Nudny jubileusz
Zawiedli się ci, którzy liczyli, że niedzielny tysięczny wyścig w historii Formuły 1 na torze w Szanghaju przyniesie emocje godne tak wspaniałego jubileuszu. Niemal kuriozalne ustawienie na polach startowych czołowej dziesiątki nie wróżyło wielkich emocji, chociaż oczywiście w wyścigach różnie bywa. Pierwsza linia - dwa Mercedesy, druga - dwa Ferrari, trzecia - dwa Red Bulle, czwarta - dwa samochody Renault i piąta - dwa Haasy.
Tuż po starcie Hamilton wyprzedził startującego z pole position Bottasa, a potem mieliśmy do czynienia z typową procesją, od czasu do czasu tylko przerywaną wydarzeniami godnymi odnotowania. Lewis Hamilton odniósł swoje 75. zwycięstwo w karierze, pokonując swojego kolegę z zespołu. Trzecie i piąte miejsce dla Ferrari po zadziwiającej strategii. Wyraźnie faworyzowany przez zespół Vettel pokonał czwartego na mecie Verstappena, a wyraźnie nie faworyzowany Leclerc był piąty. Dla Red Bulla nie był to z pewnością wyścig marzeń. W końcówce największe emocje były związane z tym, czy Pierre Gasly, zmieni opony na świeży komplet tuż przed metą, aby spróbować zdobyć punkt za najszybsze okrążenie. Zmienił, spróbował, zdobył i zajął szóste miejsce. Wreszcie ukończył wyścig i zdobył swoje pierwsze punkty w Renault Daniel Ricciardo, siódmy na mecie. Za nim finiszowali Sergio Perez i Kimi Raikkonen. Dziesiątkę zamknął po rewelacyjnym występie, wybrany zasłużenie kierowcą dnia Alexander Albon, który po starcie z alei serwisowej (po wypadku w sesji treningowej) zaliczył spektakularny awans do dziesiątki.
W dolnej części klasyfikacji bez zmian i niespodzianek. Williams nadal zamyka stawkę. Robert Kubica przyjechał na metę na 17 miejscu, tuż za swoim kolegą z zespołu George’m Russellem. Obydwaj stracili dwa okrążenia do zwycięzcy. W pokonanym polu zostawili tylko trzech kierowców, którzy nie ukończyli wyścigu - Hülkenberga, Kwiata i Norrisa, chociaż ten ostatni został sklasyfikowany ze względu na przejechany dystans. Niestety, nadal nie widać cienia nadziei na poprawę. I nawet nie chodzi tu o miejsca na mecie wyścigu. Nie chodzi także o straty czasowe do czołówki, czy nawet do kierowców środka stawki. Chodzi o to, co się dzieje w zespole, a co wynika z wypowiedzi kierowców, zwłaszcza Roberta Kubicy. Słuchamy ich z coraz większą frustracją i przykrością, bo zupełnie nie tak wyobrażaliśmy sobie jego powrót do ścigania na najwyższym poziomie. Jeżeli Kubica mówi, że nie ma wiele do powiedzenia, to sam ten fakt mówi wiele. Za wiele. Można mieć wrażenie, że chciałby powiedzieć więcej, ale... może lepiej, że nie mówi. Można także mieć wrażenie, że relacje międzyludzkie i atmosfera w zespole są fatalne, że postępuje brak motywacji i wiary, że coś może się zmienić.
Robert Kubica wciąż narzeka na źle zbalansowany i nieprzewidywalny samochód, którego zachowanie zmienia się niemal z okrążenia na okrążenia. Do tego dochodzi brak przyczepności. Nadal dalekie od wytłumaczenia są różnice w osiągach samochodów obu kierowców. Mówi się o problemach ze sztywnością nadwozia, czy zarządzaniem ciśnieniem powietrza w oponach. Jedno wydaje się pewne - nikt nie panuje nad sytuacją w dziale technicznym i chyba nikt nie ma pomysłu, w którym kierunku iść, aby osiągnąć poprawę zachowania samochodu.
Czy są jakieś pozytywy? No dobrze - w trzech wyścigach obydwa samochody zespołu Williams dojechały do mety, co nie wszystkim się udało, by wymienić choćby zespół Renault, który nie dokonał tego ani razu. W Szanghaju obydwaj kierowcy Williamsa mieli różne strategie. To oznacza, że zespół próbuje różnych rozwiązań i zbiera dane do wykorzystania. Pozytywem jest także to, że ci, którzy przed sezonem powątpiewali w sprawność prawej ręki naszego kierowcy, kwestionując jego zdolność do ścigania w Formule 1, teraz jakby przycichli...
Robert Kubica powiedział w Szanghaju, że z nadzieją czeka na kolejny wyścig na ulicznym torze w Baku. Dawno nie jeździł na torach ulicznych, więc ma nadzieję, że będzie ciekawie. My też czekamy i też mamy nadzieję.
Grzegorz Gac