.
Przyglądając się temu wszystkiemu zadaję sobie pytanie, co jest bardziej normalne: "radosne" bezhołowie na Wschodzie czy wysoka kultura jazdy zachodnich kierowców. Odpowiedź byłaby oczywista, gdyby nie te koszmarne korki i poruszanie się z prędkością 20 km/h na płatnych autostradach Włoch, Austrii, Francji itd. w okresie ferii i wakacji, gdyby miało jakiś sens posiadanie w wyżej wymienionych krajach samochodu w 5 sekund przyspieszającego do setki. Może wtedy, a tak...
Tomasz Czopik