Chamstwo, cwaniactwo, tupet. Motocykliści... budzą Kraków!

Co robicie, by nie zaspać na poranne zajęcia, nie spóźnić się do pracy, szkoły, na uczelnię, zdążyć na wcześnie umówione spotkanie? Nastawiacie tradycyjny budzik? Korzystacie z odpowiedniej funkcji smartfonu? Polegacie na wewnętrznym zegarze biologicznym? Na pobudzających organizm do życia pierwszych promieniach słońca, śpiewie ptaków? A może chcielibyście, by z błogiego snu wyrywał was ryk silników? Najwyraźniej do takiego wniosku doszli inicjatorzy akcji "Budzimy Kraków"...

W nocy z niedzieli na poniedziałek około 150 motocyklistów i kierowców samochodów umówiło się na parkingu przy Ikei, by stamtąd ruszyć na ulice miasta i przypomnieć mieszkańcom o swoim istnieniu. Mieli jednak pecha, bowiem o ich planach dowiedziała się policja (nawet nie warto pytać, w jaki sposób).

Przybyli na miejsce funkcjonariusze  tuż przed Rondem Ofiar Katynia  skutecznie przystopowali całe to zmotoryzowane towarzystwo i przystąpili do  drobiazgowych kontroli kierujących i ich pojazdów. Efekt: 97 mandatów (w tym 28 nałożonych na motocyklistów), 5 wniosków do sądu, 9 zatrzymanych dowodów rejestracyjnych, 3 zatrzymane prawa jazdy. Nieźle, jak na jeden wieczór...

Uczestnicy nocnych, nielegalnych "rajdów" mają sporo wspólnego z pseudograficiarzami, pokrywającymi mury wulgarnymi napisami i obscenicznymi rysunkami. I jedni, i drudzy znajdują dziwną, perwersyjną przyjemność w oszpecaniu przestrzeni publicznej - dokuczliwym hałasem, stwarzaniem poczucia zagrożenia, bezsensownym bazgroleniem po elewacjach i  ogrodzeniach.

 I jedni, i drudzy lubią chwalić się swoimi wyczynami, jednak przezornie kryjąc się pod pseudonimami. I jedni, i drudzy próbują niekiedy dorabiać do tej działalności pokraczną ideologię rzekomego buntu wobec  systemu, w którym przyszło nam żyć. I jedni, i drudzy znajdują też obrońców, którzy pobłażliwie patrzą na wybryki obu wspomnianych grup, tłumacząc je nudą, brakiem odpowiedniej oferty dla młodego pokolenia, lekkomyślnością, z której zawsze wcześniej czy później się wyrasta itp.

O dziwo, zdecydowanie bardziej radykalni w swoich osądach są internauci, zazwyczaj tak niechętni wszelkim przejawom opresyjności państwa. Owszem, w komentarzach na temat fiaska akcji "Budzimy Kraków" pojawiają się głosy, że policja zamiast prześladować Bogu ducha winnych motocyklistów, którzy po prostu chcieli się trochę rozerwać, powinna zająć się ściganiem bandytów i złodziei. Jak zwykle dostało się obozowi władzy. Odezwali się niezłomni strażnicy praworządności, wedle których tzw. rutynowe kontrole są nadużyciem, a kierowców powinno zatrzymywać się tylko wtedy, gdy popełnili konkretne wykroczenie. Nie brakuje jednak również opinii bardzo krytycznych wobec domorosłych rajdowców, przy czym szczególnie dostało się oczywiście motocyklistom...

"Nareszcie się wzięli za półmózgowców na dwóch kolach. Jeszcze nie widziałem motocyklisty, żeby jeździł zgodnie z przepisami ruchu drogowego. Nadmierna prędkość, jazda środkowym pasem, wyprzedzanie na trzeciego, to dla nich norma (...). Cwaniakowanie im najlepiej wychodzi. Brawo dla takich akcji bo trzeba pilnować hołoty!" - pisze "M".

"Zmiękła rura niejednemu kozakowi i bardzo dobrze - 90 procent z nich to zarozumialcy i "królowie prędkości" na prostej, a jak przychodzi co do czego, to ogon podkulony i grzeczniutcy, jak nigdy wcześniej. Płaciłem kiedyś mandat, a obok stało czterech zatrzymanych motocyklistów - w gębie przy policji to byli cieńcy jak guma w majtolach. A jak na drodze mnie wyprzedzali, to kozaki na milimetry z podgiętymi tablicami" - wtóruje mu "CaYrowsky".

"Święte krowy polskich szos - motocykliści. Banda hołoty budząca wszystkich, bo mają taką fantazję. Doszło do tego, że gdy spotyka się motocyklistę przestrzegającego prawo (bo czasami tacy się pojawiają) to patrzy się na niego z niedowierzaniem i szacunkiem. Szkoda, że policja na co dzień nie ściga tych chamów we wszystkich miastach. Policja dokładnie wie, gdzie są urządzane nocne rajdy, gdzie nie można zmrużyć oka, bo albo gnają ile daje fabryka, albo grzeją silniki na światłach, byle głośno. Mieszkam przy ulicy przelotowej i co noc marzy mi się stalowa linka w poprzek jezdni. To chyba jedyny sposób na chamstwo motocyklistów" - grzmi "Anna61".

I właśnie słowo "chamstwo" wydaje się kluczem do właściwej oceny całej sytuacji.  Chamstwo,  a także zwykłe cwaniactwo, arogancja, tupet, poczucie bezkarności... Szkoda, że tak wielu użytkowników naszych dróg, bynajmniej nie tylko motocyklistów, zapomina, że wolność ma swoje granice - kończy się tam, a przynajmniej powinna, gdzie zaczyna być niebezpieczna lub choćby jedynie uciążliwa dla innych. 

poboczem.pl
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy