Był taki garaż... Wspomnienie po Krzyśku Wydrzyckim
Gdzie zaczynają się marzenia o lepszym życiu? Jak wybiera się zawód? To oczywista droga cierniowa przypadków, zwłaszcza wśród żurnalistów.
U mnie fascynacja dwu- i czterokołowymi wehikułami wzięła się z... garażu. Mieszkałem z rodzicami na warszawskich Bielanach. Z okna swojego pokoju widziałem wysokie drzewa i rząd starych garaży. Jeden był stale otwarty i zawsze coś się w nim działo - w środku, na kanale stał stary Garbus, czasem przyjeżdżał ktoś stareńkim Saabem i dosłownie kłębiło się od motocykli.
Dla mnie to był wtedy zakazany (choć miejski) ogród - dzieciaki w garażu nie były przecież specjalnie mile widziane.
Potem dorosłem. Pod koniec ogólniaka kupiłem swój pierwszy motocykl - na spółkę z przyjacielem zaczęliśmy remontować starego sowieckiego boksera wyciągniętego z jakiejś zabitej dechami mazowieckiej stodoły. To był początek wielkiej przygody. Dlaczego? Bo szybko okazało się, że w upragnionym garażu jesteśmy mile widziani.
To chyba wtedy, jakieś 20 lat temu, poznałem Krzyśka Wydrzyckiego.
Zawsze mi imponował spokojem i wiedzą - był starszy ode mnie o 7 lat i z niejednego pieca jadł chleb. Zapamiętałem jego opowiadania o Saabie 96, który kupił za bezcen na jakimś szwedzkim czy duńskim złomowisku. I wspólne gawędy o motocyklach - Krzysiek był lakoniczny, ale świetnie rozumiał młodzieńczy zapęd do koni mechanicznych, więc gadaliśmy przy każdej możliwej okazji.
Potem ja zacząłem "terminować" w gazecie, a Krzysiek zaczął pisać o motocyklach. Czasem spotykaliśmy się na targach, później odwiedzaliśmy te same imprezy i śmialiśmy się z tych samych dowcipów. Zawsze siwy jak gołąbek, poważny, merytoryczny i przygotowany - nie dziwię się, że był mentorem motocyklistów. Zwłaszcza po śmierci Jurka Szymańskiego - naczelnego "Motocykla", który - jak teraz Krzysiek - też zginął na motorze.
Nie mogę uwierzyć, że Jurek odszedł 10 lat temu. I nie mogę zrozumieć, dlaczego bez słowa zniknął Krzysiek. Wczoraj, jak grom z jasnego nieba, dotarła do mnie informacja o jego śmierci. Nadal nie mogę w uwierzyć w ten wypadek.
Mam pecha - Jurek i Krzysiek byli naprawdę fajnymi facetami. Teraz są daleko, naprawdę wolni, choć nie wiem, czy o takiej właśnie wolności marzą wszyscy motocykliści.
Krzysiu, kiedyś znowu się zobaczymy! Jestem pewien, że gdzieś tam w górze też mają magiczne garaże...
Rafał Jemielita, miesięcznik Playboy