Sebastian Vettel: Nie muszę już nikomu nic udowadniać

Kierowca Red Bull Racing zdominował tegoroczne mistrzostwa świata kierowców Formuły 1. Niemiec był bezapelacyjnie najlepszym kierowcą w tegorocznej rywalizacji, czego efektem była obrona tytułu mistrza świta na cztery wyścigi przed zakończeniem trwającego jeszcze sezonu. Należy też pamiętać, że Vettel miał fantastyczny bolid, skonstruowany przez genialnego Adriana Newey'a.

Do zakończenia tegorocznego sezonu mistrzostw świata kierowców Formuły 1 pozostał ostatni wyścig o Grand Prix Brazylii. Najważniejsze rozstrzygnięcia jednak zapadły dużo wcześniej. Podczas GP Japonii, piętnastej z dziewiętnastu przewidzianych eliminacji kalendarza 2011 nastąpiła koronacja nowego, "starego" mistrza świata kierowców Sebastiana Vettela. Niemiec w kapitalnym stylu obronił mistrzowską koronę niezagrożenie prowadząc w klasyfikacji generalnej od pierwszego wyścigu na torze w Australii. Kierowca Red Bull Racing mówi, że powtórzenie wyniku z sezonu 2010 nie było wcale tak oczywiste, jak się wydaje teraz i było sporo niewiadomych jeszcze w trakcie zimowych testów, a także w trakcie sezonu.

Reklama

"Na początku sezonu nie mogłem spodziewać się takiego scenariusza, jaki został zrealizowany w końcówce sezonu. Było zdecydowanie za wcześnie, również dlatego, że potrzebowaliśmy trochę czasu, by oswoić się z nowymi oponami. Było wiele pytań odnośnie przebiegu wyścigów, niektórzy sądzili, że będzie dochodzić do pięciu, a nawet sześciu pit stopów - opowiadał Sebastian Vettel. - "To, co stało się oczywiste z biegiem sezonu, to fakt, że nasz bolid nie dominuje tak, jak w 2010 roku, a ogromną różnicę stanowimy my ludzie. Staliśmy się jedną wielką siłą. Jesteśmy dużo bardziej stabilni i wyciągnęliśmy wnioski z zeszłorocznych błędów. To zabawne, otrzymując komentarze po udanym wyścigu słyszysz określenia takie jak "łatwy", "spacerek po parku". Nic takiego się nie zdarzyło w tym sezonie. Każde zwycięstwo było ciężką walką. Wszystko musiało się zgrać i niezwykłe jest to, że udało nam się tego dokonać. Ten sezon szedł po myśli od początku, bez żadnych komplikacji. Samochód nigdy nas nie zawiódł sami także nigdy się nie zawiedliśmy na sobie. Oczywiście, były jakieś drobne kwestie tu i tam, ale nigdy nie poszliśmy w stronę złego scenariusza. Główną poprawą względem poprzedniego sezonu było to, że nigdy nie byliśmy drażnieni przez głupie sytuacje. Nawet jeśli coś złego zaczynało się dziać, nie potykaliśmy się, jak rok temu" - tłumaczył Niemiec.

Vettel podsumowując tegoroczny sezon przyznał, że najbardziej cieszyły go zwycięstwa w GP Monako, Włoch i Singapuru.

"Są trzy wyścigi, które wyróżniłby wśród pozostałych. Zwycięstwo w Monako jest czymś niesamowitym. Przed każdym wyścigiem mamy spotkanie dotyczące strategii, gdzie próbujemy przewidzieć losy wyścigu tak, jak to tylko możliwe, ustalamy naszą strategię pod kątem wielu czynników i uwierzcie mi opcja jednego postoju nigdy nie była brana pod uwagę, bo byliśmy przekonani, że po prostu jest to niemożliwe do wykonania. Ostatecznie stała się ona naszą jedyną szansą na wygranie i o dziwo zadziałało! Czegoś takiego nigdy nie zapomnisz. Sukces na Monzy również był dla mnie wyjątkowy. Bycie na podium po trzech latach, powrót do tego samego miejsca, w którym pierwszy raz spróbowałem smaku szampana F1, to było niezwykłe. No i wyścig w Singapurze był czymś ważnym. Myślę, że to jeden z najtrudniejszych i najbardziej wymagających wyścigów w sezonie pod względem koncentracji, gdzie po dwóch godzinach pracy jesteś pewny tego, co robiłeś. Są więc dokładnie trzy wyjątkowe momenty w tym wyjątkowym sezonie." - wyznał kierowca Red Bull Racing.

Sebastian Vettel w bieżącym sezonie wygrał jedenaście z dziewiętnastu wyścigów. Czternaście razy startował z pierwszego pola startowego (pobił długoletni rekord Nigela Mansella ) notował najszybsze okrążenia w wyścigach. Ale jak sam przyznaje najbardziej emocjonującym momentem jest chwila kiedy stoi na najwyższym podium.

"Najbardziej emocjonującym momentem wyścigu jest zdecydowanie podium. Zrobiłeś to, nikt nie potrafił ci tego odebrać i wtedy możesz się już zrelaksować, cieszyć chwilą. Odgrywanie narodowego hymnu gdy wszyscy milkną z szacunku to minuta krótkiej refleksji nad wyścigiem przed wpadnięciem w szaleństwo i dumę. Później, całkiem sam w swoim pokoju, kiedy wszystko jest takie spokojne nagle zaczynasz się uśmiechać. Początkowo nie wiesz dlaczego, ale później dociera do ciebie, że masz dobry powód i po prostu jesteś szczęśliwy" - zapewniał reprezentant Red Bull Racing.

Młody kierowca z Niemiec przyznał, tytuł mistrz świata jest nagrodą wymierną, ale dla niego osobiście jest też wartością indywidualną w ocenie własnej wartości.

"Pewnie jestem lepszym kierowcą niż w ubiegłym sezonie. Ale najlepsze w tym wszystkim jest to, że nie musisz już nikomu nic udowadniać, ten rok pokazał, że sezon 2010 nie był tylko moim szczęściem przy pechu innych." - stwierdził dwukrotny mistrz świata Sebastian Vettel z teamu Red Bull Racing.

Robert Galiński

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy