Vettel/Ferrari: co dalej?

Wiadomością ostatnich dni, a zapewne i roku w Formule 1 jest news o odejściu z Ferrari po sezonie 2020 Sebastiana Vettela. O takiej możliwości mówiło się w padoku od dłuższego czasu. Jak podsumować dotychczasową, dość specyficzną karierę Niemca?

Vettel został kierowcą Formuły 1 w mało przyjemnych dla polskich kibiców okolicznościach. Podczas Grand Prix USA w 2007 roku zastąpił Roberta Kubicę w zespole BMW Sauber po wypadku Polaka w Kanadzie tydzień wcześniej. Niemiec zaliczył imponujący debiut, zajmując ósme miejsce i zdobywając punkt (obowiązywał wtedy inny system punktacji, niż obecnie). W wieku niespełna 20 lat został najmłodszym kierowcą, który zdobył punkty w Formule 1. Był to jednak pierwszy i ostatni występ Vettela w niemieckim zespole, bo dokończył sezon w barwach Scuderii Toro Rosso. Już wtedy uważany był za cudowne dziecko wyścigów.

Reklama

Sezon 2008 przyniósł Vettelowi pierwsze w karierze zwycięstwo (Grand Prix Belgii) i ósme miejsce w punktacji sezonu z dorobkiem 35 punktów. Rok 2009, już w zespole Red Bull Racing to kolejne cztery wygrane wyścigi i drugie miejsce w punktacji.

Cztery kolejne sezony to cztery tytuły mistrzowskie i wiele imponujących osiągnięć. W roku 2013 Niemiec wygrał 13 spośród 19 wyścigów, w tym 9 ostatnich z rzędu, co do dziś pozostaje niepobitym rekordem. Do Vettela należy kilkadziesiąt różnych rekordów Formuły 1, z których wiele długo nie zostanie pobitych.

I na tym kończy się jasna strona kariery Vettela. Po genialnym sezonie 2013, w kolejnym roku nie wygrał ani jednego wyścigu! Zaledwie cztery razy stanął na podium i ukończył sezon dopiero na piątym miejscu. Dlaczego tak się stało? Na pewno z trudem przyszła mu adaptacja do zupełnie nowego samochodu z turbodoładowanym silnikiem V6 1,6. Poszukiwacze teorii spiskowych mówią, że szukał pretekstu, by zespół nie stawiał mu przeszkód w planowanej zmianie barw.  

W sezonie 2015 Vettel trafił do Ferrari czyli zespołu marzeń każdego kierowcy wyścigowego. Miał w Scuderii kontynuować legendę swojego rodaka Schumachera. Miał zdobywać kolejne tytuły. Nie zdobył ani jednego. Co poszło nie tak? 

Przyczyn jest wiele. Z konkurencyjnością samochodu bywało różnie. W przeciwieństwie do innych zespołów, Scuderia nie słynie z perfekcyjnej organizacji. Jest to najbardziej widoczne na polu strategii, zarówno długofalowej, jak i wyścigowej. Zastrzeżenia budzi często chaotyczna i niespójna polityka personalna. Zespół od lat cierpi na brak charyzmatycznego szefa, który potrafiłby utrzymać towarzystwo w garści. Forma Vettela też bywała zmienna. Popełniał sporo błędów, zwłaszcza pod presją. W wielu przypadkach nie potrafił utrzymać nerwów na wodzy.

O ile sezon 2015 zakończył na trzecim miejscu z trzema zwycięstwami, właściwie nie licząc się w walce o tytuł, to kolejny rok był po prostu katastrofą. Ani jednej wygranej i czwarte miejsce, które z trudem obronił z przewagą zaledwie 8 punktów przed Maxem Verstappenem! 

2017 i 2018 były nieco lepsze - dwukrotnie drugie miejsce w klasyfikacji sezonu za Hamiltonem, ale to za mało jak na ambicje czterokrotnego mistrza świata. Zresztą w obydwu sezonach Vettel przegrał zdecydowanie, a Hamilton mógł świętować tytuły na kilka wyścigów przed zakończeniem sezonu.

Wreszcie w 2019, jak mówią złośliwi lepiej byłoby, gdyby Vettel skupił się na jeździe, a nie na instruowaniu zespołu, że to on jest kierowcą numer jeden, a nie Leclerc, który w większości wyścigów był po prostu lepszy od mistrza. Tylko jedno zwycięstwo i dopiero piąte miejsce w punktacji. Za swoim kolegą z zespołu. Jakiś komentarz?...

Jak można podsumować ten rozdział kariery Vettela? Chyba nawet jego najbardziej zagorzali kibice zgodzą się, że określenie totalna katastrofa pasuje tu idealnie. W ciągu 5 sezonów w Ferrari tylko 14 razy stawał na najwyższym podium. I nawet gdyby w 2020 zdobył tytuł mistrzowski, co jest raczej mało prawdopodobne, w niewielkim tylko stopniu zmieniłoby to tę ocenę.

Powiedzmy jasno: Vettel, ze względu na swoją klasę i umiejętności nie zasłużył na cztery tytuły mistrza świata. Na jeden, może dwa - jak najbardziej, ale nie na cztery. W pierwszej fazie kariery Vettel był dzieckiem szczęścia. Dopóki miał najlepszy samochód poprzedniej generacji, stworzony pod kierunkiem Adriana Newey’a był nie do pokonania. Potem jednak okazało się, że król jest nagi.

Grzegorz Gac

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy