Elefantentreffen 2011 czyli parada Słoni
Ernst Leverkus "Klacks", zmarły przed trzynastoma laty niemiecki dziennikarz motoryzacyjny, w 1956 zorganizował "spotkanie słoni", czyli Elefantentreffen.
W światku motocyklowym ten zlot obrósł już legendą, ale niewielu motocyklistów wie skąd wzięła się ta nazwa i co znaczą słoniki przytwierdzone do zlotowych motocykli.
Zielonymi Słoniami nazywano legendarne Zündappy KS 601 z wózkiem bocznym, to one brały udział w pierwszych imprezach, później organizację przejął niemiecki związek motocyklowy. Impreza wciąż się rozrastała, przeniesiono ją z czasem z Nürburgring w okolice Passau, niedaleko czeskiej granicy, gdzie odbywa się do dziś.
W tym roku do Loh zawitało 4230 motocyklistów z całej Europy, a właściwie nie tylko z Europy - Walerij Tulinow przyjechał z Czelabińska i dojazd na imprezę zajął mu 5600 kilometrów...
Jak co roku na zlocie nie zabrakło Polaków, tym razem było nas około 30. Większość przyjechała na dwóch, ale byli i tacy którzy przybyli na trzech albo i czterech kółkach.
Temperatura odczuwalna zależna jest od prędkości wiatru lub tej z jaką porusza się pojazd. W tym roku nie było ekstremalnie zimno - zaledwie minus 15 stopni. Jednak przy prędkości 80 km/h godzinę oznacza to - 43 stopnie. A jechaliśmy szybciej. Dlatego motocykle są specjalnie do tej imprezy przygotowywane: już nie tylko grzane manetki, ale grzane koce, kamizelki, buty i rękawice. Cóż, nie na darmo istnieje powiedzenie: nie ma złej pogody, są tylko źle ubrani motocykliści.
I my tam byliśmy, "przełęczówkę" piliśmy, a naszym aparatem całość udokumentowaliśmy.
Więcej o imprezie w najbliższym numerze Motovoyagera.
Zostań fanem naszego profilu na Facebooku. Tam można wygrać wiele motoryzacyjnych gadżetów. Wystarczy kliknąć w "lubię to" w poniższej ramce.