Amerykanie robią zdjęcia i pytają się, czy to prawdziwy samochód

Zmotoryzowani Polacy to ludek wielce sentymentalny. Świadczy o tym zainteresowanie i sympatia, z jakimi witana jest każda wzmianka o leciwych, lecz wciąż użytkowanych Fiatach 126p.

Nie inaczej było z naszym tekstem o maluchu z 1978 r., należącym do krakowskiego lekarza, dr. Zdzisława Wydry. Na tę opowieść zareagował m.in. pewien rodak z USA, który, jak się okazuje, też jeździ takim a nawet jeszcze starszym fiacikiem. I to po Nowym Jorku!

Jak pisze p. Marek, Fiat 126p był jego pierwszym samochodem. Na nim uczył się jeździć, na nim zdawał na prawo jazdy. Właśnie wtedy, jeszcze jako nastolatek, obiecał sobie, że kiedyś kupi takie cacko. Młodzieńcze marzenia udało mu się spełnić po 20 latach. Nie przeszkodził mu w tym nawet wyjazd do Stanów Zjednoczonych, gdzie zamieszkał na stałe.

Pomysł kupna i sprowadzenia malucha za ocean zrodził się w 2012 r. Pan Marek koniecznie chciał, by był to pojazd w jak najwcześniejszej wersji i z jak najstarszego rocznika. No i koniecznie czerwony, bo już wtedy planował wykończenie wnętrza auta w barwach narodowych.

Reklama

Odpowiedni egzemplarz samochodu znalazł i kupił, po czterech miesiącach poszukiwań, na popularnym serwisie aukcyjnym. Produkcja - styczeń 1976. "Maluszek był w dość dobrym stanie technicznym, choć wymagał "dopieszczenia": wymiany wszystkich linek, ustawienia sprzęgła, ssania itd. Brakowało wielu drobiazgów, jak oryginalne klamki, pasy, zaślepki, wkręty etc. Części chromowane były przyrdzewiałe. Wnętrze wymagało całkowitego odnowienia" - opowiada nasz amerykański rodak.

Dzięki pomocy kolegi i mieszkającej w kraju rodziny Fiata udało się wysłać do USA. Kolejnych kilka miesięcy p. Marek skupował poprzez Internet części niezbędne do jego odnowienia. Siostra w Polsce gromadziła je i wysyłała bratu w paczkach do USA.

Transport malucha za ocean, wysyłka poszczególnych elementów... Ile to wszystko kosztowało? "Wolałbym o tym nie pisać, bo pewnie i tak trudno będzie Wam uwierzyć" - zauważa p. Marek. - "Zdarzało się, że jak wymieniałem jedną część, to druga się rozsypywała. Albo decydowałem, że jak już wymieniamy jedną, to wymienię drugą lub całość, więc często musiałem dokupić dodatkowy drobiazg, płacąc 50 - 75 euro za przesyłkę, a za większe i cięższe paczki nawet więcej."

Niektóre elementy sprowadzał z Włoch lub Niemiec, bo tam były łatwiej i szybciej dostępne niż w Polsce. Nie zawsze poszukiwania kończyły się powodzeniem. Na przykład od kilku tygodni bezskutecznie usiłuje kupić tzw. kiełki na zderzaki. Niektóre z części, choć z opisu wynika, że powinny pasować do jego malucha, jednak nie pasowały, co przedłużało renowację i zwiększało wydatki.

Pan Marek większość prac restauracyjnych wykonał samodzielnie. "W maluszku nie siedziałem od ponad 20 lat, więc dużo czytałem na forum Fiata 126p i oglądałem zdjęcia z lat 70. ?Chciałem zrobić wszystko, jak było w oryginale. Poza tapicerką, którą, jak wspomniałem, wykończyłem w kolorze biało-czerwonym. ?Oczywiście nie zabrakło pieska z kiwającą się główką na tylną półkę, książki "Jeżdżę polskim fiatem 126p", proporczyka na lusterko i kilku innych detali. Udało mi się też znaleźć oryginalny komplet kluczy i lewarek."

Zdaniem naszego korespondenta najtrudniejsze okazało się zarejestrowanie auta w USA: "To był koszmar, cztery wizyty w urzędzie i załatwianie odpowiednich papierów. Byłem bliski poddania się." A jednak nie dał za wygraną...

Cały projekt zabrał pół roku i wiele nieprzespanych nocy. Jego maluch został zarejestrowany jako pojazd zabytkowy (o czym świadczy napis"Historical" na tablicach), z czego wynikają zniżki m.in. w ubezpieczeniu (jedna piąta normalnej stawki), ale też ograniczenie maksymalnego rocznego przebiegu. Uiszczenie dodatkowej opłaty pozwoliło zastąpić standardowe numery rejestracyjne nazwą modelu auta.

Pan Marek jeździ swoim fiacikiem od święta, "dla przyjemności i zabawy", wzbudzając zainteresowanie przechodniów i innych użytkowników dróg. "Ludzie reagują bardzo pozytywnie: Polacy trąbią, machają lub po prostu oglądają się, nie dowierzając, że to maluch jedzie w Nowym Jorku.

Amerykanie robią zdjęcia i pytają się, czy to prawdziwy samochód i skąd się tu wziął. Wszystkim opowiadam historię Fiata 126p. Nie chcą mi wierzyć, że kiedyś całe rodziny jeździły "czymś takim" na co dzień i na wakacje, nawet za granicę. Dodam jeszcze, że maluch zwraca większą uwagę niż nowy mercedes lub inne drogie auto. Ostatnio jechaliśmy za nową Corvette, ale ludzie odwracali się za nami, w maluchu, a nie za Chevy."

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy