Horda motocykli na Rynku. Horda? Co za bzdury

"Pół tysiąca motocyklistów przejedzie w niedzielę, 4 grudnia, ulicami Krakowa, by zamanifestować “przywiązanie do tradycji" oraz walczyć z negatywnymi stereotypami na temat ich środowiska. Manifestacyjny przejazd wyruszy sprzed TAURON Areny Kraków, dalej ul. Lema, Mogilską, Lubomirskiego, Szlak i Warszawską, następnie przez pl. Matejki, ul. Basztową i Sławkowską na Rynek Główny." Jeśli wierzyć mediom, ta zapowiedź wzburzyła wielu krakowian. "Horda motocykli na Rynku! Gdzie sens? Czas na dymisje!" - krzyczał jeden z tytułów. Przeciwko motocyklowej imprezie ostro zaprotestował Polski Klub Ekologiczny. Czy niekiedy wręcz histeryczne reakcje na akcję miłośników jednośladów były uzasadnione? Akurat w tym wypadku mamy wątpliwości...

"Zarząd Okręgu Małopolska Polskiego Klubu Ekologicznego wyraża zdecydowany protest przeciwko urządzaniu masowych imprez motocyklowych i samochodowych w obrębie Rynku Głównego. Kraków boryka się prawie codziennie ze smogiem narażającym tysiące swoich mieszkańców na poważne dolegliwości a nawet śmierć. Dopuszczalne stężenia dwutlenku azotu są codziennie przekroczone na ulicach Krakowa, także w centrum (...). Jest swoistym absurdem, że z jednej strony Władze Krakowa deklarują chęć walki ze smogiem a z drugiej strony zezwalają na organizowanie nieodpowiedzialnych imprez motorowych. Taką imprezą, na którą wydano przyzwolenie, jest planowany wjazd motocykli w niedzielę 4 grudnia 2016 do Rynku Głównego. Odbywa się to w sezonie grzewczym, kiedy stan zanieczyszczenia powietrza w centrum jest niepokojący. Niedziela to czas spacerów dla mieszkańców Krakowa, także dla matek z dziećmi. To dotyczy również obrębu Rynku Głównego. Oczekujemy od Władz Krakowa stanowczości i konsekwencji w działaniach na rzecz poprawy stanu atmosfery. (...) Oczekujemy logiki i spójności. Nie może być tak, że z jednej strony mobilizuje się służby ochrony środowiska (...) a z drugiej strony wydaje zgodę na takie ekscesy jak zapowiadany wjazd motocykli w dniu 4 grudnia.

Reklama

Apelujemy o wycofanie tej haniebnej zgody. Ci którzy wydali taką zgodę ponoszą moralną odpowiedzialność i powinni się poddać do dymisji.

Apelujemy do motocyklistów o wycofanie się z tej akcji nawet jeśli ma zamiar charytatywnej akcji pomocy dzieciom. Jeśli motocykliści chcą walczyć z nieuzasadnionymi stereotypami na swój temat można to zorganizować w zupełnie innym stylu. Można dołączyć się do akcji ekologicznej, w formie marszu i demonstrować swoje poglądy w inny sposób. Środki pieniężne i prezenty można przekazać w innej formie i niekoniecznie z motocyklami!!!" - czytamy w apelu PKE.

Dla wzmocnienia swoich argumentów ekolodzy z PKE przytoczyli opinię Lidii Żakowskiej, profesor Politechniki Krakowskiej, kierownika Zakładu Transportu. "Nie dla takiej formy i miejsca zjazdu motocyklistów! Jeżeli motocykliści mają zamiar manifestować by poprawić wizerunek wśród mieszkańców Krakowa - to wjazdem na rynek w niedzielę, wywołującym olbrzymie zanieczyszczenie powietrza i hałas osiągną efekt przeciwny od zamierzonego: ugruntują najgorszy ze stereotypów - hałaśliwej i lekceważącej problemy miasta i mieszkańców grupy, której należy się obawiać! Motocykliści, przyjdźcie pieszo na rynek, zostawcie swe motocykle za miastem na P&R. Pokażcie swą ludzką twarz mieszkańcom Krakowa!" - wezwała pani profesor.

Nie obserwowaliśmy przejazdu motocyklistów ulicami miasta, więc na ten temat nie zamierzamy się wypowiadać. Byliśmy za to, zresztą dość przypadkowo, na Rynku Głównym. I cóż... Wielokrotnie krytykujemy zachowania motocyklistów. Ich przesadną brawurę, lekceważenie przepisów ruchu drogowego, urządzanie nielegalnych wyścigów na drogach publicznych itp. Bardzo nam się jednak nie podoba użycie wobec uczestników niedzielnej manifestacji określenia "horda". Słownikowo oznacza ono zgraję, bandę, więc ma zdecydowanie negatywny wydźwięk. Tymczasem zamiast hordy zobaczyliśmy grupę, tak na oko pięciokrotnie mniej liczebną, niż rzekome "pół tysiąca", sympatycznych, zdyscyplinowanych, wesołych ludzi - mężczyzn, kobiet, par, osób z dziećmi - w mikołajowych przebraniach. Nie zauważyliśmy jakichkolwiek niechętnych wobec nich gestów ze strony przechodniów. Przeciwnie - prezentując się nader malowniczo, budzili duże zainteresowanie, podobnie jak ich bardzo fantazyjnie niekiedy przystrojone pojazdy. Byli masowo fotografowani i filmowani, proszeni o pozowanie do wspólnych zdjęć przez turystów i krakowian, chętnie wrzucali też pieniądze do puszek, do których zbierano datki na szczytne cele.

Czy było głośno? Momentami tak, ale tylko wtedy, gdy motocykle i quady wjeżdżały, a następnie, pojedynczo lub grupkami opuszczały Rynek. Hałas i związana z nim uciążliwość nie wykraczał poza poziom, który znamy z dziesiątków organizowanych w tym miejscu innych imprez. Czy obecność jednośladów wpłynęła na czystość powietrza? Owszem, lecz nie bardziej niż dym z grilli, na których pieką się kiełbaski, podgrzewa bigos i pierogi podczas odbywających się tu  licznych kiermaszy. Poza tym pamiętajmy, że codziennie rano na płytę Rynku Głównego i jej najbliższe okolice wjeżdżają setki samochodów dostawczych. Z ich rur wydechowych również nie płynie ożywczy tlen...

Jednym słowem - bez przesady. Zdziwiła nas jedynie nieobecność policji. Za to dwa radiowozy z włączonymi kogutami eksportowały przejazd kilkunastoosobowej grupki rowerzystów ulicą Grodzką. Co manifestowali cykliści? Nie wiadomo. Faktem jest, że niektórzy z nich też mieli na głowach mikołajowe czapeczki...          

 

 

 

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL