Nie ma litości dla Zientarskiego, Wałęsy... Temat do dyskusji

To zadziwiające, z jaką łatwością Polacy ferują wyroki w sprawach, na których się nie znają lub mają o nich jedynie blade pojęcie.

Do wypadku Jarosława Wałęsy doszło we wrześniu 2011 r.
Do wypadku Jarosława Wałęsy doszło we wrześniu 2011 r.PAP

Dotyczy to zarówno metodologii badań obecności śladów materiałów wybuchowych po katastrofach lotniczych, organizacji służby zdrowia, jak i bezpieczeństwa ruchu drogowego. Zamiast stwierdzić krótko: nie znam się, nie mam dostępu do wiedzy o faktach, zatem nie wypowiadam się, każdy aż pali się, by zabrać głos i zająć stanowisko.

Szczególnie ostro są traktowani przez opinię publiczną ludzie powszechnie znani: politycy, artyści, sportowcy, dziennikarze telewizyjni itp. Gdy jakiś parlamentarzysta zostanie przyłapany na zbyt szybkiej jeździe samochodem, to nawet gdy wyrazi skruchę, nie zasłania się immunitetem i bez szemrania zapłaci mandat, nie może liczyć na wyrozumiałość. Usłyszy i przeczyta wiele gorzkich słów na temat arogancji władzy, poczuciu bezkarności, sobiepaństwie itp.

Gdy tzw. celebryta ma pecha i spowoduje swoim autem kolizję, dowie się, że jest piratem drogowym, pijakiem, a przy okazji beztalenciem i zwyczajną ludzką miernotą. Nie było litości dla Otylii Jędrzejczak, nie było i nie ma dla Macieja Zientarskiego, mimowolnych (bo wszak nie działali z premedytacją) sprawców, ale też i ofiar tragicznych wypadków.

Teraz ludzie, nie znający wszystkich okoliczności zdarzenia, akt śledztwa, ważnych szczegółów, nie zostawiają suchej nitki na Jarosławie Wałęsie i sądzie, który skazał na rok więzienia w zawieszeniu na dwa lata kierowcę toyoty, oskarżonego o spowodowanie wypadku, w którym europoseł doznał poważnych obrażeń.

"Kowal zawinił, cygana powiesili (...), przecież nie mogli skazać europosła i synka b. prezydenta" - oburza się "styx".

"Paranoja, Wałęsa przekroczył prędkość, pojawił się nagle na drodze a niewinnego kierowcę skazali. Skandal. Polska oszustów. (...) To chyba Stalin się obudził z Hitlerem" - wtóruje mu "beata".

"Gdyby Wałęsa jechał z dozwoloną prędkością to by do żadnego wypadku nie doszło, bo by się w ogóle nie spotkali" - wyrokuje internauta o nicku "gu".

"Kpiny z prawa, jeżeli jest jasne, że Wałęsa jechał z nadmierną szybkością, łamiąc prawo, dlaczego to nie on jest oskarżony?" - zgadza się z nim "jojo".

Nie brakuje również wypowiedzi podważających ustalenia ekspertów.

"(...) Opinia biegłych też ustawiona. 115 km/h?? fireblade ma 145 na 1-szym biegu, na 2-gim 190. A prędkość 150 to tak jakbyś spacerował..." - twierdzi "motocyklista".

"Ludzie, po co tyle nienawiści?" - pyta "marcel". I jest to pytanie retoryczne...

Jarosław Wałęsa ma ogromne szczęście, a jednocześnie pecha. Szczęście, bo cudem wyszedł z życiem ze straszliwego wypadku, pecha, bo jest synem byłego prezydenta. Właściwie nawet nie synem, lecz, jak czytamy w kąśliwych komentarzach, "synkiem" lub "synalkiem". Internauci z lubością używają wobec niego również określenia "Bolek junior". Ich zdaniem, europoseł "pochodzi z patologicznej rodziny", dziedzicznie dotkniętej "pomrocznością jasną". Powinien czuć się odpowiedzialny za dawne występki brata, politykę ojca, rozczarowania jego niegdysiejszych entuzjastów, afery III RP, biedę, bezrobocie, masową emigrację, machinacje zakonspirowanych agentów WSI, decyzje rządzących (nazywanych tu "mafią") itd.

Co to ma wspólnego z istotą rzeczy? Ano nic, ale cóż przeszkadza przy okazji fatalnego wypadku z udziałem osoby ze świecznika wylać wszystkie swoje żale na otaczającą nas rzeczywistość i podzielić się z bliźnimi osobistymi frustracjami.

Zresztą nawet sam fakt, że Jarosław Wałęsa wrócił do zdrowia i pracy budzi podejrzenia.

"Gdyby to był zwykły Kowalski pewnie zostałby ukarany za nadmierną prędkość, a przede wszystkim zwykły Kowalski ZSZEDŁBY na miejscu, bo przypomnijmy, że Wałęsa miał ponad 30 kości złamanych w tym kręgosłup. Gdybym to był ja, to tego samego dnia moja rodzina dostałaby wieści o moim zgonie, bo żaden szpital nie wydałby tyle środków na ratowanie jednego człowieka"- prorokuje z niezachwianą pewnością "CBR f4i".

Oczywiście można zastanawiać się, dlaczego sąd odstąpił od ukarania Jarosława Wałęsy, który jadąc zbyt szybko zapewne sam też przyczynił się do wypadku. Na jakiej podstawie ludzie, nie znający przepisów regulujących te kwestie, twierdzą jednak, że taka a nie inna decyzja przedstawicieli Temidy była wynikiem matactw i odgórnych nacisków? Mają na to jakiekolwiek dowody? Zresztą swoistą karą za współwinę europosła były jego cierpienia i przyznanie mu pięciokrotnie niższego, niż żądane, zadośćuczynienia finansowego od kierowcy Toyoty.

We wszelkich incydentach z udziałem celebrytów i tzw. zwykłych ludzi opinia publiczna z reguły opowiada się po stronie tych ostatnich, z definicji uznając, że nie mogą być winni jakiegokolwiek nieszczęścia. Ciekawe, jak wyglądałyby komentarze, gdyby to Jarosław Wałęsa kierował toyotą, a Tadeusz M. motocyklem? Czytalibyśmy wówczas zapewne, że "synalek Bolka" rozbija się po drogach kosztownymi samochodami i zastanawiające, skąd bierze na to pieniądze; że czuje się takim królem szos, iż nie chce mu się nawet sprawdzić, czy wykonując niebezpieczny manewr nie wymusza na kimś pierwszeństwa przejazdu; że naraził Bogu ducha winnego motocyklistę (który owszem, jechał być może odrobinę zbyt szybko, ale przecież każdemu się to zdarza) na straszliwe cierpienia; że wyrok - rok "w zawiasach" - jest śmiesznie niski itp.

Jako puentę przytoczmy fragment jednego z niewielu komentarzy tonujących nastrój ogólnego potępienia dla Jarosława Wałęsy i wymiaru sprawiedliwości. "Ludzie, po co tyle nienawiści?" - pyta "marcel". I jest to pytanie retoryczne...

poboczem.pl
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas