Chcesz kupić yountimera? Dobrze się zastanów!

Wiosną przygoda budzi się do życia, a w męskich głowach kiełkują głupie pomysły. Świetnie obrazuje to chociażby nagłe ożywienie na rynku tzw. youngtimerów...

Kilka dni temu znajomy, zaskakująco szybko, pozbył się leciwego Volkswagena T3. Auto wymagało ogromu plac blacharsko-lakierniczych, chociaż z technicznego punktu widzenia - faktycznie - niewiele można mu było zarzucić.

Historia jak setki innych, gdyby nie to, że kupujący snuł dalekosiężne plany przywrócenia autu dawnej świetności. Pooglądał, pokopał w opony i pojechał na objazd rodziny, by - węsząc okazję - szybko uzbierać niezbędną sumę... Co stanie się wkrótce z poczciwą T3? Nietrudno przypuszczać. Skoro nowy właściciel rozpoczyna proces "restauracji" auta od zapożyczenia się u rodziny na jego zakup, oznacza to tylko równie pochyłą, na której końcu czekają stojące otworem drzwi hutniczego pieca...

Reklama

Popyt na młode klasyki napędzają telewizyjne programy pokroju "Fani czterech kółek" czy polskie "Kup i zrób". Oczywiście, chłopaki robią świetną robotę, ale przeciętny widz myśli później, że w godzinę można wyremontować auto, które zyskuje nagle na wartości sto procent.

Korzystają na tym głównie handlarze windujący ceny leciwych samochodów do absurdalnego poziomu. W ogłoszeniach nie brakuje dziś starych Fiatów 125 czy Polonezów, za które (nowi) właściciele żądają 8, 10 czy nawet 15 tys. zł. O ten poziom ocierają się też Maluchy a nawet inne "klasyki PRL-u" pokroju... Fiata Ritmo. Absurd!

Taki poziom cen akceptowalny jest w przypadku pełnoletnich, utrzymanych w nienagannej kondycji, Mercedesów, Audi czy BMW, bo każde z nich - zgodnie z definicją "youngtimera" - traktować można w roli auta codziennego użytku. Spróbujcie jednak jeździć na co dzień "Dużym Fiatem" czy "Maluchem" z 1985 roku, a gwarantuje wam, że osiwiejecie w ekspresowym tempie. Na tego typu pojazd - po prostu - nie można liczyć, co sprawia, że nie mamy już do czynienia z samochodem, a nieruchomością, lub - jak kto woli - generatorem kosztów.

Pięknie utrzymany Fiat 125p czy Maluch cieszy oko i - bez wątpienia - wart jest dziś 8 czy 10 tys. zł. Zanim jednak zdecydujecie się kupić starego klasyka od handlarza pamiętajcie, że rzeczywista wartość większość tych pojazdów wyraża się w prostym równaniu: masa własna razy aktualna cena kilograma złomu minus koszt dotarcia (paliwa lub lawety) do punktu kasacji.

Reasumując - to, że coś jest stare, nie oznacza jeszcze, że jest towarem ekskluzywnym i zasługuje na miano klasyka. Stary Fiat 125p czy "Maluch", to - nic innego - jak stary... Fiat. Do dziś słowa "napraw Fiata" traktowane są przez Polaków jak oksymoron, jeśli więc na zakup wymagającego remontu klasyka musicie się zapożyczyć, bądźcie pewni, że doprowadzenie auta do stanu, który wzbudzałby na ulicy powszechne "łał" pochłonie niewyobrażalne kwoty.

Remont kapitalny w 60 minut (z przerwami na reklamy) możliwy jest tylko na ekranie telewizora! Podsumowując - jeśli - mimo wszystko - decydujecie się na zakup klasyka pamiętajcie, że model i rocznik to jeszcze nie wszystko. Każdych pieniędzy warte są Bugatti Atlantic czy Rolls Royce 10 HP, ale na pewno nie zatęchły Fiat 125p, jakie - jeszcze 10 lat temu - na złomowiskach rąbano siekierami, bo szkoda było inwestować w tarcze do szlifierki...

Paweł Rygas

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: oldtimery
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy