38 letni diesel "czystszy" niż nowy? Zaskakujące wyniki testów!

Niemiecki klub miłośników Mercedesa W123 ("Mercdes-Benz W123-Club e.V.) przeprowadził nietypowy test. Leciwą "beczkę" poddano badaniom emisji spalin zgodnie z obowiązującą właśnie procedurą WLTP. W branżowych serwisach przeczytać można, że wyniki eksperymentu wywracają do góry kołami opinie głoszone przez ekologów. Niestety - nie do końca...

Do testu wykorzystano Mercedesa W123 240d z rocznika 1982. 38-letnie auto legitymowało się przebiegiem 343 tys. km i ważnym przeglądem technicznym. Wybór modelu nie był przypadkowy. 240 D z czterocylindrowym silnikiem OM616 (generującym 72 KM) to najliczniej produkowany reprezentant tego modelu.

Na wstępie trzeba dodać, że w stosunku do standardowej "beczki" w aucie dokonano jednej przeróbki. Układ wydechowy wzbogacony został o katalizator. Oznacza to oczywiście ingerencję w oryginalność konstrukcji, ale trzeba wiedzieć, że tego typu przeróbki są w Niemczech popularne. Wśród ogłoszeń dotyczących klasyków często spotkać można deklaracje sprzedających mówiące o tym, że - właśnie za sprawą dołożonego katalizatora - auto spełnia teraz taką czy inną normę emisji spalin. Warto też dodać, że jeszcze w latach osiemdziesiątych katalizatory masowo trafiać zaczęły do następcy "beczki" czyli - równie kultowego - W124 nazywanego potocznie "baleronem".

Reklama

Jak więc 38-letni diesel z przebiegiem przeszło 340 tys. km poradził sobie ze współczesnym cyklem pomiarowym?

Imponujący wynik

Samochód poddano pełnemu cyklowi badań - zarówno na stanowisku testowym, jak i w normalnym ruchu. Okazało się, że w zakresie emisji CO2 auto spokojnie mieści się w normie... Euro 3. Przypomnijmy - ta obowiązywała w Europie w latach 2001-2006, czyli weszła w życie równe 15 lat PO ZAKOŃCZENIU produkcji W123 i w 4 lata po tym, gdy z fabryki - już jako klasa E - wyjechał ostatni W124!

Co więcej dopuszczalne obecnie limity CO2 (Euro6) leciwa "beczka" przekracza o circa 20 proc. Jej emisja CO2 mieści się w zakresie od 190 do 216 gramów na kilometr, czyli takim w jaki wpisuje się większość współczesnych suvów z silnikami diesla. Podobne (a nierzadko większe!) ilości CO2/km emitują do atmosfery auta pokroju Audi Q7, BMW X5 czy... Mercedesa GLE!

No dobrze, ale co z rakotwórczymi tlenkami NOx, którym przypisuje się aż dziesięciokrotnie silniejsze szkodliwe oddziaływanie na organizm człowieka niż CO2? Tutaj zaczyna się robić naprawdę ciekawie. W najmniej korzystnym teście (WLTC) stary W123 emitował średnio 841,45 ml NOx na kilometr. To dużo biorąc pod uwagę współczesne standardy, ale nie mamy wcale do czynienia z wynikiem "szokującym". Większą emisją NOx legitymują się np. takie auta, jak: Fiat 500X, Renault Scenic 1,6 dCi, Nissan Juke 1,5 dCi czy Opel Zafira Tourer 1,6 CDTi. Każde z nich spełnia - co najmniej - normę Euro5!

Gdzie jest haczyk?

W tym miejscu należą się jednak pewne wyjaśnienia. Zaskakująco współczesny rezultat W123 w zakresie emisji CO2 wynika z faktu, że w czasach świetności auta producentów nie obowiązywały tak rygorystyczne jak obecnie normy... zadymienia spalin. Niestety większość ze stosowanych dziś powszechnie sposobów obniżenia zawartości cząstek stałych (PM) w spalinach silników wysokoprężnych (np. zawór EGR) skutkuje właśnie skokowym wzrostem emisji tlenków azotu NOx. Lista pojazdów, z którymi porównywano "beczkę" w tej kwestii obejmuje wiele modeli spełniających normę emisji Euro5 czyli pozbawionych często "mokrych" filtrów SCR, których zadaniem jest właśnie redukcja NOx.

Jakie wnioski płyną z nietypowego badania? Pewne jest, że leciwego Mercedesa nie sposób uznać za pojazd ekologiczny - powodem jest ogromna emisja cząstek stałych, która uszła uwadze większości przytaczających tę informację mediów. Z drugiej strony wyniki obrazują, jak niewiele zmieniło się w świecie motoryzacji, przynajmniej do końca lat dwutysięcznych. Po tym czasie, wraz z upowszechnieniem się filtrów cząstek stałych i systemów selektywnej redukcji katalitycznej, mówić można o zupełnie nowej jakości w kwestii ochrony środowiska. Inna sprawa, że technologia SCR wywodzi się właśnie z lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku. Zanim na dobre upowszechniła się w samochodach minęło więc blisko pół wieku!

Wynik pozwala jednak obalić mit o tym, że starsze pojazdy to "bomba ekologiczna". Niemiecki test jasno wskazuje, że kluczem nie jest wcale wiek i przebieg pojazdu, ale... rzetelność kontrolujących go diagnostów. Nawet tak stary pojazd z w pełni sprawnym układem wtryskowym nie ma większych problemów by zbliżyć się do współczesnych wytycznych dotyczących ochrony środowiska.

Eksperyment obrazuje też, że bezrefleksyjne zaostrzanie limitów emisji spalin w dziedzinie emisji CO2 prowadzi do absurdalnych sytuacji. Uzyskany wynik wprost wynika bowiem ze zużycia paliwa, a stary - pozbawiony turbosprężarki diesel - wciąż konkurować może w tej kwestii z najnowocześniejszymi nawet silnikami benzynowymi! Sugerując się tylko takim kryterium "beczkę" - przynajmniej na papierze - śmiało uznać by więc można za pojazd ekologiczny. Wynika to oczywiście z prostej fizyki - brak doładowana nie pozwala na sterowanie wtryskiem w szeroki zakresie, co oznacza niewielki rozrzut miedzy "pomiarowym", a rzeczywistym zużyciem paliwa.

Technologiczna przepaść

Ostatnią kwestią, która uchodzi uwadze komentujących są właśnie osiągi. One, w największym stopniu, dowodzą jak wiele zmieniło się przez ten czas w świecie motoryzacji. Przypomnijmy - rzeczony W123 legitymuje się mocą 72 KM generowaną przy 4400 obr./min. i maksymalnym momentem obrotowym wynoszącym zaledwie 137 Nm (2400 obr./min). Efekt? "Sprint" do 100 km/h w - uwaga 24,6 s. wg danych fabrycznych. Dla porównania, zdecydowanie lepszymi osiągami legitymuje się chociażby współczesny, dwucylindrowy(!) benzynowy silnik 0,9 l stosowany np. w Fiacie 500. Jednostka TwinAir Turbo osiąga 85 KM (5500 obr./min) i aż 145 Nm (1900 obr./min). 

Współczesne diesle o takiej pojemności, chociaż - w większości - rzeczywiście przekraczają poziom emisji CO2 wyznaczony normą Euro 6 (co oczywiście wynika ze spalania!) bez trudu osiągają ponad 200 KM i 500 Nm. Co więcej - nie mają przy tym problemu by zmieścić się w rygorystycznych limitach emisji NOx i cząstek stałych.

Inną kwestią jest natomiast... trwałość. By określić rzeczywisty wpływ danego pojazdu na środowisko wypadałoby posiłkować się nie tyle spalaniem, co raczej jego całkowitym śladem węglowym. W tym przypadku "beczka", która potrafiła przejechać grubo ponad 1 mln km bez większych napraw, rzeczywiście może się okazać czarnym koniem zestawienia. Pamiętajmy przecież, że najbardziej ekologiczny samochód to ten, który został już wyprodukowany. Śmiało przyjąć można, że prezentowany Mercedes użytkowany na co dzień "przeżyje" - mniej więcej - trzy współczesne auta, które trzeba przecież wyprodukować, naprawiać i - ostatecznie - zutylizować. Może się więc okazać, że patrząc z takiej perspektywy, dramatycznie duża emisja cząstek stałych starego W123 to jedynie to mało istotny szczegół...

Więcej na temat ten temat TUTAJ.

Paweł Rygas

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama