23-latek zawstydził wielkie koncerny! Zobacz, co zbudował

Upadek żelaznej kurtyny oznaczał poważne kłopoty dla wielu motoryzacyjnych producentów z byłego Bloku Wschodniego.

Przez wiele chudych lat o przetrwanie - niestety, bezskutecznie - walczyła warszawska FSO, w podobnie dramatyczniej sytuacji przez dwie dekady była również rosyjska Łada, która powoli wychodzi na prostą.

M jak Marrusia

Nie oznacza to jednak, że w krajach kojarzonych do niedawna z radziecką strefą wpływów brakuje motoryzacyjnych pasjonatów, chcących wznieść rodzimą myśl techniczną na wyżyny motoryzacji. Wielu z nich postawiło sobie ostatnio za cel stworzenie tzw. supersamochodów.

Swoistą modę na tworzenie tego rodzaju pojazdów zapoczątkował Nikolai Foremko - popularny w Rosji muzyk, aktor i komik, a - z zamiłowania - kierowca wyścigowy. W 2007 roku powołano z jego inicjatywy markę Marussia, której zadaniem było stworzenie pierwszego rosyjskiego superauta. Chociaż większość dziennikarzy motoryzacyjnych nie dawała nowemu producentowi żadnych szans na przetrwanie, już w 16 grudnia 2008 roku, na wystawie w Moskwie zadebiutował pierwszy model firmy oznaczony symbolem B1.

Reklama

Pojazd cieszył się sporym zainteresowaniem mediów, ale był wolniejszy od setek gapiów, które przyszły go oglądać. Producent zaprezentował bowiem nadwozie, bez silnika - wówczas nie było jeszcze pewne, kto miałby dostarczać Rosjanom jednostki napędowe. Wybór padł w końcu na 3,5-litrowe V6 produkcji Nissana (znane z modelu 350Z). Z silnika zmodyfikowanego nieco przez Coswortha wykrzesano 300 KM i 330 Nm. Od tej chwili model B1 mógł się pochwalić przyspieszeniem do 100 km/h w 5 sekund i prędkością maksymalna 250 km/h. Ostatecznie, samochód trafił do produkcji we wrześniu zeszłego roku, wówczas otwarty został również pierwszy rosyjski salon nowej marki.

A jak Arrinera

Pomysł Foremki szybko podchwycili również polscy zapaleńcy. W 2008 roku media obiegła sensacyjna wiadomość - za opracowanie pierwszego polskiego supersamochodu wzięła się na poważnie spółka Veno S.A. Podobnie, jak w przypadku Marussi wiele osób podchodziło do jej poczynań z dużą rezerwą. Działania konstruktorów nie wydawały się zbyt profesjonalne, co więcej, giełdowy debiut firmy zbiegł się w czasie z ogólnoświatowym krachem finansowym.

Gdy już wydawało się, że marzenia o pierwszym polskim superaucie rozbiją się o betonową ścianę rzeczywistości, Polakom udało się namówić do współpracy słynnego brytyjskiego konstruktora Lee Noble'a. Dzięki jego pomocy udało się zbudować pełnowymiarowy, jeżdżący prototyp - 9 czerwca br. odbyła się pierwsza prezentacja nowego auta.

Docelowo auto napędzane będzie ośmiocylindrowym silnikiem o pojemności 6,2 l, który znaleźć można m.in. pod maską corvette ZR1. Jednostka otrzymała jednak mechaniczną sprężarkę Eaton, dzięki której moc maksymalna wzrosła do 647 KM. Maksymalny moment obrotowy to 816 Nm.

R jak Rimac

Marussia i arrinera to jednak nie jedyne auta z krajów byłej "demokracji ludowej", które mają ambicję awansować do grona supersamochodów. W Chorwacji, powstaje właśnie kolejny tego typu pojazd - elektryczny rimac.

Napędzane energią elektryczną superato to pomysł 23(!)-letniego Mate Rimaca, przedsiębiorcy i genialnego wynalazcy-samouka z niewielkiej miejscowości Sveta Nedelja położnej nieopodal Zagrzebia. Pewny siebie młodzieniec obiecuje, że skonstruowany przez niego pojazd przyspieszać będzie do 100 km/h w 2,8 s i rozpędzać się do 305 km/h. Co więcej, jego zasięg wynosić ma aż...600 km! Wolne żarty? Niekoniecznie...

Chociaż Mate Rimac nie ma żadnego wykształcenia technicznego (studiował ekonomię w Zagrzebiu), jest laureatem wielu międzynarodowych konkursów dla młodych wynalazców. W zeszłym roku, za opracowany przez siebie komputer służący do zarządzania napędem w pojazdach elektrycznych otrzymał prestiżową nagrodę Golden Tesla Egg's.

Na tym jednak jego związki z Teslą się nie kończą. Rimac stworzył własnej konstrukcji, składający się z 880 komórek akumulator, który nie tylko jest w 100 procentach biodegradowalny, ale zapewnia napięcie 400 V i natężenie 3000 A! W teorii pozwala to na zasilanie motoru o mocy aż 1600 KM.

Rimac wypróbował swój akumulator budując napędzane elektrycznie auto w oparciu o podzespoły starego BMW E30. Samochód napędzany motorem o mocy 600 KM dysponuje zasięgiem 200 km. W zeszłym roku, na ulicach Zagrzebia zorganizowano nawet specjalny "drag race", w którym zbudowane przez Rimaca bmw zmierzyło się z teslą roadster. Amerykańskie auto przegrało ten pojedynek z kretesem.

Doświadczenia zebrane przez Chorwata przy budowie elektrycznego bmw zaowocowały zaprezentowanym we Frankfurcie pojazdem o nazwie rimac concept one. Auto napędzane jest czterema elektrycznymi motorami trakcyjnymi rozwijającymi sumaryczną moc 1088 KM i dysponującymi niewyobrażalnym wręcz momentem obrotowym 3800 Nm! Każdy z silników potrafi rozkręcić się do 12 tys. obr./min i wyposażony jest w niezależną przekładnie redukcyjną. Łączna pojemność chłodzonych płynem akumulatorów litowo-żelazowo-fosforanowych (w aucie zamontowano dziesięć sztuk) wynosi aż 95 kWh, co zapewnia maksymalny zasięg 600 km.

Rimac przewiduje budowę 88 pojazdów powstałych w oparciu o zaprezentowany we Frankfurcie koncept. Jak sam mówi - cena auta będzie nieco niższa niż benzynowej konkurencji w postaci produktów Bugatti i Pagani. Pierwszy "seryjny" pojazd zamówiła już rodzina królewska z Abu Dabi.

Trzeba przyznać, że osiągnięcia młodego Chorwata budzą ogromny szacunek, zwłaszcza jeśli weźmiemy pod uwagę, że nie dysponuje on takim budżetem jak Tesla czy np. Fisker. Mate Rimac nie ukrywa, że chciałby, aby jego firma odniosła podobny sukces jak Pagani i Koenigsegg. Biorąc pod uwagę dotychczasowe osiągnięcia 23-latka, i postępującą modę na pojazdy elektryczne, chyba można być o to zupełnie spokojnym.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy