Auto idealnie nadające się dla żon piłkarzy
Ładna, świetnie wyposażona, znakomicie wykończona i stosunkowo droga. Taka była właśnie przednionapędowa skoda yeti, którą otrzymaliśmy do testów.
Niektórzy mawiają, że tego rodzaju samochody idealnie nadają się dla żon piłkarzy. Jest w tym trochę racji...
Linia nadwozia może się komuś podobać, albo nie i w związku z tym nie trzeba dłużej rozwijać tego tematu. Na szczególną pochwałę zasługują natomiast funkcjonalność karoserii, precyzja wykonania detali, staranne dopasowanie poszczególnych elementów i godne naśladowania sposoby wykorzystania wnętrza.
SUV Skody bazuje na płycie podłogowej modelu octavia (ma ten sam rozstaw osi - 2578 mm), ale jest od niej krótszy o 35 cm (obcięto głównie bagażnik). Trzeba jednak zaznaczyć, że yeti nie jest wyłącznie mutacją octavii - w budowie tego samochodu wykorzystano elementy z wielu modeli grupy Volkswagena (także z passata).
O "bulwarowym" nastawieniu modelu świadczy niezbyt duży prześwit (18 cm, czyli tyle, ile w octavii scout) oraz mały kąt natarcia (19 stopni), który ogranicza możliwości podjazdu pod strome wzniesienia i stwarza ryzyko zahaczenia o coś przodem podczas zjazdów.
Jakości materiałów wykończeniowych niczego nie można zarzucić. Deska rozdzielcza jest wykonana z miękkiego materiału, a tapicerka drzwi, choć twarda, pod względem kolorystycznym idealnie pasuje do reszty.
Dzięki sporej wysokości wnętrza auto sprawia wrażenie wyjątkowo przestronnego. Ponieważ fotel kierowcy ma bardzo szeroki zakres regulacji pionowej i poziomej, za kierownicą yeti idealnie poczuje się zarówno dżokej, jak też koszykarz.
Bardzo starannie opracowano konstrukcję oddzielnych foteli tylnych. Każdy z nich można złożyć i ewentualnie zdemontować. Bagażnik nie imponuje może pojemnością (standardowo wynosi ona 405 litrów), ale można ją łatwo zwiększyć (nawet do 1760 l) dzięki systemowi VarioFlex (możliwość niezależnego przesuwania tylnych foteli, składania ich oparć, a nawet całkowitego ich wymontowania).
W bagażniku wygospodarowano praktyczne boczne wnęki, w których znajdują się haczyki na siatki, czy inne przedmioty, które wymagają dodatkowego zamocowania podczas transportu.
O pełny komfort testowanej wersji Experience dba zarówno automatyczna klimatyzacja, jak też elektrycznie otwierane, panoramiczne okno dachowe (4900 zł). Testowany egzemplarz był wyposażony m.in. także w podgrzewane fotele przednie (900 zł) oraz elektrycznie sterowany fotel kierowcy z funkcją pamięci (2100 zł).
Oprócz wielu zalet, test wykazał także małe niedociągnięcie - podczas jazdy po testowym odcinku z betonowych płyt deska rozdzielcza cicho skrzypiała.
Zdecydowana większość użytkowników yeti chwali jego zachowanie na drodze. To prawda - auto jest bardzo stabilne, nawet podczas jazdy z wyższymi prędkościami. Co ciekawe, konstruktorom udało się ograniczyć wrażliwość na podmuchy bocznego wiatru. Po części wynika to z zestrojenia zawieszenia (z przodu układ McPherson, z tyłu konstrukcja wielowahaczowa), po części z niskoprofilowego ogumienia (225/50 R17), a po części ze sporego rozstawu kół (tylne mają o 3 cm większy rozstaw niż w octavii).
Trzeba jednak powiedzieć jasno, że to co idealnie sprawdza się na nawierzchniach asfaltowych, nie zdaje egzaminu w terenie. Widać to szczególnie dobrze na tle testowanej niedawno dacii duster. Podczas jazdy autostradowej lub pokonywania górskich zakrętów yeti wręcz deklasuje rumuńsko-francuskiego rywala. Nawet testowana wersja z napędem przednim daje dużą przyjemność z jazdy. A off-road? No cóż, mówiąc szczerze tylko sadyści zapędzą się yeti w grząskie, błotniste odcinki. Oczywiście w wersji 4x4 samochód ten potrafi poradzić sobie w trudnych warunkach, ale z pewnością nie na tych kołach (aluminiowe obręcze Annapurna, oferowane w pakiecie Trendy z relingami dachowymi, przyciemnianymi szybami i stalowymi nakładkami na pedały za okazyjną kwotę 800 zł). A zresztą, jeśli ktoś dopłaci za lakier (tzw. "brąz Mato metalizowany", dopłata 1950 zł), nie będzie ryzykował jego porysowaniem.
Główną zaletą testowanej wersji silnikowej jest korzystna relacja osiągów do zużycia paliwa i fakt, że użytkownik ma jakiś wpływ na wysokość rachunków na stacji benzynowej. Podczas łagodnego podróżowania auto spala od 6 l w trasie do 9 l/100 km w zatłoczonym mieście, a podczas jazdy dynamicznej od 8 do 12 l/100 km (w analogicznych warunkach).
Z punktu widzenia kierowcy wspomniana jednostka napędowa ma same zalety. Jest cicha, wyjątkowo elastyczna i pozbawiona turbodziury. W połączeniu z precyzyjnie pracującą i doskonale zestopniowaną skrzynią biegów daje dużą przyjemność z jazdy zarówno w mieście, jak też na dalszych trasach (utrzymywanie autostradowych prędkości na poziomie 140 km/h nie sprawia żadnego problemu).
Według statystyk po yeti sięgają głównie osoby lepiej sytuowane, którym potrzebny jest drugi samochód w rodzinie. Co więcej, ten oryginalny model sprzedaje się głównie w najlepiej wyposażonych wersjach, chętnie z napędem na cztery koła.
Testowana wersja 4x2 to idealne auto na co dzień, wręcz stworzone do transportu zakupów, rozwożenia dzieci do szkoły (bardzo wygodnie sadza się je z tyłu i zapina w fotelikach) i pokonywania korków (wysoka pozycja za kierownicą poprawia samopoczucie na zatłoczonych ulicach).
Wersja 4x4 będzie idealnym autem do zimowej turystyki. Weekendowe wypady na narty, bez obawy, że zakopiemy się w śniegu, są chyba głównym powołaniem tego auta.
Jacek Ambrozik
Skoda yeti 1.4 TSI Experience 4x2
Cena egzemplarza testowanego: 102 400 zł
Cena wersji podstawowej: 80 950 zł
Silnik: benzynowy, czterocylindrowy z turbodoładowaniem, o pojemności 1390 ccm
Osiągi:
0-100 km/h: 10,5 s
Vmax: 185 km/h
Spalanie w teście: 6-8,5 l/100 km
Moc max. 122 KM
Max. mom. obr.: 200 Nm