Renault odpiera zarzuty Raikkonena

Szef stajni Renault Eric Boullier jest zaskoczony zarzutami, które pod adresem francuskiego teamu kieruje Kimi Raikkonen. Fin w jednym z wywiadów ostro zaprotestował przeciwko wiązaniu jego nazwiska z teamem Renault, i że nigdy nie zamierzał wracać do F1, a cała sytuacja to medialny show nakręcony przez Francuzów.

"Nie wykorzystaliśmy wizerunku Kimiego, mimo że sugeruje on w prasie zupełnie co innego. Po Spa kontaktowali się z nami jego menadżerowie. Chcieli rozpocząć dyskusję, a ja powiedziałem wtedy. Proszę poczekać. Tak, bardzo nam schlebia wasz kontakt, ale musimy dokończyć proces sprawdzania potencjału Witalija Pietrowa i gdy tylko wyciągniemy wnioski, odezwiemy się do was. Nic więcej nie było. Od tego czasu, nie odzywałem się do nich ponieważ nie ukończyliśmy sprawdzania potencjału Witalija i nie było nic więcej do powiedzenia. Nigdy nie wykorzystałem mediów i nie widzę, żadnych korzyści z mówienia mediom, że Kimi jest zainteresowany i chce dla nas jeździć. Jaki byłby tego cel?"" - mówił dla serwisu Autosport.com Eric Boullier.

Reklama

Nieporozumienie na linii Raikkonen - Boullier pojawiło się po tym, jak były mistrz świata ostro zaprotestował w jednym z wywiadów, dyskredytując słowa szefa Renault.

"Nigdy na poważnie nie rozważałem możliwości jazdy dla Renault, mogę zapewnić was w100 procent, że nie będę tam jeździł w przyszłym roku. Jestem bardzo rozczarowany sposobem, w jaki wykorzystali moje nazwisko w celach marketingowych zespołu" - powiedział Kimi dla gazety "Turun Sanomat" kilka dni temu.

Na ripostę szefa Renault Erica Boulliera, na trzeba było czekać długo.

"Nie możemy być rozczarowani jego komentarzem, ale nie rozumiem po co być tak agresywnym i podejrzewać nas o jakąś medialną grę. Nigdy nie biegłbym do mediów, aby wyjaśnić im takie sprawy. Odpowiadaliśmy jedynie na pytania. Nawet nas cała ta sytuacja zapędziła w kłopoty, ponieważ ciągle sprawa pojawiała się na stole. Okazało się, że było olbrzymie zainteresowanie mediów, a podczas minionego tygodnia nadal donoszono o naszym kontakcie. Domyślam się, że było to spowodowane brakiem innych wieści i domyślam się, że Kimi nie był zadowolony z tego wszystkiego w prasie." - tłumaczy Bullier na łamach Autosport.com

Szef Renault uważa także, że miał prawo powiedzieć w mediach, iż zespół jest zainteresowany rozmową z Kimim Raikkonen'em, bowiem prowadzenie równoległych negocjacji z dwoma zawodnikami byłoby nieczystym zagraniem. A był moment, kiedy zespół poważnie rozważał zastąpienie Witalija Pietrowa innym, bardziej klasowym kierowcą.

"Byłem bardzo szczery i bardzo czysto grałem ze wszystkimi. Nie przeszedłbym do dalszych rozmów z nikim, ponieważ to byłoby nie fair w stosunku do nich jeżeli podjęlibyśmy decyzję, że jesteśmy gotowi zatrzymać Witalija. Ideą było to, że jesteśmy zainteresowani rozmową, a jeżeli stwierdzilibyśmy, że Witalij nie poradzi sobie, oddzwonimy do nich i będziemy dyskutować. Ale po co dyskutować to wcześniej? Można pogrywać sobie z mediami, pogrywać z presją, ale nie w taki przypadku."- wyjaśnia Eric Boullier

Na koniec szef francuskiej stajni, jednoznacznie dał do zrozumienia, że nie ma sobie nic do zarzucenia. A co za tym idzie, także zespołowi Renault, a agresywny komentarz Kimiego Raikkonena, kończy kontakty na linii Renault - Raikkonen.

"Zawsze jednak trzymam się swojego zdania, a gdy stało się to publiczną wiadomością, grałem fair i byłem grzeczny. Tak, schlebiał nam kontakt, ale nic więcej nie powiedziałem. Teraz rozumiem wszystko i on także wie wszystko, a to jest koniec dyskusji" - oświadczył dla Autosport Eric Boullier szef zespołu Renault.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy