Właściciel Lotusa: Pietrow za bardzo wierzył w pieniądze

Gerard Lopez właściciel teamu Lotus odkrył kulisy ubiegłorocznego zwolnienia Witalija Pietrowa. Luksemburczyk stwierdził, że Rosjanin zbytnio wierzył w sponsorów i potrzebował elektrowstrząsu.

Pietrow jeszcze kilka miesięcy temu był pewnym kandydatem do fotela w teamie Lotus także na rok 2012 (Rosjanin miał podpisany kontrakt na sezon 2012). Tymczasem pod koniec roku zespół z Enstone ogłosił, że Pietrow nie będzie jeździł w złoto - czarnym bolidzie, a umowa przestaje obowiązywać. Nagła decyzja włodarzy teamu Lotus zaskoczyła nie tylko rosyjskiego kierowcę, ale także obserwatorów wydarzeń w Formule 1.

Niedawno Gerard Lopez, właściciel teamu Lotus, wyjaśnił kulisy rezygnacji z usług "Rakiety z Wyborga". Biznesmen z Luksemburga stwierdził, że Pietrow pomimo braku wyników robił dobrą minę do złej gry, myśląc, że pieniądze, które dostarcza do zespołu zapewnią długoletni byt w F1.

Reklama

"Witalij sprawiał wrażenie, jakby myślał sobie "jeśli dalej będę zasilał budżet ekipy, zostanę tutaj przez pięć kolejnych lat". Ale Formuła 1 tak nie działa. Tutaj trzeba dawać z siebie wszystko w każdym tego słowa znaczeniu. Sądzę więc, że Witalij potrzebował elektrowstrząsu. Bez względu na to, czy w tym roku odpocznie od F1, czy znajdzie sobie posadę, rozstanie z nami zrobi mu dobrze" - tłumaczył właściciel Lotusa.

Pietrow zaczynał swoją przygodę z Formułą 1 w 2010 roku w zespole Lotus-Renault u boku Roberta Kubicy. Swój pierwszy sezon ukończył na 13. pozycji. Rok 2011 rozpoczął się dla Rosjanina od zmiany partnera (wypadek Roberta Kubicy), którym został Nick Heidfeld. Pietrow w pierwszym wyścigu nowego sezonu na torze Albert Park w Australii, zajął trzecie miejsce. Jest to, jak do tej pory najlepszy wynik w karierze rosyjskiego kierowcy.

Obecnie niedawny partner Kubicy znalazł zatrudnienie w teamie Caterham. Pietrow zastąpił zwolnionego w piątek Włocha Jarno Trulliego

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy